Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdego dnia ma do czynienia ze śmiercią. Przygotowuje zmarłych na pożegnanie z bliskimi​

Joanna Surażyńska, Edyta Okoniewska
Miała dbać o piękno swoich klientów w SPA. Życie bywa jednak zaskakujące. Dziś Kornelia Płotka, 25-letnia wykwalifikowana kosmetolog, zajmuje się upiększaniem… zmarłych. Jej praca wzbudza sensację, dla niej jest jednak misją i wyzwaniem.

Wszystko zaczęło się przypadkiem.

- Studiowałam kosmetologię w Wyższej Szkole Zarządzania w Gdańsku - wspomina Kornelia Płotka. - Podczas zajęć jedna z wykładowczyń wspomniała o tanatokosmetyce. Nie chciała jednak rozwijać tego wątku. Zaznaczyła jedynie, że nie mogłaby się tym zajmować. To mnie zainteresowało. Zaczęłam szukać informacji na ten temat w internecie. Trafiłam m.in. na filmiki z sekcji zwłok. Nie przeraziły mnie, raczej zaintrygowały.

Kornelia sprawdziła, gdzie można zdobyć uprawnienia z tanatokosmetyki. Okazało się, że w Polsce są tylko dwa ośrodki, w których prowadzone są szkolenia – w Olsztynie i Warszawie. Przyjeżdżają tu ludzie z całej Europy. 25-latka wybrała stolicę. Trafiła tam na trzy dni. Poradziła sobie, choć do dziś pamięta zimno chłodni i zapach śmierci.

- Nie mogę powiedzieć, że nie był to dla mnie szok – przyznaje Kornelia Płotka. - Najtrudniejsze było mycie głowy i dotyk szwów po przeprowadzonej sekcji zwłok. Zazwyczaj zmarli mają też otwarte oczy, co zawsze mnie krępowało. Nigdy nie przygotowywałam nikogo bliskiego do pochówku, jednak śmierć nie była dla mnie tematem tabu. Zmarł mój ojciec i brat…

Na szkoleniu po raz pierwszy zobaczyła, jak wygląda przygotowanie do pogrzebu, począwszy od przywiezienia zmarłego, rozebranie go, mycie, zabezpieczenie przed wyciekami, na zabiegach upiększających kończąc. Z każdym dniem nabywała praktyki.

W tej branży rządzą mężczyźni…

- Ale nie zawsze radzą sobie z makijażem – zaznacza Kornelia. - Podczas zajęć praktycznych musiałam zwrócić uwagę wykładowcy, że korektor to nie podkład i nie można nakładać go na całą twarz, bo będzie wyglądać jak maska - wspomina.

Drugie szkolenie, w którym uczestniczyła, trwało już dłużej - cztery miesiące.

- Początkowo zawsze musiał mi ktoś towarzyszyć, kiedy szłam po ciało zmarłego. Tak się bałam - wspomina. - Jednak z czasem udało się pokonać ten lęk.

Dzisiaj Kornelia Płotka nie tylko przygotowuje zmarłych do pochówku, ale także jako nieliczna na Pomorzu i jedyna na Kaszubach zajmuje się balsamacją zwłok. Ma do tego niezbędne uprawnienia, które uzyskała w Polskim Centrum Balsamacji i Tanatokosmetologii w Warszawie. W ciągu roku w Polsce takie kwalifikacje zdobywa zaledwie 10 osób.

- Szkolenie z balsamacji było bardziej drastyczne - przyznaje. - Zabieg trwa od godziny do trzech. Wymaga ogromnej koncentracji. Polega na wypompowywaniu z ciała krwi, a następnie wtłaczaniu w naczynia krwionośne specjalnego środka konserwującego, który zatrzymuje proces rozkładu. Następnie ciało się mineralizuje i zamienia w proch. Podczas balsamacji ważne jest masowanie zmarłego, aby środek równomiernie się rozszedł. W przeciwnym razie może zdeformować ciało i nie da się już tego odwrócić.

Wbrew pozorom nie jest to zabieg kosztowny (ok. 500 zł), choć niejednokrotnie zakłady pogrzebowe kasują za niego majątek.

- Bo mało kto wie, że rodzina ma prawo sama przygotować zmarłego do pochówku – mówi Kornelia.

Jest nie tylko wykwalifikowaną, ale i przedsiębiorczą osobą. Jakiś czas temu otrzymała dotację unijną i otworzyła własną działalność. Zainwestowała. Zakup sprzętu i specjalnych kosmetyków to niemały wydatek. Sama walizka z niezbędnymi akcesoriami to koszt 2 tys. złotych. Teraz jeździ i pracuje na całym Pomorzu.

Na temat pracy w prosektorium krąży wiele mitów

- To nieprawda, że słychać tam głosy, pukanie w okno, a zmarłym łamią kości… - przekonuje Kornelia.

Niektórzy uważają również, że trzeba mówić do zmarłego.

- To mit, który służył przełamaniu strachu – uważa nasza bohaterka. - Nigdy nie zdarzyła mi się żadna dziwna historia - przyznaje. - Trzeba zająć się pracą, a nie rozmyślaniem, bo wyobraźnia może podsuwać różne obrazy. Raz zdarzyło mi się, że podczas przełamywania stężenia pośmiertnego, co polega na zginaniu kończyn w stawach, zmarły położył mi rękę na ramieniu. Choć brzmi to jak koszmar, to wiem, że taki odruch jest naturalny. Nie rozmyślam o tym, co było przyczyną śmierci. Dlaczego ktoś musiał odejść. Często są to dzieci czy ludzie młodzi. Jestem osobą wierzącą i wiem, że jest w tym jakiś cel. Staram się jak najlepiej potrafię przygotować tę osobę na pożegnanie z rodziną. Jest to dla mnie wyzwanie, kiedy mogę sprawić, że wygląda niemal tak jak za życia.

Nie zawsze jednak jest to takie proste. Bywa, że trafiają się osoby po wypadkach. Ich ciała zwykle są mocno zmasakrowane i wydawałoby się, że konieczny będzie pochówek wyłącznie z zamkniętą trumną.

- To szczególne sytuacje, które są dla mnie wielką misją - mówi Kornelia. - Tak naprawdę mamy duże możliwości, żeby zmarły wyglądał ładnie. Możliwe jest choćby wypełnienie ust, manicure hybrydowy czy botoks twarzy. Wykonywałam już rekonstrukcję ciała mężczyzny, który upadł z dziewiątego piętra czy motocyklisty, który zginął w wypadku. Bezradni jesteśmy w dwóch sytuacjach - kiedy ciało jest zwęglone lub w rozkładzie.

Kornelia do pracy wciągnęła młodszą siostrę

Choć obie mają nietypowe zajęcie, po pracy prowadzą normalne życie. Są wesołe, spotykają się ze znajomymi, imprezują. To prawdziwe dusze towarzystwa. Jeżdżą na wakacje, mają partnerów.

- Mój chłopak mdleje na widok krwi - śmieje się Kornelia. - Na co dzień nie rozmawiamy o pracy. Zresztą byłoby to nieetyczne. Co innego znajomi. Są bardzo ciekawi i spragnieni opowieści z prosektorium.

Ta praca może być jednak ryzykowna. Niezbędne są szczególne środki ostrożności, które pozwolą uchronić się przed wieloma chorobami.

- Pracujemy ubrane od stóp do głów w specjalne stroje - mówi Kornelia Płotka. - Niezbędne są też szczepienia ochronne, np. na żółtaczkę czy gruźlicę.

No i jeszcze jedno - kiedy będzie chciała mieć dziecko, już na etapie planowania ciąży, powinna zrobić sobie przerwę w pracy. Badania prowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały bowiem, że kobiety pracujące w tej branży, często rodzą chore dzieci. Nie, to nie żadna klątwa…

- Po prostu pracujemy z użyciem silnych środków chemicznych, które mogą zaszkodzić dziecku – wyjaśnia Kornelia.

Pomimo ryzyka, siostry świadomie wybrały właśnie taką drogę zawodową.

- Szybko znudziło mnie bycie kosmetyczką - przyznaje Kornelia. - Z czasem to zajęcie stało się po prostu monotonne. Teraz każdy dzień jest inny. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Tu nie ma miejsca na rutynę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki