Blisko pięć wieków później tenże Erazm stał się patronem europejskiego programu wymiany młodzieży akademickiej - Erasmus. Funkcjonuje on od 1987 roku i oceniany jest różnie. Niejednokrotnie krytykowano go za to, że zamiast przyczyniać się do poszerzania wiedzy studentów, w ogromnej większości przypadków daje im on okazję do kilkumiesięcznego beztroskiego balowania na koszt podatników. Nie całkiem w oderwaniu od nauk patrona. "Wszak pierwszy stopień poznania to poznać choćby byle jak" - pisał Erazm. Okazuje się jednak, że w ciągu tych 27 lat zdarzyło się też niemało poznań dogłębnych, a erasmusowe wyjazdy były wyjątkowo płodne, choć niekoniecznie na niwie naukowej. Oto właśnie Komisja Europejska ogłosiła wyniki badań, na podstawie których szacuje, że efektem znajomości zawartych podczas zagranicznych studiów były narodziny ponad miliona dzieci. Tak trzymać! - chciałoby się powiedzieć. Bo to nie deficyt absolwentów wyższych uczelni, ale zbyt niski przyrost naturalny jest większym kłopotem na Starym Kontynencie.
Euroentuzjaści już zacierają ręce na myśl o nowym pokoleniu "europejskich dzieci". Umberto Eco sugeruje nawet, że należałoby program międzynarodowej wymiany rozszerzyć na inne grupy, nie tylko studentów. Taksówkarze, hydraulicy czy manicurzystki - zdaniem włoskiego filozofa, eseisty i powieściopisarza - też powinni dostać szanse dogłębnej integracji. My to zresztą już wiemy - Polki na emigracji w Wielkiej Brytanii rodzą więcej dzieci.
W ten sposób na naszych oczach (i za nasze pieniądze) zmaterializowało się hasło "Czyńcie miłość zamiast wojny". Przynajmniej w zachodniej części Europy. Wschód, niestety, nie czytał Erazma i nie korzysta z dobrodziejstw Erasmusa. Z wiadomym skutkiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?