Gracze Trefla swoją grą utwierdzają kibiców w przekonaniu, że po brązowej drużynie z poprzedniego sezonu pozostały już tylko wspomnienia. Nowy skład jest po prostu przeciętny, a w nowym sezonie ligowym jest co najmniej sześć-siedem zespołów z potencjałem wyraźnie większym od sopocian.
Gołym okiem widać, że tegoroczna kadra Trefla jest zbudowana za dużo mniejsze pieniądze niż w poprzednich sezonach. I tu pojawia się pytanie - dlaczego po udanym poprzednim sezonie sopoccy koszykarze nie doczekali się nagrody od swoich sponsorów? Albo inaczej - czy Grupie Lotos nie wadzi fakt, że w koszulkach z jej logotypem gra średniak w generalnie niezamożnej lidze?
Spośród drużyn sponsorowanych przez największe pomorskie przedsiębiorstwo to właśnie koszykarze osiągnęli w poprzednim sezonie najlepszy wynik sportowy, a mimo to dziś mogą tylko pomarzyć o budżecie piłkarzy Lechii, czy nawet siatkarzy Lotosu Trefla. Pod względem popularności w skali kraju koszykówka jest pariasem wśród dyscyplin zespołowych, jednak na Pomorzu wciąż cieszy się dość licznym gronem kibiców, przyzwyczajonych do widowisk na wysokim poziomie. I choć nie wypada krytykować tu polityki sponsorskiej jednego z największych mecenasów sportu w kraju, to nie da się ukryć, że dysproporcja budzi niesmak.
28-punkowa (60:88) klęska w Koszalinie to najwyższa ligowa porażka Trefla od czasów rozłamu z Asseco Prokomem, czyli od 2009 roku. W sobotnim spotkaniu sopocianie nie byli godni miana brązowrgo medalisty ekstraklasy.
- Wypadliśmy katastrofalnie, bez dwóch zdań. Takie mecze nie mają prawa się zdarzać - przyznaje Andrzej Dolny, prezes Trefla.
Kilka dni przed meczem sopocką drużynę dopadł wirus, przez co Marcin Stefański w ogóle nie pojechał do Koszalina, a Sarunas Vasiliauskas grał z gorączką. Marne to jednak wytłumaczenie klęski. Dysponujący silnym składem koszalinianie chętnie wchodzili pod kosz, wiedząc, że właśnie tam tkwi największa słabość Trefla - brak solidnego centra, który powinien funkcjonować na środku obrony. Sprowadzony do Sopotu w lecie DeShawn Painter jak na razie wygląda na jednego z najsłabszych obcokrajowców w historii klubu.
- Rzeczywiście jest to dla nas w tym momencie gigantyczny problem. Nigdy nie mówiliśmy, że Painer jest graczem naszych marzeń, ale jego gra i tak daleka jest od naszych oczekiwań - stwierdza Dolny. - Nie mamy jednak komfortu budżetowego, by pozwolić sobie na sprowadzanie klasowego centra.
Na Painterze nie kończą się problemy kadrowe Trefla. Bez dwóch-trzech realnych wzmocnień żółto-czarni nie wydają się ekipą, która mogłaby podjąć walkę w play-off. Na transfery się jednak nie zanosi. - Każda zmiana wiąże się z kosztami. Na razie nie podejmujemy alarmistycznych działań. W pełni ufamy też trenerowi Maskoliunasowi - deklaruje prezes Trefla.
Co nie może dziwić, w komentarzach kibiców koszykówki po meczu w Koszalinie dominuje złość, gorycz, ale i lekka zazdrość w stosunku do siatkarzy Lotosu Trefla Gdańsk, którzy po serii letnich transferów są w czołówce Plus Ligi.
- To nie jest tak, że Trefl postawił wszystko na siatkówkę i odpuścił koszykówkę - zapewnia Dolny. - Dobre wyniki klubów z naszej grupy zawsze nas cieszą. Nie da się ukryć, że siatkówka dostała od sponsora swoje 5 minut, ale biorąc pod uwagę obecną koniunkturę, nie może to dziwić. Pozostajemy lojalni wobec naszych sponsorów, którzy mają prawo lokować swoje inwestycje wedle własnego uznania.
A już w najbliższy piątek o godz. 19 Trefl zagra w hali Ergo Arena derbowy mecz z Asseco Gdynia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?