Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Zając przepadł jak kamień w wodę 16 lat temu...

Edward Mazurkow
Anna Szymańska-Zając przez szesnaście lat szukała męża, który ostatni raz był widziany przed Łódzkim Centrum Filmowym. Choć do poszukiwań włączyła się również policja, jasnowidze i jej znajomi, nie udało się natrafić na ślad zaginonego. Zrozpaczona kobieta, gdy straciła nadzieję na odnalezienie męża żywego, wystąpiła do sądu o uznanie go za zmarłego i na cmentarzu na Polesiu urządziła symboliczny grób.

Jak kamień wodę

Wojciech Zając, krępy, mierzący 176 cm wzrostu mężczyzna, o niebieskich oczach i ciemnoblond włosach, zaginął 11 grudnia 1998 r. Z policyjnych ustaleń wynika, że tego dnia około godz. 10 wyjechał ze wspólnikiem z firmy przy ul. Kopernika w Łodzi. Mężczyźni rozstali się kilka minut później na ul. Łąkowej, przed Łódzkim Centrum Filmowym. Wojciech Zając miał się udać do ŁCF, żeby tam załatwiać sprawy związane z wynajęciem pomieszczeń dla swojej firmy. W planie miał jeszcze spotkanie z księdzem z Retkini, który chciał kupić od niego płytki ceramiczne.
– Tego dnia miałam złe przeczucia. Czułam, że stanie się coś złego. Zaniepokojona zaczęłam wydzwaniać do Wojtka na komórkę. Niestety, aparat milczał jak zaklęty – opowiada małżonka biznesmena.
Pani Anna zaczęła szukać męża na własną rękę. Jego samochód, malinowego fiata uno, odnalazła na parkingu przed ŁCF. Miał włączony alarm i blokadę skrzyni biegów.
– Najbliższą niedzielę poświęciłam z przyjaciółmi na przeszukanie zakamarków ulicy Łąkowej, Kopernika, Curie Skłodowskiej. Sprawdziliśmy też okoliczne podwórka, bramy i śmietniki. Przekopaliśmy nawet śnieg w parku Poniatowskiego. Gdy to nie pomogło, wynajęłam radiestetów, którzy szukali męża za pomocą wahadełka. Niestety... – opowiada Anna Szymańska-Zając.
Po pewnym czasie z żoną biznesmena skontaktował się ochroniarz, który pracował w banku mieszczącym się wówczas w ŁCF. Powiedział, że 11 grudnia widział jej męża wsiadającego do samochodu, którym przyjechali kobieta i mężczyzna. Pani Anna wiadomość tę przekazała policjantom poszukującym jej małżonka. Zanim jednak funkcjonariusze przesłuchali ochroniarza, mężczyzna... zmarł.

Czerwone róże

Pani Anna nie przerwała jednak poszukiwań. Za radą przyjaciółki o wyjaśnienie zagadki zaginięcia męża poprosiła Krzysztofa Jackowskiego, jasnowidza z Człuchowa, i wróżkę Aidę Kosojan-Przybysz.
– Krzysztof Jackowski poprosił, żebym przywiozła mu jakąś rzecz należącą do męża. Dałam mu piżamę, w której Wojtek spał w noc przed zaginięciem. Jasnowidz, gdy wziął ją w ręce, zareagował dziwnie. Powiedział, że wolałby ze mną nie rozmawiać. Później wykrztusił z siebie: – Pani mąż został zabity przez człowieka, któremu ufał. Jego ciało zakopano w lesie koło Chornówka pod Warszawą.
Anna Szymańska-Zając z przyjaciółmi, policją, która zabrała psy wyszkolone do poszukiwania zakopanych w ziemi ludzkich zwłok, przystąpiła do przeczesywania lasu, gdzie jak twierdził jasnowidz, miały zostać zakopane zwłoki, lecz i tym razem nie udało się natrafić na żaden ślad.
– Niektórzy mówią, że mąż zaplanował swoje zaginięcie i gdzieś mieszka w tajemnicy przed nami i policją. To nieprawda. On mocno mnie kochał i nasze dzieci. Na moje czterdzieste urodziny dał mi przepiękny bukiet czerwonych róż i zabrał na obiad do restauracji. Kilka dni przed zaginięciem kupił mi piękną suknię i karty wstępu na bal sylwestrowy – mówi pani Anna.

Ktokolwiek wie

Akt zgonu, uznający Wojciecha Zająca za zmarłego, pani Anna odebrała w Warszawie w Urzędzie Stanu Cywilnego Centrum. Mając dokument przystąpiła do organizowania pogrzebu.
– Mój proboszcz nie chciał urządzić pochówku, choć kuria wcześniej zgodziła się na symboliczny pogrzeb i grób. W końcu egzekwie odprawił znajomy ksiądz. Modląc się nad symbolicznym grobem Wojtka powiedział, że miejsce jego prawdziwego spoczynku znane jest tylko Bogu. Słysząc to płakałam jak bóbr – opowiada Anna Szymańska-Zając.
W mogile zamiast ciała Wojciecha Zająca spoczęła malutka urna. Do niej pani Anna włożyła zdjęcia, które zrobiła z mężem, jego śpiewnik żeglarski, a także otrzymany od niego pierścionek zaręczynowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany