Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brunon Zwarra - ciężki żywot Polaka niepokornego

Marek Adamkowicz
Grzegorz Mehring / Archiwum Polskapresse
Brunon Zwarra od lat pozostaje w cieniu. Z powodu zdrowia, ale też z własnego wyboru. Nade wszystko bowiem ceni wierność swoim poglądom, a to nie ułatwia życia...

Gdyby robić spis najważniejszych gdańskich książek, to musiałoby się w nim znaleźć miejsce dla "Wspomnień gdańskiego bówki". Podobnie zresztą jak dla "Gdańska 1939", zbioru relacji Polaków z Wolnego Miasta, dzieła pomnikowego. Bez tych właśnie książek wiedza o tym, co działo się w Gdańsku przed wojną, byłaby dalece ułomna. Być może nawet zaczęlibyśmy wierzyć, że Wolne Miasto było krainą beztroski, w której, nie wiadomo dlaczego, nagle wybuchła wojna. Tyle tylko, że świadectwo Brunona Zwarry nie pozwala na idealizowanie tamtych czasów, drażni niczym cierń. On sam doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a jednocześnie przyznaje, że nie potrafi iść na kompromisy tam, gdzie - jak uważa - nie może być o nich mowy. Całe życie przecież był wierny zasadom. Wbrew wszystkiemu.
- Niech inni mówią, co chcą. Ja zdania nie zmienię - mówi zdecydowanie

Szkoła charakteru

Żeby Brunona Zwarrę zrozumieć, trzeba sięgnąć do wstępu "Wspomnień gdańskiego bówki". Jest tam zdanie, które uznać należy za kluczowe dla jego pisarstwa: "Być wśród swoich Polakiem nie jest trudne, lecz głosić polskość otwarcie wśród tak przeważającej ilości Niemców, jaka była wtedy w Gdańsku, nie tak łatwe". Wielu temu nie podołało. Zmienili nazwiska, zapomnieli jak mówi się po polsku, wyjechali do Reichu. On został.

Ten upór to być może zasługa kaszubskich genów. Rodzina Brunona Zwarry, po mieczu, wywodziła się z Sikorskiej Starej Huty pod Kościerzyną. Po kądzieli - z Grabowskiej Huty. On urodził się już w Gdańsku. Był październik 1919 r., czas przejściowy. W Wersalu podpisano już traktat pokojowy, ale Wolne Miasto Gdańsk jeszcze nie powstało. Rodzice postanowili jednak szukać nad Motławą lepszego życia. Ojciec, Wojciech, szybko włączył się w życie działających tu organizacji polskich; duch polskości obecny był w domu.

Brunon Zwarra chodził do szkoły senackiej przy Reitergasse (obecnie ul. Ułańska), następnie do Gimnazjum Polskiego. Z tą pierwszą, prowadzoną przez władze Wolnego Miasta, nie ma najmilszych wspomnień.
- Panował w niej ostry rygor, który sprawiał, że na lekcje szedłem z pewną obawą - wspomina.

Gimnazjum Polskie słynęło z kolei z wysokiego poziomu nauczania. Wykładowcami byli tu m.in. polonista dr Władysław Pniewski ("wzbudzał zainteresowanie ciekawymi wykładami o Kaszubach i ich narzeczu") czy Erwin Behrendt, nauczyciel języków klasycznych i nowożytnych. Ukończenie tej szkoły było człowieka najlepszą rekomendacją. Nie znaczy to jednak, że młodym Polakom łatwo było o pracę. W połowie lat 30., gdy Brunon Zwarra wkraczał w dorosłe życie, hitlerowcy coraz bardziej zaciskali gorset. Za pośrednictwem Zjednoczenia Zawodowego Polskiego udało się jednak załatwić praktyki w firmie maklerskiej Bergenske Baltic Transport, ale na dłużej zakotwiczył Zwarra w firmie Emilienwerk Segor mieszczącej się we Wrzeszczu przy Rignstrasse (ul. Kościuszki). Miejsce to było swoistym mikroświatem, w którym socjaldemokrata pracował obok zwolennika Hitlera.

- Opisując tamte czasy, Brunon Zwarra potrafił w niezwykły sposób pokazać cały wachlarz ludzkich zachowań - wskazuje prof. Jerzy Samp, literaturoznawca. - Dzięki jego książkom poznajemy nie tylko Niemców, którzy ulegli "brunatnej fali", ale też takich, którzy z hitleryzmem nie mieli nic wspólnego, a zostali wciągnięci przez system.

"Swoi" też są bezwzględni

Wybuch wojny zastał Zwarrę w Gdyni. Aresztowany po zajęciu miasta przez Niemców trafił do obozów Stutthof i Sachsenhausen. W przeciwieństwie do ojca przeżył. W 1942 r. został z obozu zwolniony i wrócił do emalierni. Po wojnie, która unicestwiła Gdańsk jego dzieciństwa, zabrał się za odbudowę miasta. Uruchomił emaliernię, która działała już pod nową nazwą jako Zakład Lakierniczo-Emalierski "Gedania". Nie trwało to długo. Władza ludowa była zbyt łasa na własność prywatną. Posypały się domiary. Zakład trzeba było sprzedać.

Dla dawnych Gdańszczan były to zresztą trudne czasy. Ci niemieccy nie mieli nic do powiedzenia. Polscy musieli udowadniać, że są lojalnymi obywatelami. Przedwojenna działalność w organizacjach polonijnych, lata spędzone w niemieckich obozach i więzieniach nie były dla komunistów (ale nie tylko dla nich) żadnym argumentem. We wspomnieniach Brunona Zwarry bezwzględność, z jaką sekowano gdańskich Polaków porusza jeszcze bardziej niż to, co robili Niemcy. Bo kto by się spodziewał, że wrogiem garstki ocaleńców mogą być "swoi"... Nic dziwnego, że kiedy w latach 70. pojawiła się możliwość wyjazdu do Niemiec Zachodnich w ramach tzw. akcji łączenia rodzin, Gdańsk i Pomorze opuściło wiele osób, które miały dosyć życia w ciągłej pogardzie. Szukały godności w kraju, który napadł na Polskę ledwie trzydzieści lat wcześniej.

Adwersarz Grass

Brunon Zwarra został. Przy zachętach ze strony dr. Mariana Pelczara, dyrektora Biblioteki Gdańskiej PAN, który przed wojną pracował jako nauczyciel w Polskich Szkołach Handlowych w Wolnym Mieście, zajął się pracą pisarską. W ten sposób w 1976 r. pojawiła się zbeletryzowana opowieść "Gdańszczanie". Potem przyszła kolej na "Gdańsk 1939", owoc benedyktyńskiej wręcz pracy, oraz "Wspomnienia gdańskiego bówki". Pierwszy tom był prawdziwym objawieniem.

- To przykład znakomitej literatury pamiętnikarskiej - ocenia prof. Samp. - Z jednej strony pokazano tu bogactwo obyczajowe przedwojennego Gdańska, z drugiej złożoność relacji ludzkich.

Choć od premiery "Wspomnień" minęło 30 lat, to czytelnicy wciąż chętnie po nie sięgają. Chłoną opowieści o wyświetlanych w Gdańsku filmach, klubach i restauracjach czy kolorycie lokalnym. Co ważne, pisząc tę książkę, Brunon Zwarra skonfrontował własne doświadczenia z dokumentami i informacjami prasowymi. Posiłkował się relacjami znajomych.
W pięciotomowych wspomnieniach znalazło się też miejsce na polemikę z Günterem Grassem, która wykroczyła poza karty książki, stając się tematem szerszego dyskursu. Zwarra jest przekonany, że niemiecki pisarz zafałszował historię. Dotyczy to zwłaszcza zawartych w "Blaszanym bębenku" opisów obrony Poczty Polskiej w Gdańsku.

- Grass przedstawił pocztowców jako kanciarzy, kaleki i nie szczędził deprecjonujących szczegółów, jak ptasia głowa bez rzęs, nazywając tych dzielnych ludzi tchórzami. Potraktował ich z wyjątkową wrednością, niespotykaną nawet w niemieckich książkach tendencyjnych wobec Polaków - ocenia dokumentalista.

Nie przekonują go głosy, że jest to tylko licentia poetica, zwłaszcza że to niejedyny, zdaniem autora "Bówki" antypolski akcent w twórczości Grassa. Nieprzypadkowe jest, wedle Zwarry, pokazanie Józefa Koljaczka jako podpalacza.
- Określenia "notoryczni podpalacze" używano, ubliżając Polakom, jako alibi do rozprawienia się z nami - przypomina.
Z tego też względu dla Brunona Zwarry nie do przyjęcia jest atencja, z jaką przedstawiciele oficjalnych władz traktują Güntera Grassa.

- Czy miałby w Polsce ktokolwiek odwagę przetłumaczyć i wydać podobną książkę rosyjskiego autora, który by potraktował w podobny "wspaniały, literacki" sposób zamordowanych w Katyniu i innych miejscach kaźni polskich żołnierzy na Wschodzie? - pyta Brunon Zwarra, choć nie jest to jego jedyna wątpliwość. W zanadrzu są inne: czy jakikolwiek polski uniwersytet śmiałby uhonorować takiego pisarza tytułem doktora honoris causa (Grass dostał go od Uniwersytetu Gdańskiego); czy jakakolwiek rada miejska miałaby czelność uznać takiego pisarza za honorowego obywatela (Gdańsk Grassowi je przyznał) itd., itp.
- Moje pytania są niewygodne, dlatego niektórzy wolą nie pamiętać o moim istnieniu. Wolą widzieć tamten Gdańsk oczami Grassa niż takim, jak był on naprawdę - uważa Zwarra. - Byłem konsekwentny w swoich wyborach i zapłaciłem za to dużą cenę.

Pamięć Biskupiej Górki

Można się z tą oceną zgodzić albo i nie. Na pewno są w Gdańsku ludzie, którzy o Brunonie Zwarrze pamiętają. Stowarzyszenie WAGA oraz mieszkańcy Biskupiej Górki postanowili uczcić rocznicę jego urodzin. Dziewięćdziesiątych piątych! Z tej okazji przygotowali wystawę, warsztaty dla dzieci oraz grę miejską. Wojciech Ostrowski nakręcił film dokumentalny. Były też wielkie porządki, żeby chodzenie śladami pisarza nie było brodzeniem w śmieciach.

- Dzięki "Wspomnieniom bówki" wiemy, jak Biskupia Górka wspaniale wyglądała w przeszłości i jak piękna mogłaby być teraz - mówi Krystyna Ejsmont ze Stowarzyszenia WAGA. - Mieszkańcy wciąż wracają do opowieści pana Brunona, bo są one naprawdę niezwykłe. Zorganizowaliśmy urodziny pana Brunona, gdyż wiemy, jak dużo mu zawdzięczamy.
Grosz na organizację uroczystości dało miasto.

- Trudno mi sobie wyobrazić Gdańsk bez Brunona Zwarry - przyznaje prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. - Jest on jednym z symboli polskości naszego miasta. Był z nim związany od zawsze. Jako uczeń Gimnazjum Polskiego, jako członek Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej i Zjednoczenia Zawodowego Polskiego czy Klubu Sportowego Gedania. Ale także jako więzień obozów w Stutthofie i Sachsenhausen. Książki pana Brunona są lekturą obowiązkową każdego gdańszczanina.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Brunon Zwarra - ciężki żywot Polaka niepokornego - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki