Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Komorowska: Na początku myślałam, że będzie gorzej [ROZMOWA]

Ryszarda Wojciechowska
Mimo wszystko naszej rodzinie udało się zachować prywatność. Toczymy w miarę normalne życie - mówi Anna Komorowska, żona prezydenta RP

Spotykamy się w Armenii, gdzie uczestniczyła Pani w uroczystym otwarciu wystawy Teodora Axentowicza, "Ormianina polskiego". Co zdecydowało o przyjęciu tego zaproszenia, bo przecież próśb o patronat i udział w takich imprezach jest wiele?
Mój przyjazd do Erywania na otwarcie wystawy Axentowicza to konsekwencja oficjalnej wizyty w Armenii w 2011 roku. Podczas tego pierwszego pobytu mój mąż w gabinecie prezydenta Armenii Serża Sarkisjana zobaczył obraz Iwana Ajwazowskiego. W trakcie rozmowy zrodziła się koncepcja zorganizowania w Polsce wspólnej wystawy obrazów Ajwazowskiego, Ormianina o polskich korzeniach i Axentowicza, Polaka o korzeniach ormiańskich. Taka wystawa została uroczyście otwarta przed kilkoma miesiącami w Sopocie. Miałam okazję ją obejrzeć, wiem, że cieszyła się dużym zainteresowaniem. Następstwem tej sopockiej wystawy jest wystawa Axentowicza w Erywaniu. Dlatego tu jestem i cieszę się z rangi, jaką nadano temu wydarzeniu, ponieważ w uroczystości udział wzięła armeńska para prezydencka Rita i Serż Arkjanowie.

Czy takie krótkie pobyty pozwalają na wyrobienie sobie opinii o Armenii, Ormianach?
Wizyty, które składam, są niezwykle skondensowane, program jest bardzo napięty. Jednakże zawsze staram się zobaczyć jak najwięcej, jak najlepiej poznać kraj, który odwiedzam. Ormianie to bardzo życzliwy naród.

Mam wrażenie, że ostatnio Państwa życie jest takim życiem na walizkach. To są dobre strony bycia żoną prezydenta, czy może to uciążliwość?
Na pewno wyjazdy wiążą się ze sporym wysiłkiem. Często leci się nocą, tak jak teraz do Erywania. Jednocześnie jednak podróże dostarczają dużo przyjemności i wiedzy. Poznaje się nowe osoby i miejsca. Ale moje wizyty to nie są podróże turystyczne. Zawsze staram się jak najlepiej poznać dany kraj, ale też promować Polskę, jej kulturę i tradycje.

Jest szansa na zaprzyjaźnienie się z żoną innego prezydenta? Czy to jest tak, że albo jest przyjazna chemia albo Pani myśli - o nie, nie zaprzyjaźniłabym się.
Z wieloma paniami utrzymuję kontakty nie tylko przy okazji oficjalnych wizyt, z niektórymi spotykam się częściej, bo i wizyt jest więcej. Zawsze jednak takie spotkania przebiegają w sympatycznej atmosferze. Ja do każdego z nich dokładnie się przygotowuję, czytam życiorysy moich rozmówczyń, dowiaduję się, jakie mają zainteresowania i dzięki temu łatwiej się potem rozmawia.

Protokół dyplomatyczny to trudna szkoła, którą trzeba opanować.
Protokół pomaga poruszać się w świecie dyplomacji. Są sytuacje, kiedy musi być przestrzegany, na przykład, podczas oficjalnych powitań. I tam trzeba się trzymać reguł. W mniej oficjalnych sytuacjach można lekko przełamać ten formalizm protokołu. Ale wychodzę z założenia, że protokół jest dla ludzi, a nie ludzie dla protokołu.

Kultura jest bliższa Pani sercu niż polityka?
To często teraz idzie w parze. Ale ja nie jestem politykiem.

I o polityce niechętnie Pani rozmawia.
W Polsce każdy czuje się ekspertem od polityki. Więc ten mój głos mogę już sobie darować (śmiech).

Lubi Pani zwrot "pierwsza dama"?
Raczej nie.

A "pani prezydentowo"?
To już bardziej. Ta pierwsza forma nie pochodzi z naszej tradycji. A poza tym, kiedy słyszę "pierwsza dama", to zawsze czuję pewien niepokój. Bo skoro ja jestem pierwsza, to jak wygląda ta kolejka za moimi plecami? Kto jest drugi, piąty itd. (śmiech). Wolę tego określenia unikać. Ale wiem, że funkcjonuje i nie walczę z nim.

Cztery lata prezydentury Pani męża bardzo zmieniło Państwa życie?

Wiele rzeczy z naszego życia, na szczęście, pozostało w stanie nienaruszonym. Po zakończeniu prezydentury przez mojego męża nie będę miała poczucia, że była to wyrwa w życiorysie - wręcz przeciwnie - to czas zebrania wielu interesujących i cennych doświadczeń.

Ale jednak prezydentura odbiera sporo prywatności. Nie ma mowy o byciu w cieniu.
Zabiera prywatności sporo, to prawda. Ale na początku myślałam, że będzie gorzej. Jednak udało się naszej rodzinie zachować prywatność, nasze życie rodzinne i towarzyskie. Bardzo dbamy o to, by mimo licznych obowiązków i mniejszej ilości wolnego czasu toczyć w miarę normalne życie.

Belweder jest już udomowiony?
Od samego początku góra Belwederu stała się naszym domem na czas prezydentury i tam się dobrze czujemy. Życie rodzinne musi się toczyć normalnie. Nie można go zawieszać na czas sprawowania prezydentury przez mojego męża.

Nie należy Pani do żon, które doradzają mężowi w sprawach polityki.
Rozmawiamy o polityce. Nie da się od niej uciec. Wymieniamy się opiniami i wrażeniami, ale swoich doradców ma w Kancelarii Prezydenta RP.

Takie codzienne życie polityczne interesuje Panią?
Słucham wiadomości i czytam prasę, bo polityka mnie także dotyczy. Interesuje mnie to tak, jak każdego Polaka.

Teraz premierem jest kobieta.
I świetne.

Kobiety w polskiej polityce... Jak Pani na to patrzy?
Dlaczego my ciągle podkreślamy płeć osoby, która sprawuje jakąś funkcję? Ja przede wszystkim mówiłabym o kompetencjach. To jest dla mnie ważne. Jest wiele kobiet i mężczyzn, którzy nadają się do pełnienia najważniejszych funkcji w kraju. To nie płeć jest sprawą decydującą o tym, czy ktoś będzie dobrym premierem czy prezydentem. Zresztą nie rozumiem tego zamieszania wokół kobiety premiera. Przecież my już mieliśmy kobietę premiera panią Hannę Suchocką. Wiele pań z powodzeniem sprawowało i sprawuje ważne funkcje państwowe.

Chcę zapytać o Sopot, o ulicę Morską. Podobno tam spędziliście Państwo najdłuższy urlop w swoim życiu, który trwał aż trzy miesiące. Chociaż nie miał tak całkiem wesołego zabarwienia, bo to czas stanu wojennego.
Z perspektywy tych trzydziestu paru lat można to wspominać z uśmiechem, a nawet traktować jako miłe wspomnienie. Po powrocie mojego męża z obozu internowania wyjechaliśmy z Warszawy, żeby się ukryć, ponieważ groziło mu kolejne zatrzymanie. Najpierw ukrywaliśmy się w Borach Tucholskich, a potem w Sopocie w mieszkaniu cioci. I to były rzeczywiście cudownie długie, przymusowe wakacje. Do tej pory je czasami wspominam.

A teraz najchętniej wakacje też w Polsce? Czy może jednak egzotyczne strony?
W Polsce jest najprzyjemniej. Od wielu lat, co nie jest już tajemnicą, mamy swoje ukochane miejsce na Suwalszczyźnie. I tam spędzamy każdą wolną chwilę. Jesteśmy u siebie.

Pani zawsze na pytanie - co jest najważniejsze - odpowiada - rodzina.
I nic się nie zmieniło, poza tym, że rodzina nam się szczęśliwie powiększa.

I teraz zamiast dziecioterapii Pani Prezydentowa ma wnukoterapię.
Dzieci są już za duże, żeby się z nimi bawić. To już partnerzy do dyskusji i do sporów.

Ale żyją polityką?
Są polityką zainteresowane. W naszym domu nie da się przecież inaczej.

Anna Komorowska

jest absolwentką filologii klasycznej na Uniwersytecie Warszawskim. Po studiach uczyła łaciny w szkole średniej. W młodości zaangażowana w działalność ZHP, gdzie poznała Bronisława Komorowskiego. Są małżeństwem od 1977 r. W okresie PRL aktywnie wspierała męża w działalności opozycyjnej. Po narodzinach pierwszej córki zrezygnowała z pracy zawodowej na rzecz wychowania dzieci i prowadzenia domu. Państwo Komorowscy mają piątkę dzieci i czworo wnucząt.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Anna Komorowska: Na początku myślałam, że będzie gorzej [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki