Od 2009 roku grasz w drużynie Trefla Sopot. Skąd pomysł, by przenieść się na nieco bardziej polityczne boisko i rozpocząć grę w drużynie Jacka Karnowskiego?
Od kilku lat mieszkam w Sopocie i czuję się związany z tym miastem. Myślę, że zadomowiłem się tutaj na dobre. Dużym czynnikiem jest także moja żona, która pochodzi z Trójmiasta i w sumie dzięki niej nie mam zamiaru wybierać się nigdzie indziej. A skąd wziął się sam pomysł? Jakiś czas temu dostałem propozycje, żeby kandydować, a że mam kilka pomysłów, jak pomóc temu miastu, bez wahania ją przyjąłem.
W jednym z ostatnich wywiadów Paweł Leończyk nazwał cię niekwestionowanym liderem Trefla. Czy taką samą pozycje chcesz obrać w swojej politycznej drużynie?
Po pierwsze bardzo mi miło z powodu tego, co powiedział Paweł. Niemniej jednak, uważam, że w tej drużynie to Pan Prezydent jest ewidentnym liderem. Ja porostu chciałbym zostać jednym z pomocników w Radzie Miasta i wraz ze wszystkimi osobami, które w najbliższej kadencji w niej zasiądą, rozwiązywać bieżące problemy Sopotu.
Zespół Jacka Karnowskiego na wybory samorządowe to 42 osoby, w skład których wchodzą działacze społeczni, przedsiębiorcy, lekarze i sportowcy. Czym, jako reprezentant ostatniej z tych grup, chciałbyś się zająć w Sopocie po swojej ewentualnej wygranej?
Nie da się ukryć, że najbardziej związany jestem ze sportem. Nadal czynnie gram w koszykówkę i myślę, że w tej dziedzinie najbardziej będę mógł pomóc. Chciałbym skupić się na sopockiej młodzieży i to dla niej walczyć o uzyskanie jak największej liczby godzin zajęć sportowych. Chciałbym także, żeby w Sopocie powstawało jeszcze więcej wielofunkcyjnych boisk, na których dzieci mogłyby czynnie brać udział w organizowanych przez miasto zawodach, a także zadbać, by cały sprzęt sportowy, który jest na zewnątrz, dostępny dla ludzi młodych jak i starszych, był systematycznie doposażany i zadbany. Oczywiście, mam jeszcze wiele innych pomysłów, by w Sopocie żyło się lepiej, lecz zamiast je teraz wymieniać i mnożyć, wolałbym po prostu zająć się ich realizacją.
Paweł Wilkicki, startujący z ugrupowania „Kocham Sopot”, na swoim Facebooku napisał: „Sopot potrzebuje sportowców by „walczyć” z poszanowaniem przeciwnika.” – Co jeszcze oprócz tego sportowiec może wnieść do polityki kurortu?
Prawdziwego sportowca cechuje determinacja i świadomość, że gra się zawsze do końca. Myślę, że te cechy bardzo mocno mogą się przydać miastu przy realizacji dalekosiężnych projektów, a ja sam, dzięki nim, wierzę, że mogę być jak najlepszym radnym.
Jesteś drugim w historii sopockiego Trefla zawodnikiem pod względem liczby rozegranych sezonów. Myślisz, że może pomóc ci to w wygraniu wyborów?
Oczywiście, moim jakimś atutem na pewno jest fakt, że może jestem bardziej rozpoznawalny niż inni kandydaci. Ważną zaletą jest także moje bliskie związanie z Sopotem, które mieszkańcy mogą zauważać przez moje częste uczestnictwo w wielu akcjach organizowanych na rzecz miasta. Jednakże nie można hipotetycznie wyszukiwać tutaj jakiejś mojej przewagi. Wszystko tak naprawdę okaże się po 16 listopada.
A z innej strony – nie obawiasz się, że powszechna krytyka angażujących się w politykę sportowców może wpłynąć na twoją koszykarską pozycję w nadchodzącym sezonie?
Nie wydaje mi się. W polityce widzę szansę na realizowanie pomysłów, których nie byłbym w stanie spełnić na koszykarskim boisku. Człowiek może rozwijać się w wielu dziedzinach, więc i ja wierzę, że w żaden sposób nie odbije się to na mojej formie.
- Czyli fani Trefla mogą być spokojni o swojego Stefana, który przedłużył w lipcu swoją umowę o kolejne dwa lata?
Tak, Stefan zawsze będzie walczył, a walka o rozwój Sopotu na pewno w żadnym stopniu nie będzie kolidować w walce o piłkę i o kolejne punkty dla Trefla.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?