Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcesz pomóc Ukraińcom? Jedź na wycieczkę do Lwowa. Potrzeba im wiary! [ZDJĘCIA, REPORTAŻ]

Adam Hlebowicz
Wśród młodych mieszkańców Lwowa popularny stał się zwyczaj noszenia ukraińskich strojów ludowych na co dzień
Wśród młodych mieszkańców Lwowa popularny stał się zwyczaj noszenia ukraińskich strojów ludowych na co dzień Adam Hlebowicz
Wielu z nas chce pomagać Ukrainie. Zadajemy sobie pytanie, jak to najlepiej robić? Mieszkańcy Lwowa nie mają wątpliwości: nie chcemy jałmużny, nie wyciągamy ręki po cudze, najlepiej dla nas zrobicie, kiedy będziecie do nas przyjeżdżać! Wy skorzystacie na wizycie w mieście, które jest gruntownie odrestaurowane po pamiętnym Euro 2012, my natomiast dzięki wam zarobimy pieniądze.

Niemniej ważne dla nas jest to poczucie, że nie jesteśmy sami, że ktoś w Europie, w świecie o nas pamięta, w chwili, gdy nasze granice państwa są permanentnie naruszane przez wschodniego agresora - zapewniają lwowianie, Ukraińcy, Polacy, Ormianie i... Rosjanie - dziewięcioprocentowa, najliczniejsza mniejszość mieszkańców, prawie 800-tysięcznego współczesnego Lwowa.

* * *
Taras jest taksówkarzem. Jak wielu ludzi tej profesji chętnie nawiązuje rozmowę. Już w pierwszych słowach jasno wyraża swój stosunek do przywódcy wschodniego mocarstwa. Ryżyj tarakan to najłagodniejsze określenie, jakie można usłyszeć z jego ust. Najbardziej jednak Taras dziwi się rosyjskiej inteligencji, która tak łatwo i chętnie ulega zmasowanej propagandzie we własnym kraju.

- Przed kilkoma tygodniami wiozłem z lotniska trzech lekarzy rosyjskich, którzy przylecieli do nas na jakieś sympozjum naukowe. Byli dziwnie milkliwi, nie bardzo chcieli rozmawiać. Dopiero po chwili, kiedy ich wypytywałem o to i owo, jeden z nich przyznał się, że ostrzegano ich przed tą podróżą, żeby nie odzywali się raczej po rosyjsku we Lwowie, bo może spotkać ich coś nieprzyjemnego ze strony mieszkańców miasta. Wyśmiałem to - przecież i u nas mieszka sporo Rosjan a prawie każdy ma jakieś powiązania rodzinne z Rosją. Mnóstwo jest małżeństw mieszanych. Mówię im - panowie, przecież jesteście inteligentni, po studiach, nie dajcie się ogłupiać prymitywnej propagandzie.

A najgorsze, że ten, ten - tu pada kolejne wyraziste określenie rosyjskiego prezydenta - nie daje normalnie żyć zwykłym ludziom. Ludzie nie chcą wojny, nie chcą wracać do tego, co przeżyły starsze pokolenia. I na co komu ta wojna? - Taras zawiesza swoje filozoficzne wyznanie w próżni.

***
23 przedwojenne świątynie rzymskokatolickie w ostatnich latach przeszły w zarządzanie miejscowego Kościoła greckokatolickiego. Ostatnią z nich jest pojezuicki kościół garnizonowy. Funkcję świątyni wojskowej pełnił jeszcze we wrześniu 1939 roku, kiedy miasto oblegali hitlerowcy, ale na skutek paktu Ribbentrop - Mołotow przekazany został wojskom sowieckim. Potem przez wiele lat powojennych znajdowała się tu składnica książek, chroniąca w swym wnętrzu wiele cymeliów ze zbiorów Ossolineum. Od trzech lat funkcja sakralna tego pięknego obiektu, znajdującego się w samym centrum miasta, została przywrócona. Znów modlą się tu ludzie, znów wróciło tutaj wojsko, już nie polskie, a ukraińskie. Choć to dzisiaj świątynia wschodniego obrządku nie ma tu charakterystycznych ikonostasów. Wystrój jest taki, jak sprzed wieków, barokowy, a w głównym ołtarzu rozpoznać można sylwetki wybitnych jezuitów: założyciela zakonu Ignacego Loyoli, świętych Stanisława Kostki i Franciszka Ksawerego. Przed ołtarzem kolorowe sztandary - to flagi współczesnego wojska ukraińskiego. W lewej nawie tablica, gdzie na zdjęciach widać kilkunastu młodych, bardzo młodych ludzi w mundurach. Wszyscy nie żyją, zginęli na wschodzie Ukrainy. I napis: "Nie zapomnijcie, módlcie się za nas".

Na liturgii wielu młodych ludzi w mundurach. Obok nich żony, dziewczyny, matki, siostry, koledzy. Kolejka do spowiedzi. Większość to żołnierze. Starsze kobiety ocierają łzy. Po mszy łez jest więcej. Pożegnania, słowa otuchy. Państwo ukraińskie chętnie sięga po żołnierzy właśnie stąd, z Galicji, z Wołynia, z Pokucia. Wie, że oni nie zawiodą, że dla swojego kraju zrobią wszystko. Tak jak ci młodzi chłopcy z tablicy w lewej nawie.

***
Zwykły lwowski weekend. Młode pary w strojach ślubnych są dosłownie wszędzie. W zakamarkach katedry ormiańskiej, przed operą, przy kościele dominikanów, przy katedrze łacińskiej, no i oczywiście na rynku. Każdy próbuje utrwalić te chwile szczęścia młodych na swój sposób. Tam zajeżdża luksusowa limuzyna, gdzie indziej młodzi siedzą w obszernej kolasce, na wspomnianym rynku nowożeńcy próbują pierwszych wspólnych kroków, wspólnie ujeżdżając rowerowy tandem. Wszędzie towarzyszą im fotografowie. Zdjęcie z pozłoconym na całym ciele kupidynem - pstryk! Są dwie, takoż złote, bogato przystrojone damy lwowskie - pstryk! Fotka na tle ułożonej z kwiatów flagi ukraińskiej - pstryk, pstryk! Jest też zdjęcie bardziej dynamiczne - młodzi, świadkowie, najbliższa rodzina, część ubrana w charakterystyczne ukraińskie koszule - wyszywanki, to dzisiaj symbol narodu, symbol dumy - wszyscy na sygnał podskakują zgodnie do góry - pstryk! pstryk! pstryk!!!

Przyglądam się młodym panom i zastanawiam, ilu z nich niedługo przywdzieje mundur i powędruje na wschód kraju? Ilu wróci do swoich młodych żon? Nieuchronne skojarzenie z latem 1939 roku, beztroską tamtego upalnego lata i szczęściem młodych ludzi, którzy właśnie rozpoczęli nowe życie.

***
Zwierzchnik Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie, sekretarz dwóch papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI, arcybiskup Mieczysław Mokrzycki konflikt wojenny z Rosją widzi bardzo realnie w fali uchodźców, którzy przybyli także do podległych mu parafii.
- Uchodźcy są rozlokowani głównie wzdłuż granicy z Polską, w Strzelczyskach, Mościskach, Drohobyczu. Nikt tu nie patrzy na narodowość czy wyznawaną religię tych ludzi. Po prostu trzeba im najpierw pomóc. Wielu z nich, mieszkańców Donbasu, Ługańszczyzny, opuściło domy dosłownie z jedną walizką. Dzisiaj trzeba im dać nie tylko przetrwanie, ale i pomyśleć o pracy dla nich, stałym miejscu zamieszkania, dzieci i młodzież umieścić w szkołach. To ogromne wyzwanie.

Arcybiskup pytany o pomoc płynącą z Polski dostrzega ją i za nią dziękuje, ale jak podkreśla, to głównie pomoc organizacji społecznych, fundacji, stowarzyszeń, prywatnych ludzi. Od państwa polskiego Ukraina nic nie otrzymała. Zauważa też poważne problemy po tej stronie granicy.

- Dostaliśmy sygnały o masowo wysyłanych paczkach. Tak, one dotarły na Ukrainę, ale nie pod adresy, na które były wysyłane. Te które dotarły, były zazwyczaj pootwierane, pozbawione najcenniejszych darów. Najlepiej przesyłać paczki za pomocą Caritas lub na adresy konkretnych parafii, wtedy jesteśmy w stanie zapanować nad tą sytuacją. Niestety poczta ukraińska bardzo często nadużywa zaufania swoich odbiorców - podkreśla.

***
Podstawowe wyposażenie jednego żołnierza na Ukrainie to 350 euro. Najdroższa jest kamizelka kuloodporna. Ale przyszłemu wojskowemu też trzeba kupić bieliznę, apteczkę z podstawowymi medykamentami i, tak, tak, kilka par skarpetek. Na Prospekcie Wolności stoi rozstawiony namiot, gdzie nieustannie trwa zbiórka pieniędzy na żołnierskie wyposażenie. Ale główny trud zakupu takiego zestawu żołnierskiego podejmują rodziny rekrutów, sąsiedzi, niekiedy parafie. Przez głowę przechodzi myśl: to gdzie jest państwo ukraińskie, gdzieś są oligarchowie, z bogatymi kontami, które tak bardzo pomnożyli w tym kraju i dzięki pracy tutejszych ludzi? Państwo jest słabe, to widać gołym okiem. Z pewnością jest osłabiane umiejętnymi działaniami możnego, wschodniego sąsiada. A oligarchowie? Podobno siedzą na Zachodzie i czekają na rozwój wydarzeń.

***
Lwowska ulica zawsze potrafiła się śmiać. Niegdyś w polskich czasach czynili to skutecznie lwowscy batiarzy, uliczni awanturnicy o gołębich sercach i specyficznej mowie lwowskiej zwanej bałakiem. Dziś lwowska ulica wyśmiewa przede wszystkim Putina. Furorę robią wycieraczki do nóg z wizerunkiem prezydenta Rosji (drugi antybohater to były prezydent Janukowycz) i napisem: "wycierajcie nogi!". Na ulicznych stoiskach wszędzie widać papier toaletowy z charakterystyczną postacią i skrótowym podpisem, którego tutaj dosłownie nie mogę przytoczyć. Także okolicznościowe koszulki nie omijają postaci Władimira Władimirowicza. Wszędzie widać flagi ukraińskie, nawet pies podstarzałego hippisa ma do paska przymocowaną niewielką wstążeczkę o sinio-żowtych barwach, jak mówią miejscowi. Jednak dla Polaka bolesnym kontrastem jest ciągle dość liczna obecność na tych samych ulicznych straganach czerwono-czarnych flag UPA, jednoznacznie kojarzących się z rzeziami na Wołyniu, w Galicji czy na Podolu. Podobnie żadnym problemem nie jest kupienie koszulki z wizerunkiem Stepana Bandery.

Dzisiaj jednak, inaczej niż przed kilku laty, nowa flaga pojawiła się na wielu lwowskich domach. To błękitny sztandar z dwunastoma gwiazdkami. To symbol nadziei dla Ukrainy, ale i nowy wizerunek tego kraju, gdzie uniwersalne wartości zjednoczonej Europy mogą zneutralizować pozostałości po trudnej, nierzadko dramatycznej i okrutnej historii.

***
Jeszcze przed kilkoma miesiącami taka liczba flag ukraińskich mnie trochę irytowała, teraz jednak nie dziwię się tej manifestacji Ukraińców - stwierdza Alina Wozijan, dziennikarka "Kuriera Galicyjskiego", Polka, od urodzenia lwowianka.
- Kiedy nie godzisz się na ewidentne zło, a jesteś bezsilny, chcesz przynajmniej w jakiś czytelny sposób zamanifestować swoją postawę. Stąd flaga ukraińska obecna jest dzisiaj wszędzie. Stąd też ogromna moda na noszenie ukraińskich strojów ludowych na co dzień - dodaje Alina.

- A co do flag UPA? Dla Polaka one nigdy nie będą do zaakceptowania, podobnie jak postacie Bandery, Szuchewycza czy Doncowa. Dla Ukraińców to bohaterzy, szczególnie poszukiwani w czasach, gdy byt państwa jest zagrożony.
Alina wyśmiewa dzisiejsze pozorne zagrożenia ukraińskości Lwowa ze strony miejscowych Polaków.

- Obecnie została nas garstka, która zresztą coraz bardziej się kurczy. To już nie tylko ekspatriacje z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Co roku wyjeżdża stąd do Polski najbardziej utalentowana młodzież. Tylko w tym roku w jednej z dwóch polskich szkół Lwowa im. Marii Magdaleny maturę zdało 26 uczniów. 17 spośród nich wyjechało na studia do Polski. Oni tu nie wrócą - realistycznie ocenia polska dziennikarka.

***
Mimo pełzającej wojny, która rozgrywa się tysiąc dwieście kilometrów stąd, mimo sporej ilości żołnierzy widocznych na ulicach miasta, Lwów żyje własnym normalnym rytmem. Ogromne centrum handlowe usytuowane w pobliżu hipodromu wypełnione jest tłumem. Do kupienia jest wszystko, dla Polaków dodatkową atrakcją są bardzo niskie ceny. To efekt znacznej zwyżki kursu euro i braku stabilizacji kraju.

Śródmieście, które znacznie wypiękniało po pamiętnych mistrzostwach Europy sprzed dwóch lat, tętni życiem właściwie o każdej porze dnia. Nocne życie kwitnie, zgodnie z tradycją dawnej Galicji można się napić dobrej kawy wiedeńskiej (polecam Kopalnię Kawy przy rynku, gdzie można do woli obserwować proces palenia kawy, jej sortowania, mielenia), lwowskie browary tradycją sięgają wieku XVIII, a obecnie oferują bogaty wybór ciemnych i jasnych trunków. Prawdziwym przebojem jest zaś struclownia, gdzie zjeść można nie tylko strucle z farszem jabłkowym czy wiśniowym, ale i kurczakiem, łososiem lub warzywami.

Jest też polska restauracja Premiera Lwowska, gdzie miejscowi Polacy oferują nie tylko bogatą kartę dań w języku polskim, ale i obsłużą nas piękną śpiewną polszczyzną.

Jeśli nam będzie jeszcze mało języka polskiego, śmiało możemy się udać do tutejszej przepięknej opery, gdzie bez większych problemów powinniśmy dostać bilety na "Straszny Dwór", śpiewany oczywiście w języku oryginału.

***
Co dalej? Na pewno warto pojechać do Lwowa i na własne oczy przekonać się, jak piękne to miasto. Poczuć, przeżyć, zobaczyć, jak największy ośrodek miejski tej części Ukrainy przeżywa zmagania z Rosją. Zapewniam, jest tu bezpiecznie. Możemy się zdziwić, jak słabo jest wykorzystywany wspaniały lwowski stadion, wybudowany na EURO 2012, możemy też przeżyć zaskoczenie, gdy zatrzyma nas patrol policyjny, z jaką życzliwością traktowani są tutaj Polacy. Można się ucieszyć ogromem prac restauracyjnych przeprowadzonych na starym mieście, ale i zmartwić faktem, że ta sama władza miejska, która zabytkom przywraca ich dawną świetność, nie zwróciła Polakom, czy szerzej, wspólnocie Kościoła rzymskokatolickiego żadnego z trzydziestu kilku obiektów sakralnych. Warto tu być jednak obecnym, właśnie w tym czasie napięcia, ale i solidarności z wolnym światem, porozmawiać z miejscowymi, posłuchać ich racji, ich opowieści, nie zapominając przy tym o własnej tożsamości i polskich imponderabiliach.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki