Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcieliśmy wyjaśnić bulwersującą sprawę, a MOPR zawiadomił... prokuraturę

Dorota Abramowicz Tomasz Słomczyński
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne www.sxc.hu
Doniesienie do prokuratury podobno nie było pomysłem MOPR. Usłyszeliśmy, że "zrobiono to na polecenie Urzędu Miasta". A przecież to urzędnicy nie widzieli relacji dzieci skarżących się na placówkę... A może widzieli?

W ostatni czwartek - w przeddzień publikacji reportażu o pewnej gdańskiej fundacji, dowiedzieliśmy się, że pracownicy MOPR donieśli na nas do prokuratury. Zanim to jednak nastąpiło, miała miejsce seria niespotykanych zazwyczaj wydarzeń. Wszystkie były związane z prowadzeniem dziennikarskiego śledztwa w sprawie funkcjonowania dwóch gdańskich placówek opiekuńczo-wychowawczych należących do fundacji. Jego efekty zaprezentowaliśmy w ostatni piątek (reportaż "Nieświeże mięso...").

Opisaliśmy w nim wyniki kontroli sanitarnej, która znalazła w placówkach ponad 100 kg przeterminowanej żywności, przywołaliśmy relacje dzieci o śmierdzącym jedzeniu, o zatruciach, bulwersujących metodach wychowawczych...Wszystko się zaczęło przed dwoma tygodniami. Zbieraliśmy, dyskretnie i bez rozgłosu, relacje osób zainteresowanych opisaniem sprawy. Jednak, jak bywa podczas tego rodzaju śledztw, przyszedł moment, kiedy dyskrecja musi ustąpić konieczności zebrania oficjalnych odpowiedzi. Pisma do rzecznika wojewody i rzecznika sanepidu wysłaliśmy po południu w piątek, 26 września. A w niedzielę późnym wieczorem zaczęliśmy odbierać prywatne telefony od osób, które "wiedziały", co chcemy napisać. W następnych dniach nie było lepiej.

Sugerowano nam, by "dla dobra dzieci", jeśli nie rezygnować z artykułu, to przynajmniej poważnie ograniczyć przekazywane w nim informacje. Kto dzwonił? Znajomi znajomych.W środę rano spotkaliśmy się z pracownicami MOPR. Na spotkanie przygotowaliśmy - spisane na papierze i wydrukowane - nasze dotychczasowe ustalenia. Znalazły się tam relacje wychowawców, dzieci i ich rodziców (opatrzone jedynie imionami dzieci) - bulwersujące opisy tego, co się działo w placówkach prowadzonych przez fundację. Relacje te znajdzie Czytelnik w naszym reportażu (zmieniliśmy imiona dzieci i ich rodziców). Położyliśmy kartki na stole przed naszymi rozmówczyniami - osobami odpowiedzialnymi za monitorowanie placówek fundacji. Poprosiliśmy o komentarz. Panie z MOPR, unikając odpowiedzi na trudne pytania, szeroko opowiadały m.in. o tym, dlaczego ktoś zaczął pić alkohol i na czym polegają problemy psychiczne kogoś innego...

O te informacje akurat nie prosiliśmy, przeciwnie - przerywaliśmy opowieści, próbując uzyskać konkretne odpowiedzi na konkretne pytania. Na koniec rzeczniczka MOPR poprosiła (podżegając do "przestępstwa"?), żebyśmy przesłali do niej spisane przez nas relacje e-mailem. Spełniliśmy tę prośbę.Następnego dnia rano dowiedzieliśmy się, że MOPR, "w trosce o dobro dzieci" podjął decyzję, że doniesie na nas do prokuratury, bo... "obracamy" informacjami niejawnymi.Jedynym odbiorcą tychże informacji był Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Gdańsku.

Doniesienie do prokuratury ponoć nie było pomysłem MOPR. Od Moniki Ostrowskiej usłyszeliśmy, że "zrobiono to na polecenie Urzędu Miasta". A przecież urzędnicy nie widzieli relacji dzieci skarżących się na placówkę... A może widzieli? Jeśli tak - to kto im te "dane wrażliwe" przekazał?Dotychczas nie spotkaliśmy się jeszcze z tak dużymi naciskami na wstrzymanie artykułu. Stąd pytanie - komu i dlaczego tak bardzo na tym zależało, że zaczął dziennikarzom grozić prokuratorem jeszcze przed publikacją?I na koniec - przyznajemy się, bez prokuratora, do popełnienia tego "przestępstwa". Popełniamy je codziennie. Zbieramy informacje niejawne, a potem konfrontujemy je np. z przedstawicielami instytucji takich jak MOPR.
Dajemy szansę wypowiedzi obydwu stronom. To się nazywa rzetelne dziennikarstwo.

* * *
Nazwy fundacjinie podajemy, bo jej szefowa - "w trosce o dobro dzieci", zagroziła pozwem sądowym. Nie przeszkadzało jej to wystąpić w telewizji, gdzie została podpisana imieniem i nazwiskiem, wraz z podaniem nazwy prowadzonej przez siebie fundacji. Widać gazety szkodzą dzieciom, telewizja nie.
Reportaż, o którym piszemy, można przeczytać na stronie dziennikbaltycki.pl

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki