Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna z dopalaczami. Rząd przygotował nową broń. Czy będzie skuteczna?

Tomasz Słomczyński
Udało się doprowadzić do zamknięcia takich sklepów w miastach. Ale w internecie handel dopalaczami kwitnie...
Udało się doprowadzić do zamknięcia takich sklepów w miastach. Ale w internecie handel dopalaczami kwitnie... P. Świderski/archiwum DB
Kiedy w sierpniu 2012 roku do redakcji zgłosiła się osoba z informacją, że pod jej domem dzieciaki kupują dopalacze, naiwnie zastanawialiśmy się w redakcji: jak to możliwe? Przecież dwa lata wcześniej (w październiku 2010 roku) Donald Tusk wypowiedział wojnę handlarzom dopalaczy i wysłał przeciwko nim swoją armię - nie policjantów i prokuratorów, ale inspektorów sanepidu.

Minęły kolejne dwa lata. W nocy z 23 na 24 października 2014 roku z balkonu falowca na Przymorzu wyskoczył 23-latek. Drugi chłopak, którego policja zastała na miejscu tragedii, najpierw mówił coś niewyraźnie, potem stracił przytomność, w końcu zmarł w karetce pogotowia, mimo półgodzinnej reanimacji.
Policjanci znaleźli w mieszkaniu susz roślinny, kryształki, biały proszek i strzykawki wypełnione cieczą. Na ekranie komputera "odpalona" była akurat strona ze sklepem z dopalaczami.
Mamy więc sytuację, w której w ciągu ostatnich czterech lat (od momentu wypowiedzenia "wojny") sklepy z "zapachami" pojawiały się i znikały z polskich miast, a same dopalacze wciąż były powszechnie dostępne w internecie. Czy mamy przyjąć, że wojna rządu z handlarzami "produktów kolekcjonerskich" i "zapachów" została przegrana?

Plomby zniechęciły
Nie jest to takie jednoznaczne. Trzymając się wojennej nomenklatury, zaproponowanej przez samego premiera, można stwierdzić, że w wojnie tej są wygrane i przegrane kampanie.
Kontrofensywa państwowych służb miała miejsce w 2012 roku, po tym, jak na ulicach polskich miast pojawiły się sklepy takie jak "Pachnący Dom".

- W województwie pomorskim obecnie nie funkcjonują sklepy z dopalaczami. Przedsiębiorcy zaniechali prowadzenia tej działalności w konsekwencji działań podejmowanych przez Państwową Inspekcję Sanitarną, przy wsparciu wojewody oraz służb zespolonych, głównie policji - informuje Anna Obuchowska, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku.
Wyglądało to tak: inspektorzy sanepidu w asyście policjantów wchodzili do takiego sklepu i przeprowadzali kontrolę. Pobierali próbki, zatrzymywali cały towar. Plombowali sklep na czas prowadzonych postępowań wyjaśniających, które trwały miesiącami... Na koniec okazywało się, czy w próbkach znajdują się substancje, których sprzedawać nie wolno. Jeśli tak, nakładano kary administracyjne.

Gdy więc chodzi o działania sanepidu, można mówić o sukcesie: handlarzom "odechciało się" po tym wszystkim sprzedawać w sklepach. Natomiast jeśli chodzi o ich dalsze karanie, sprawy nie mają się już tak dobrze. Choć na Pomorzu inspektorzy sanepidu wymierzyli kary, które łącznie opiewają na ponad 2,5 mln zł, jak dotąd zapłacił tylko jeden handlarz -kwotę w wysokości 20 tys. zł. Pozostali czekają albo przeciągają postępowania administracyjne, składając kolejne odwołania.

Bezradny monitoring
Pracownicy sanepidu mogą skutecznie działać w miastach, ale przegrywają wojnę w świecie wirtualnym. A internet wciąż jest głównym miejscem zakupów dopalaczy.
- Domeny wykupione są w różnych krajach, znajdują się na zagranicznych serwerach i często jest to legalnie prowadzona w danym kraju działalność. Nasze organy podejmują działania dopiero wówczas, gdy stwierdzą wytwarzanie lub wprowadzanie do obrotu środków zastępczych na terytorium Polski. Jednak podmioty prowadzące sklepy z dopalaczami działają poza granicami i stamtąd prowadzą swoją sprzedaż wysyłkową. Tym niemniej prowadzony jest na bieżąco monitoring stron internetowych i zawsze gdy informacja zamieszczona w internecie wskazuje na oferowanie w Polsce środków zastępczych, podejmowane są działania wyjaśniające - tłumaczy w oficjalnym komunikacie rzeczniczka pomorskiego sanepidu. Nic dodać, nic ująć: "monitoring i działania wyjaśniające". Więcej z handlem w internecie zrobić się nie da.

A jednak skuteczni
Ale, jak się okazuje, skala zjawiska, jakim są zatrucia dopalaczami, spadła i utrzymuje się na poziomie daleko niższym niż w 2010 roku, kiedy ogłoszona została "wojna". Przypomnijmy, że wtedy media raz po raz donosiły o śmiertelnych zejściach młodych ludzi po zażyciu psychodelików ze sklepów "dla kolekcjonerów".
A teraz? Jak informuje sanepid, w minionym roku na Pomorzu odnotowano 35 podejrzeń zatruć środkami zastępczymi. W bieżącym roku uzyskano informacje o 31 podejrzeniach zatruć.
Wunderwaffe rządu

Rząd jednak przygotowuje nową broń - dopalaczami nie będą już tylko zajmować się inspektorzy sanitarni i sądy administracyjne. Do akcji wkroczą policjanci i prokuratorzy. Nowa ustawa przewiduje objęcie kontrolą nowych 114 substancji, których obecność stwierdzono wcześniej w sklepach z dopalaczami. Wykrycie tych substancji będzie wiązało się z sankcją karną, a zatem będzie należało do kompetencji policji oraz prokuratury.

Handlującym dopalaczami nie będą groziły kary administracyjne, tylko na przykład więzienie. Czy to ich powstrzyma? Naiwnością byłoby sądzić, że stanie się tak w każdym przypadku. Ale można przewidywać, że ta groźba handel znacząco utrudni i nareszcie obarczy go znacznym ryzykiem.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki