Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech "Zappa" Janiszewski: Tatuażysta, jak barman, bywa spowiednikiem [ZDJĘCIA, ROZMOWA]

rozm. Monika Jankowska
Wojciech "Zappa" Janiszewski
Wojciech "Zappa" Janiszewski Karolina Misztal
O modzie, etyce zawodowej i niechcianych pamiątkach - opowiada tatuażysta z Sopotu, Wojciech "Zappa" Janiszewski.

Jak to jest być legendą tatuażu?
Hmm, no nie wiem... Mówią, że tak jest, ale to wcale nie było moim zamiarem! Po prostu tak wyszło. Poza tym mamy w Polsce wielu naprawdę utalentowanych tatuatorów.

Wyobrażałam sobie tatuatora, jako osobę, która jest żywą reklamą swojej profesji. A na Pana ciele tatuaży prawie nie widać!
Mam więcej czasu dla innych, a dla siebie już niekoniecznie. Ale o tutaj, na przedramieniu, mam chociażby stalówkę. To było takie spontaniczne. Przyjechał do mnie znajomy i stwierdziliśmy, że wytatuujemy sobie z tej okazji coś małego.

Kiedy zaczął Pan tatuować?
W 1991 r. Moje losy, jeżeli chodzi o tatuowanie, są dość burzliwe. Trochę mnie rzucało i po Polsce, i po świecie. W 1994 r. otworzyłem swoje pierwsze studio, potem wyjechałem do Niemiec i tam przepracowałem 13 lat, z czego 12 w Berlinie.

Pamięta Pan swój pierwszy tatuaż?
Oczywiście. Robiłem go sam na mojej nodze. To był taki tatuaż szkoleniowy. Następny robiłem koledze i wyszło zupełnie co innego, niż to co sobie na początku zaplanowaliśmy. Miała być buddyjska mandala, a skończyło się na pająku. No cóż, początki nigdy nie są łatwe.

Skąd pomysł na to, by tatuować?
To trudne pytanie. W czasach, kiedy zaczynałem, tatuaż nie był do końca legalny, dziś jest dziedziną sztuki, dziedziną biznesu - zależy, jak kto na to patrzy. Wtedy tatuaż nie był żadną sztuką, zjawiskiem artystycznym, tylko elementem marginesu społecznego. Mimo tego był moją młodzieńczą fantazją. Dużo rysowałem, ale nie byłem zawodowym malarzem, mój wyuczony zawód jest zupełnie inny.

Więc kim z zawodu jest Zappa?

Technikiem budowlanym. Studiowałem też inżynierię lądową.

Dlaczego wybrał Pan taki pseudonim?
Wziął się od Franka Zappy, muzyka, którego bardzo lubię. Nazwał mnie tak jeden z moich znajomych. A dziś już nawet mama mówi do mnie "Zappa". Dziwnie się czuję, kiedy ktoś używa mojego prawdziwego imienia.

To powie mi Pan teraz, co ma na nodze?
Eee, nic specjalnego. Nie ma się czym chwalić. Taki tam "paskudek".

Paskudek? Ja bym tak nie powiedziała. Raczej nazwałabym to pamiątką z młodości.
No można i tak. W tatuażu piękne jest właśnie to, że pozwala on zatrzymać chwilę i niesie za sobą jakąś wartość, jeśli nie artystyczną, to przynajmniej sentymentalną. Tatuaże często są związane z jakimś ważnym, przełomowym momentem w życiu.

Kto przychodzi do Pańskiego studia?
Przychodzą w zasadzie wszyscy. I robią sobie tatuaże, będąc w przeróżnych sytuacjach życiowych. Ich motywacja jest przeróżna - jedni chcą coś uczcić, drudzy zapomnieć, np. nieudany związek.

A propos nieudanych związków - zdarzało się Panu kamuflować wytatuowane pod wpływem chwili imię ukochanej czy ukochanego?
To się robiło, robi i będzie robić. Ludzie tatuują sobie imiona, portrety. Potem się rozchodzą, a pamiątki, z którymi nie każdy jest w stanie sobie poradzić, zostają. Niektórzy zresztą takie tatuaże sobie zostawiają jako przykrą nauczkę na przyszłość.

Trudno jest taki tatuaż zatuszować?
To zależy. Muszę widzieć, jaki tatuaż ma klient, jaki ma pomysł na niego i czy jest otwarty na nasze propozycje. Teraz jest możliwość usunięcia tatuażu laserem i doradzamy, żeby korzystano z tej opcji.

A z jakimi pomysłami przychodzą do Pana klienci? Można mówić o jakiejś modzie na konkretne tatuażowe motywy?
Tak. Tak samo jak w ubiorze czy muzyce mamy w tatuowaniu główny nurt, który pędzi cały czas do przodu i coraz więcej ludzi chce dany motyw mieć na swoim ciele. Raz popularne są sowy, za chwilę wilki, rekiny i wieloryby. W naszym studiu każdy tatuażysta stara się robić tatuaż autorski, stawiamy na oryginalne projekty.

Ludzie potrafią jeszcze Pana zadziwić? Określenie "dziwne" w ogóle istnieje wśród ludzi, wokół których się Pan obraca?
Kiedyś faktycznie ludzie przychodzili z dziwnymi pomysłami, ale teraz tu już nie ma szans, by coś mnie zadziwiło. Dawniej tatuaż był czymś nowym, trudno było dotrzeć do ciekawych motywów. Teraz mamy internet i dany motyw, nawet jeśli wydaje się dość dziwny, w przeciągu kilku minut staje się bardzo popularny. Nic nikogo teraz już nie dziwi.

Co więc dziwiło kiedyś?
Miałem takiego klienta, który chciał mieć odcisk butów na plecach. Inny chciał zgolić włosy i zrobić globus na czaszce. Temu akurat odmówiłem.

Teraz też by Pan odmówił?
Raczej tak. Nie czułbym się komfortowo. Nie pozwoliłaby mi na to etyka tatuatora.

Czego jeszcze by Pan nie zrobił?
Na pewno motywów związanych z przemocą czy segregacją rasową. Ale ludzie z takimi życzeniami do nas nie trafiają. Robimy dużą segregację na wstępie. Najpierw należy napisać do nas maila z zapytaniem, potem konsultujemy, czy chcemy się podjąć tego projektu.

Są ludzie, którzy nie powinni robić sobie tatuażu?
Nie powinni go robić ci, którzy nie są do niego przekonani.

Tylko tyle? Żadnych więcej ograniczeń?
Może jeszcze ograniczenia medyczne - na fotelu spędzić kilka godzin, nie polecam osobom, które mają słaby system immunologiczny. Przeszkodą mogą być problemy skórne - wtedy lepiej skonsultować to np. z dermatologiem. Ale - na stan obecny - tatuaż jest raczej bezpieczny.

A jak wygląda samo zrobienie tatuażu? Czy ciągu tych kilku godzin człowiek jakoś związuje się z tym, kogo tatuuje?
Oj, tak, tak! Niektórzy spowiadają się tak jak barmanowi, opowiadają większe i mniejsze sekreciki, nie zawsze przyjemnie się tego słucha. Był na przykład taki klient, który opowiadał mi o swoich licznych zdradach. A na koniec stwierdził, że sam nie wie, po co mi to mówi.

Na jakich częściach ciała najczęściej wykonuje się tatuaże?
Na takich, żeby tatuaż był widoczny. Kiedyś było tak, że większa część była schowana np. po koszulką. Teraz jest na odwrót. Tatuaż na dobre zagościł w naszej kulturze, ludzie przestali się go wstydzić, chętnie go pokazują.

Rozumiem, że tatuaż robią sobie przedstawiciele wszystkich grup społecznych?
Tak, nie ma tu rozgraniczeń. Moja najstarsza klientka miała 86 lat. Tatuowałem ją w Berlinie. Robiłem jej trzy tatuaże w widocznych miejscach - na palcu, na dłoni i na ramieniu.

Co to było?
Kwiatek róży i jeszcze jakieś symbole, prawdę mówiąc, nie pamiętam. Chodziło jednak o to, że ta pani przez całe życie chciała mieć tatuaże, ale bała się opinii otoczenia. W końcu uświadomiła sobie, że ze względu na wiek to jej ostatnia szansa, by spełnić swoje marzenie.
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki