Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pisali wiersze o miłości do Ojczyzny. Dla niej gotowi byli nawet na śmierć

Barbara Szczepuła
archiwum prywatne
Za co trafili do karceru wodnego przy Kurkowej w Gdańsku szesnastoletni harcerz Zbigniew Szczurek i jego koledzy? Tu rozstrzelano ich rówieśniczkę, Danutę Siedzikównę, "Inkę"

Kilka tygodni temu w pod-ziemiach więzienia przy Kurkowej w Gdańsku odkopano celę. W 1948 roku był tu karcer wodny. Zbyszek Szczurek siedział w nim jako szesnastolatek. Przemarznięty do szpiku kości stał na wąskim pasku betonu, uważając, by nie osunąć się do wody, albo siedział na nim bokiem, podciągając nogi. Stracił rachubę czasu, nie wiedział, czy to dzień, czy noc, gdy strażnik raz dziennie wrzucał mu do miski trochę pożywienia, musiał odwracać się tyłem do drzwi. Samotność doskwierała i bolała może nawet bardziej niż brutalne przesłuchania.

Doprowadzono go tam przez pomieszczenie, w którym wykonywano wyroki śmierci. Widział krew na podłodze i na ścianach oraz stojące w kącie trumny. Po latach dowiedział się, że tu właśnie rozstrzelano jego rówieśniczkę, siedemnastoletnią Danutę Siedzikównę, "Inkę" z oddziału "Łupaszki". Strasznie się bał, gdy dwaj uzbrojeni w pałki funkcjonariusze stawali nad nim, rycząc: - Przyznaj się, przyznaj! Ale szybko zrozumiał, że to "przyznaj się" oznaczało, iż nie mają żadnych dowodów. Więc milczał.
"Glaca", profesor Państwowego Gimnazjum i Liceum Męskiego w Gdyni, w którym uczył się Zbyszek oraz jego pięciu kolegów aresztowanych razem z nim, obciążał swoich uczniów. - Widziałem, jak Szczurek przykleił ulotkę koło szkolnego sklepiku - zeznał. - Tylko ją czytałem - usprawiedliwiał się.

"Precz z komuną" - pisali na maszynie mamy Jurka Bednarskiego, gdy nie było jej w domu. Rodziców nie wtajemniczali w swoją walkę z systemem. "Precz z terrorem UB", "Nie chcemy internacjonalizmu", "Precz z kołchozami i przyjaźnią polsko-radziecką".

* * *

By nie zwariować, układał wiersze. Przede wszystkim o harcerzach, o ich odwadze, o miłości Ojczyzny, bo naprawdę, choć może to obecnie brzmi trochę patetycznie i naiwnie, byli gotowi dla niej na wszystko, także na więzienie i śmierć. Starali się być tacy jak bohaterowie "Kamieni na szaniec" Aleksandra Kamińskiego.

- Wydźwięk ekranizacji jest antyharcerski - ocenia Zbigniew Szczurek, gdy pytam go o film w reżyserii Roberta Glińskiego. - Twórca ma prawo do własnej artystycznej wizji, ale trzeba pamiętać, że książka "Kamienie na szaniec" to nie fikcja literacka, ale opowieść o prawdziwych ludziach i zdarzeniach. I o prawdziwej śmierci. Jest hołdem dla tych, którzy swoją służbę Bogu i Ojczyźnie okupili życiem. "Pojęcie miłości ojczyzny ewoluuje - twierdzi jeden z twórców filmu. - Trzeba je bieżąco aktualizować i dostosowywać do realiów współczesnego świata. Młodzież dorasta w innej Europie". A reżyser dodaje, że chciał zrobić z tych pomnikowych bohaterów normalnych, fajnych chłopaków.

- Oni nie rozumieją ducha tamtych czasów, myślą ahistorycznie - konstatuje ze smutkiem Zbigniew Szczurek, patrząc przez okno na miasto i ciemniejący na horyzoncie las. - Szlachetny bohater to nudziarz niewart zainteresowania.
Choć jest człowiekiem spokojnym, wściekł się, czytając niektóre opinie o "Ince":
- Nastolatki mają utożsamiać się z dziewczyną, która nie mogła uczyć się i bawić, tylko zmuszona była mieszkać w lesie i umykać obławom NKWD, a jej największym dokonaniem była śmierć? - dziwi się dziennikarz. - To życie zmarnowane, a nie godne naśladowania. Ktoś inny mówi: - Możemy się martwić, że została zamordowana, możemy współczuć, możemy szanować wybór, ale ekscytować się? Hitlerowscy zbrodniarze skazani na śmierć też ginęli z okrzykiem "Heil Hitler!"

Zrównano bohaterską "Inkę" z hitlerowcami! - Zbigniew Szczurek aż unosi się z gniewu. - Nie mogę tego zrozumieć. Po prostu skandal!

* * *

Zaraz po wojnie harcerstwo nie było jeszcze czerwone, ale prawdziwe, przedwojenne. Przyrzeczenie harcerskie traktowano poważnie, a krzyż harcerski i zielony mundur (chłopcy) oraz szary (dziewczyny) były przedmiotem dumy. Patriotyzmem nasiąkało się w domu. Ojciec Zbyszka, Kazmierz Szczurek został z wilczym biletem relegowany, oczywiście jeszcze pod zaborem, ze szkoły w Konarzewie koło Krotoszyna za udział w strajku przeciw germanizacji. Gdy Polska wybijała się na niepodległość, brał udział w powstaniu wielkopolskim, a w 1920 roku jako ochotnik bił bolszewików.

Z okien bloków mieszkalnych w pobliżu Urzędu Celnego w Gdyni, w którym pracował Kazimierz Szczurek, wszyscy widzieli jak Sowieci ładują na ciężarówki pianina, kredensy, stoły pokradzione z polskich mieszkań. Jak wywożą maszyny i rozmaite urządzenia z portu. Wiedzieli, że znikają również ludzie. Na zbiórkach harcerskich mówiono o tym wszystkim otwarcie, podobnie w domu. Nikt nie miał wątpliwości - Polska nie jest wolnym krajem. A skoro tak, trzeba o tę wolność walczyć. Należy przygotowywać się do wojny, która niewątpliwie wybuchnie lada chwila, bo Zachód nie pozwoli... Harcerze gromadzą więc broń i amunicję. Amunicję w wodoodpornych skrzyniach wynoszą z portu i zakopują w lesie. Zaś karabinów w pobliskich lasach jest więcej niż grzybów.

Zdobywają sprawność "trzech piór". Wymaga to wypełnienia prób milczenia, głodu, samotności (może to pomogło mu potem znieść aresztowanie?). W lesie przy ognisku śpiewają harcerskie piosenki i dyskutują o tym, co będzie dalej.
W sierpniu 1948 gdyńscy harcerze wracają z obozu w Dolinie Kłodzkiej. Na dworcu we Wrocławiu grupa młodych ludzi w czerwonych krawatach zaczyna na ich widok skandować: - Pachołki Churchilla! Zdrajcy narodu!

- My, zdrajcy? - zaciskają pięści. Pachołków Churchilla mogliby znieść - ale zdrajcy narodu?!
Nie dajcie się sprowokować! - uspokaja ich harcmistrz Henryk Szymański, dzielny człowiek, podczas okupacji pierwszy komendant Tajnego Hufca Harcerzy w Gdyni, aresztowany przez gestapo w 1942 roku i zesłany do obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Teraz znowu jest z młodzieżą, właściwy człowiek na właściwym miejscu, wychowawca z powołania.

* * *

Idzie nowe. Władze ogłaszają "wyprowadzenie" harcerstwa ze szkół. Zetempowcy szarogęszą się coraz bardziej, to oni decydują, kto będzie mógł się dostać na studia, kto pójdzie na medycynę, kto na politechnikę, a kto - do roboty. Część uczniów zapisuje się do Związku Młodzieży Polskiej. - My ZMP, my ZMP, reakcji nie boimy się - śpiewają mocnym głosem i budują swój "nowy, szczęśliwy ład". Harcerze już nie śpiewają. Schodzą do konspiracji, by walczyć o niepodległość.

W Państwowym Gimnazjum i Liceum Męskim w Gdyni powstaje Organizacja Bojowo-Dywersyjna "Orlęta". Na cześć Orląt Lwowskich symbolizujących patriotyzm młodego pokolenia. Walka z komunizmem o suwerenną i niepodległą Polskę - taki był cel Orląt. Realizowano go, pisząc ulotki, które rozrzucano w ruchliwych punktach miasta, przy kinach, bibliotekach i szkołach, bo chodziło przede wszystkim o uświadomienie młodzieży, czym jest komunizm.

"Orlęta nie chcą, żeby Polska była 17 republiką Sowiecką, chcemy mieć własną Polskę i własny polski rząd" pisali w ulotkach. I ostrzegali przed wstępowaniem do ZMP, którego celem jest "degeneracja naszej młodzieży". Rozwieszano także "listy gończe" za szczególnie znienawidzonymi komunistami. Czasem były to "wyroki śmierci". Na przykład na ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza czy Franciszka Jóźwiaka, komendanta głównego MO i równocześnie wiceministra bezpieczeństwa. W uzasadnieniu pisano, że osoby te zostały skazane za działalność terrorystyczno-komunistyczną i za przynależność do polsko-rosyjskiej partii komunistycznej oraz za bezlitosne zwalczanie ruchu oporu i współpracę z komunistyczną Rosją. Nikt tych wyroków nie zamierzał wykonywać, chłopcy nie mieli nawet żadnych możliwości by to zrobić, chodziło o pokazanie społeczeństwu, kim są ci ludzie i w jakim kierunku prowadzą Polskę.

Wysyłali też ostrzeżenia do nadgorliwych działaczy partyjnych, komunistycznych agitatorów, nauczycieli, którzy byli opiekunami kół ZMP. Takie ostrzeżenie otrzymał profesor z Państwowego Gimnazjum i Liceum, zwany "Glacą", który uczył także w szkole metalowej przy stoczni.

"Szanowny opiekunie kół ZMP! Bardzo nam przykro, że musimy Pana ostrzec przed grożącym Mu wyrokiem Wojskowego Sądu Organizacji Orląt. Jeśli nie zaprzestanie Pan szerzenia kłamliwej i zarazem zgubnej dla Narodu Polskiego propagandy, zostanie Pan skazany na karę śmierci. Od chwili otrzymania przez Pana zawiadomienia o wyroku, zostanie on wykonany w ciągu trzech dni. Lecz mamy nadzieję, że nie zmusi nas Pan do tej smutnej ostateczności".

"Glaca" otrzymał to ostrzeżenie w tygodniu przyjaźni polsko-radzieckiej, gdy organizował występy mające na celu rozbudzenie miłości do Kraju Rad. Urząd Bezpieczeństwa nie mógł nie zareagować. Wzmożono inwigilację szkół, zorganizowano przeszukiwania, badano charakter pisma, bo jeden z oficerów Marynarki Wojennej, który nadrabiał zaległości w liceum wieczorowym, znalazł w szkolnej klasie zeszyt ze statutem organizacji Orlęta. Profesor "Glaca" pomagał UB, dostarczając funkcjonariuszom zeszyty uczniów. Ci ustalili, że zeszyt należał do Andrzeja Szkolnickiego. Szóstego listopada 1948 roku aresztowano czternastu uczniów z kilku gdyńskich szkół. Z Państwowego Gimnazjum i Liceum Męskiego wzięto sześciu: Andrzeja Szkolnickiego, Zbigniewa Brzozowskiego, Jerzego Bednarskiego, Lesława Kozioła, Tadeusza Stasiaka i Zbigniewa Szczurka. Dyrektorowi szkoły ubecy nakazali milczenie, więc rodzice przez długi czas nie wiedzieli, co się stało z ich synami.
Aresztowanych przewieziono do Miejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego na Kamienną Górę. Dalsza część przesłuchań odbywała się w WUBP w Gdańsku, potem trafili na oddział polityczny więzienia, będący w dyspozycji UB.

* * *

Jak na tamte czasy wyroki można uznać za łagodne. Andrzeja Szkolnickiego skazano na dwa i pół roku więzienia, Zbigniew Brzozowski i Jerzy Bednarski dostali rok w zawieszeniu, Lesław Kozioł - dziesięć miesięcy. W stosunku do Tadeusza Stasiaka i Zbigniewa Szczurka umorzono postępowanie z powodu braku dostatecznych dowodów winy. W marcu 1949 roku wyszli na wolność. Dzięki przychylności profesorów Zbyszek mógł nadrobić półroczne zaległości i nawet nie stracił roku.

W Zielone Świątki 1950 roku około pięćdziesięciu harcerzy pojechało nad Jezioro Ostrzyckie. Gdy w południe maszerowali do kościoła ze sztandarami i śpiewem, z krzaków wypadła na nich gromada zetempowców: - Mamy was, pachołki Churchila! Reakcjoniści! Zbyszek próbował się stawiać i usłyszał: - Nie wygłupiaj się, bo trafisz tam, gdzie byłeś. Tym razem nie wyjdziesz!
Harcmistrz Szymański przestał dowodzić hufcem Gdynia. Obywatel R., który przyszedł na jego miejsce, wyrzucił z harcerstwa Szczurka i jego kolegów. Nie miało to już jednak praktycznego znaczenia, bo władze rozwiązały ZHP, powołując w jego miejsce Organizację Harcerską Związku Młodzieży Polskiej wzorowaną na sowieckich pionierach. Oznaką prawomyślności stały się czerwone chusty. Harcerze spotkają się więc prywatnie w domach, razem jeżdżą na wycieczki, obchodzą imieniny, starają się nie tracić kontaktu.

* * *

Zbigniew Szczurek marzy o medycynie, ale nie ma żadnych szans, by dostać się na Akademię Medyczną. Dowiaduje się jednak, że na uniwersytecie w Łodzi jest mało chętnych na wydział prawa (w socjalizmie prawo miało być niepotrzebne, a państwo miało stopniowo obumierać, więc na przykład wydział prawa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu zawiesza przyjmowanie studentów). Postanawia spróbować.

W domu studenckim dzieli pokój z sympatycznym chłopakiem pochodzącym ze wsi. Gdy się żegnają po dyplomie, współlokator przyznaje się Szczurkowi, że na polecenie partii miał go śledzić i donosić, kto go odwiedza i po co. Czytał też jego korespondencję. - Czemu mi o tym mówisz? - pyta Zbyszek. - Musiałem. Jestem wierzący, męczyły mnie wyrzuty sumienia…
Po studiach czekała go świetna kariera w milicji, dosłużył się stopnia pułkownika, awansował do Komendy Głównej MO w Warszawie.

A Zbigniew Szczurek nie dostał się na aplikację sędziowską. Z nakazem pracy trafił do Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku. Kiedyś pojechał służbowo do powiatu lęborskiego, by skontrolować pracę kolegiów do spraw wykroczeń. Działały one przy prezydiach gromadzkich rad narodowych. Przeglądając akta, dowiedział się, że kilka osób ukarano za to, że nie zdjęły czapki przed sekretarzem partii. Zdumiony zapytał sekretarza Prezydium Powiatowej Rady Narodowej, z jakiego paragrafu skazano tych ludzi? - W Gdańsku - usłyszał w odpowiedzi - możecie sądzić na podstawie paragrafów. My tu w terenie sądzimy, kierując się czujem klasowym!

* * *

Władza ludowa nie miała litości dla konspiratorów z Orląt. Niektórzy spędzili po kilka lat w więzieniach we Wronkach i Świdnicy, inni trafili do obozów pracy dla młodocianych w Jaworznie i Potulicach. Andrzej Babicki podczas śledztwa siedział w jednej celi aresztu WUBP z generałem SS Richardem Hildenbrandtem. Remigiusz Lewandowski trafił do kopalni: "Zimą ubrali mnie w hitlerowski mundur i wręczyli niemiecką czapkę ze śladami krwi i dziurą po kuli. Mordercza praca. Byłem wykończony, plułem krwią. Gdy wyszedłem, bałem się własnego cienia".

* * *

Doktor Szczurek, dziś emerytowany sędzia, spotyka czasem szkolnego kolegę, który jako działacz ZMP straszył go, że wróci do więzienia. Kolega, obecnie profesor wyższej uczelni, tłumaczy się: - Takie były czasy, chciałem studiować… Zbigniew Szczurek stara się go zrozumieć, bo wie że za to, co się działo odpowiedzialny jest nie tylko człowiek, ale też, a może przede wszystkim, nieludzki system.

Niedawno pewien dziennikarz zaprosił go do programu radiowego. Mieli rozmawiać o gdyńskiej historii. Przeglądając przed audycją pracę Zbigniewa Szczurka i Bogdana Rusinka "Konspiracja niepodległościowa w Gdyni w latach 1945 - 56", dziennikarz dowiedział się, że jednym z funkcjonariuszy Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego prowadzących śledztwo przeciwko Orlętom był jego dziadek. W rozmowie na antenie nie ukrywał, że przeżył wstrząs. Dziadka właściwie nie znał. Zmarł, gdy wnuk miał dwa lata.

- Chyba lepiej nie wymieniać nazwisk oprawców i ich pomocników - zastanawia się Zbigniew Szczurek. - Czy mają być za nich napiętnowane dzieci i wnuki?

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki