Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapomniane cmentarze ewangelickie na Pomorzu. Rozkradzione groby zbiorowej niepamięci [ZDJĘCIA]

Tomasz Słomczyński
Roman Rybakowski z wnukami Kubą i Antosiem, którzy razem z dziadkiem remontowali i stawiali krzyż nagrobny na cmentarzu w Kameli. - Przynajmniej jeden grób nie będzie już anonimowy - mówi pan Roman
Roman Rybakowski z wnukami Kubą i Antosiem, którzy razem z dziadkiem remontowali i stawiali krzyż nagrobny na cmentarzu w Kameli. - Przynajmniej jeden grób nie będzie już anonimowy - mówi pan Roman Tomasz Słomczyński
Jest ich bardzo dużo, poza miejscowymi, nikt o nich nie wie. Ewangelickie śródleśne cmentarze są rozkradzione, zdewastowane, zbezczeszczone. Wciąż jednak są też piękne i przejmujące.

Niemcy leżą w miejscu niepozornym. Widać je z powiatówki między Przywidzem a Egiertowem. Ot, taka zwyczajna kępa drzew na polu. W Roztoce trzeba zjechać z asfaltu, szutrem ze sto metrów w lewo i zaparkować na łące. Popegeerowską łąkę tutejszy gospodarz zakupił przed laty, dziś kosi na niej trawę. Ale środek omija. Bo tam Niemcy. Tak się tu mówi, choć w rzeczywistości są wśród nich Polacy i Kaszubi, i ci, co sami nie wiedzieli, w jakim języku mówić pacierz.

Wolff i Marczinke, Bednareck i Holz, Hoppe i Gurski. Wymieszało się, tak to zwykle bywa, jeśli ludzie ze sobą żyją i umierają przez kilkaset lat. Nic też nadzwyczajnego w tym, że żyjący swoim umarłym budują cmentarze.

Jeśli jednak żyjących zabraknie, to umarli pozostaną sami i bezbronni. Bo ci, którzy przyjdą, swoi już nie będą.

Koniec świata 1945

Gustaw Kowitz z Klonowa Dolnego potrzebował żelaza do swojej kuźni. Musiał być uparty, bo wszyscy mu mówili, żeby nie jechał. Ale on się bać Ruskich nie będzie. W dzisiejszym Pomlewie spotkał Pawła Hellwiga, który miał tu restaurację. Wracał z Gdańska, gdzie zawiózł żonę i dzieci, mniemając, że tam będą bardziej bezpieczne. Pewnie rozmawiali o ciężkich czasach, które miały nadejść, kiedy pojawili się Rosjanie. Dwa strzały, dwa trupy.

Ida Kowen w tym czasie wskakiwała do studni. Myślała, że przeżyje. A może nie myślała o niczym, bo strach przed Rosjanami sparaliżował myślenie? Nie przeżyła, utonęła.

Gustaw Kowitz, Paweł Hellwig, Ida Kowen i wielu innych, wszyscy zostali tutaj pochowani. A potem ci, którym życie darowano, wyjechali. Najpierw był obóz w Grudziądzu, nie wszyscy wrócili po kilku miesiącach. Potem przychodzili polscy milicjanci. Mathilda Wolff z Klonowa prosiła, by pozwolili dzieciom zjeść śniadanie. Zginęła, zatłuczona kolbami. Wszystkich ładowano do pociągów.

Gęste powietrze i szum ciszy

Mówi się o nich "poniemieckie". Są w jakiś sposób do siebie podobne, na przykład cmentarz w Roztoce, wystarczy przejść przez to, co pozostało z bramy, między dwoma ceglanymi słupami, żeby poczuć, niemal fizycznie, że powietrze jest tu gęstsze, a cisza jakoś tak mocniej szumi.

W tym niemieckim i ewangelickim lesie widać, jak żywe bierze górę nad umarłym - mech, krzewy i kilkudziesięcioletnie drzewa rozpychają się między betonowymi płytami, pokrywają zielonym żywiołem to, co odeszło i zdaje się być już nikomu niepotrzebne.

Takich cmentarzy, zaznaczonych na mapie maleńkimi pojedynczymi krzyżykami, jest tu mnóstwo: Roztoka, Czarna Huta, Majdany, Kamela, Klonowo Dolne, Trzepowo, Połęczyno, Kaplica, Piekło Górne, Przywidz i wiele innych wsi. Ci, którzy tu żyli, chcieli mieć swoich przodków obok siebie. Co wioska, to cmentarz. Co wioska, to gruzowisko.

Od siebie się natrudzić trochę

Roman Rybakowski z Kameli nie zwykł chodzić na stary cmentarz. Owszem, był kiedyś, wiedział, gdzie on jest, ale żadnej potrzeby, żeby tam łazić, to nie miał. Jednego razu, na początku roku to było, zabrał wnuki ze sobą i poszedł.

- Zdziwiłem się. Po grobach, które przecież pamiętałem, jakby nie było śladu. Tylko jeden mały krzyż stał samotnie oparty o lipę. No i stała ta tablica o żywotnikach.

Na terenie cmentarza w Kameli rośnie kilka żywotników zachodnich. To cyprysowate drzewa sprowadzone z USA i Kanady. Postawiona tu tablica informuje, że są pomnikami przyrody, są prawem chronione i mają 120 lat. Sadzili je więc Niemcy. Obok drzew albo wręcz pod nimi - groby, które też Niemcy budowali. W zasadzie nie groby, tylko ich resztki, to, co pozostało po dziesiątkach albo i setkach grabieży. Ani prawo, ani nic ich nie chroni. Formalnie nie ma tu żadnego cmentarza.

Roman Rybakowski opowiada dalej:
- W pewnym momencie pod stopą poczułem coś twardego. Odgarnąłem liście. Okazało się, że był to krzyż. Duży, ciężki, zardzewiały żelazny krzyż, który oparłem o drugie drzewo. Żeby ten mniejszy krzyż, oparty o lipę, nie był już taki samotny.

Pan Roman wrócił ze spaceru. Ale coś nie dawało mu spokoju.
- Cały czas chodziła mi po głowie myśl, co zrobić, żeby tych krzyży nie zabrali złomiarze. Wróciłem więc na miejsce i zabrałem je stamtąd. Bałem się, że jak ktoś mnie zobaczy, to powie, że to ja rozkradam cmentarze. Powiedziałem więc o wszystkim proboszczowi z Hopowa, żeby w razie czego potwierdził, że mi nie chodzi o kradzież.

Z początku pan Roman chciał krzyże wypiaskować. - Ale pomyślałem, że nie. Że sam... Że zrobię to własnymi rękami.
Nie potrafi powiedzieć, dlaczego.
- Może po prostu chciałem dać coś od siebie. Natrudzić się, czy ja wiem...

W trakcie ręcznego czyszczenia krzyża ukazały się nazwisko i imię, data urodzenia. - Jeden grób nie będzie już bezimienny, chociaż jeden, pomyślałem. I czyściłem dalej. Po dwóch tygodniach jedna strona wyczyszczona, czas na drugą. Wtedy przyszła myśl, że ten mniejszy krzyż trochę przebuduję i zrobię tabliczkę informacyjną, że jest to cmentarz i że są tu pochowani ludzie. A nie tylko drzewa, pomniki przyrody.

Stoi dzisiaj tu krzyż, a na nim tabliczka, którą wykonał Roman Rybakowski: "Ojczyzna to ziemia i groby. Narody, tracąc pamięć, tracą życie". I dalej: "Przechodniu, jesteś na dawnym ewangelickim cmentarzu w Kameli." I dalej: "Ostatni pochówek odbył się w 1946 roku. Pochowana została pani Grinwald".

- A skąd pan wiedział, że ostatni pochówek był w 1946 roku? - pytam.
- Moja mama miała wtedy 14 lat. Pamięta te czasy, kiedy jeszcze chowano tu ludzi. Grinwaldowie mieszkali obok cmentarza, przy drodze. O samym cmentarzu mama mówi, że miał ogrodzenie, a groby były przykryte płytami.

Dziś na cmentarzu w Kameli ani jednej płyty nagrobnej już się nie znajdzie. Po metalowym ogrodzeniu ani śladu.
- A co ludzie we wsi na tę pana inicjatywę? - pytam już na odchodnym.

- Mało kto o niej wie. Nie, z nikim na ten temat nie rozmawiałem. Przecież nie zrobiłem tego dla rozgłosu - odpowiada pan Roman, pogodnie się uśmiecha i zaprasza przy okazji na kieliszeczek pigwówki.

Ograbione dzieci

O Henryku Elwarcie słyszę dosłownie wszędzie, w Urzędzie Gminy, w Gminnym Ośrodku Kultury - "skarbnica wiedzy o historii Przywidza". Jak się okaże, przygotowuje się do spisania historii wsi wokół Przywidza. Klonowo Dolne ma już opracowane. Starszy pan zaprasza mnie do swojego niewielkiego gabinetu, w którym wszystko ma swoje miejsce.

Raz po raz wyciąga teczki, skoroszyty, odnajduje dokumenty, własne notatki sprzed lat, np. taka, z 1 grudnia 1992 roku: "Cmentarz poniemiecki (ewangelicki) w Klonowie Dolnym. Daleko posunięta jest dewastacja. Porośnięty jest drzewami. Znajdują się fragmenty 44 grobów. Przy jednym drzewie oparte fragmenty trzech krzyży żelaznych". Dalej pan Henryk zanotował nazwiska, które dało się jeszcze przed 22 laty odczytać: Herman i Otto Konn, zm. 1891 rok, Besitzer August Jung, zm. 1890 rok, Wilhelm Stender, zm. 1905 rok... i tak dalej. W sumie siedem nazwisk. Kartka papieru, którą trzymam w ręku, to jedyny ślad po tym, że ci ludzie tu żyli. Dla ich rodzin mogłaby być bezcenna.

- Czy dziś możemy cokolwiek powiedzieć o tym, kogo na tych cmentarzach chowano? Czy zachowały się jakieś spisy, listy, w dokumentach parafialnych na przykład?

- Próbowałem uzyskać takie dokumenty w kościele ewangelickim w Sopocie, bo tam znajduje się siedziba parafii. Nic nie mają. A w katolickich parafiach też nic nie ma. Nie wiemy nic, tylko tyle, ile uda nam się spisać z tych tablic, które się zachowały.

Wracamy do studiowania notatki. Kończy się stwierdzeniem: "Na cmentarzu znajdują się trzy groby świeżo rozkopane."

Dziś w klonowskim lesie można się doliczyć już tylko niespełna 40 mogił. Żadnego nazwiska. Ale są pozostałości po odwiedzających cmentarz. Pozostałości inne niż wypalone znicze. Rozkopane groby, ziejące dziury w ziemi. Liczę: jedna, druga, trzecia... piąta, szósta.

Jeśli ktoś okradał groby, licząc na zdobycie np. kosztowności, to po co kopał tam, gdzie groby są wyraźnie mniejsze, bardzo małe? Co mógł tam znaleźć, oprócz dziecięcych szczątków?

Henryk Elwart: - W 1992 roku sporządziłem również notatki z cmentarzy w Przywidzu i Czarnej Hucie.

Przywidz: "Wrażenie kompletnej dewastacji". Czarna Huta: "Brak jakiejkolwiek opieki". Tam, gdzie pan Henryk znajdował metalowe fragmenty ogrodzeń, dziś już ich nie ma. - Takie niskie metalowe płotki, które stawiano wokół grobów, dobrze się nadawały do grodzenia wybiegu przy chlewie, dla świń - słyszę.

Podobnie jest z tabliczkami, które pozwoliłyby na zidentyfikowanie pochowanych tu osób. W 1992 roku było ich po kilka na cmentarzach, dziś co najwyżej - jedna lub dwie.

Z pasjonatem historii, jakim jest pan Henryk, rozmawiam o latach 1945- 1947. O zaginionym świecie, którego nikłe ślady znajduję między drzewami w pobliżu wsi. - Niektórzy do dzisiaj zapierają się, że tu nie było wysiedleń. Mam oryginalny dokument - nakaz opuszczenia domów, wydany dla mieszkańców Klonowa, wyznaczony czas i wskazane, ile można ze sobą zabrać.

Na odchodnym pytam pana Henryka, co myśli o tym, że nikt mogiłami się nie opiekuje. - Jesteśmy, do diabła, ludźmi. Jeżeli my nie dbamy o naszych zmarłych poprzedników, to... Nie możemy mieć do nich pretensji, że byli Niemcami. Ta ludność była Bogu ducha winna. Ci ludzie tu żyli, tu umierali, tu pomnażali dobra tej ziemi i tworzyli jej historię.

Konsulat chętnie się zainteresuje

Jak się okazuje, Roman Rybakowski nie jest jedyny, który zaangażował się w opiekę nad poniemieckimi cmentarzami. W 2008 roku uczniowie Szkoły Podstawowej w Trzepowie odnowili cmentarz na skraju lasu, odkryli i uporządkowali 160 nagrobków.

- Potem jeszcze próbowałem tematem zainteresować niemiecki konsulat, żeby z pozostałymi cmentarzami też coś zrobić. Odpowiedzieli, żeby ich informować, jeśli coś się będzie działo w tym temacie, ale żadnych środków nie udało mi się od nich zdobyć - mówi Cezary Bach-Żelewski, nauczyciel historii i przyrody w Trzepowie.

Kto więc miałby się podjąć opieki nad tymi cmentarzami?

Wiązanka wśród śmieci

- Nie wiadomo. Nie ma takiej instytucji - odpowiadają zgodnie Cezary Bach-Żelewski i Henryk Elwart.

Może Kościół? Ks. Czesław Hybel, proboszcz parafii św. Franciszka Ksawerego w Przywidzu: - Nie jest to sprawa Kościoła, to jest inny obrządek, nie podlega władzy Kościoła katolickiego, to byłaby ingerencja. Skoro to są pamiątki historii, to powinien się nimi opiekować konserwator zabytków. Lokalne władze też to powinny uwzględniać, powinno to być w ich trosce.

Rzeczywiście, cmentarze są wpisane do wojewódzkiej ewidencji zabytków. To jednak jeszcze nie znaczy, że są zabytkami.
- Jak sama nazwa wskazuje, to jest tylko ewidencja. Czym innym jest rejestr zabytków, obiekty tam wpisane są prawnie chronione.
A wpis do ewidencji oznacza tyle, że obiekty w nim znajdujące się mają cechy obiektów zabytkowych - informuje Marcin Tymiński, rzecznik pomorskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków.

Trochę to wszystko zawiłe. Pytam więc: - Kto powinien się opiekować cmentarzami wpisanymi do ewidencji zabytków?
- Właściciel terenu, na którym się znajdują.

Sprawdzam, kto nim jest. W części są to prywatni właściciele, w większości to tereny gminy.

Pani sekretarz gminy Przywidz Grażyna Kłęk wydaje się być zaskoczona moim pytaniem o stare cmentarze. - Tak, są, mamy ich wiele na terenie gminy...
- A myślicie o tym, żeby może się nimi jakoś zaopiekować?
- Tak, myślimy.

Następnie pani sekretarz opowiada o tym, jak gminna szkoła zaopiekowała się jednym z nich, tym w Trzepowie. To było sześć lat temu.

Jeśli nie bardzo potrafimy opiekować się tymi cmentarzami, to może chociaż powinniśmy we Wszystkich Świętych zapalić tam znicz? Okazuje się, że wcale nie powinniśmy.

Ksiądz proboszcz: - Należy modlić się w innych wspólnych miejscach. Zapalenie znicza w gąszczach to nie jest właściwe. Niech pan postawi jakąś piękną wiązankę na stole pełnym śmieci... No jak by to wyglądało? Pamięć o zmarłych wyraża się przez modlitwę w kościele i przez wypominki.

Dzięki uprzejmości Henryka Elwarta skorzystałem z niepublikowanych po polsku wspomnień mieszkanki Klonowa Dolnego, p. Wandy Meurer. Henryk Elwart przetłumaczył te wspomnienia na język polski w 1993 roku.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zapomniane cmentarze ewangelickie na Pomorzu. Rozkradzione groby zbiorowej niepamięci [ZDJĘCIA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki