Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inżynierowie, chórzyści, biskupi, czyli cztery dekady ulicy Krętej w Gdańsku [ZDJĘCIA]

Dariusz Szreter
Działki znajdowały się nie tyle przy ulicy Krętej, co raczej kilka metrów pod nią (1972)
Działki znajdowały się nie tyle przy ulicy Krętej, co raczej kilka metrów pod nią (1972)
Razem budowali, żyli, bawili się, śpiewali, "prawie" ugościli Jana Pawła II i obronili swoją parafię.

Fanfary i "Marsz, marsz Polonia" odśpiewany przez reaktywowany na tę okazję chór sąsiedzki zainaugurowały święto 40-lecia ulicy Krętej w Gdańsku Wrzeszczu, czy też ściślej mówiąc - Diabełkowie. Święto, zaznaczmy, zorganizowane nie odgórnie i nie oficjalnie, ale swojsko, środowiskowo przez tych z "peronu zachodniego" i "peronu wschodniego". Bo tak to już jest na Krętej, że wszystko wymyślają, organizują i robią sami. Od 40 lat, a nawet dłużej.

***
Ta historia zaczyna się w 1972 roku, w epoce wczesnego Gierka. Gierek jest ważny o tyle, że na początku jego "oświeconych" i "europejskich" rządów władze popuściły nieco w kwestii budownictwa jednorodzinnego. I tak oto dla pracowników Politechniki Gdańskiej i Akademii Medycznej przeznaczono pewną liczbę działek budowlanych. Politechnika część ze swojej puli odstąpiła Instytutowi Maszyn Przepływowych PAN.

Mimo że chętnym przyznawano kredyty wysokości 110 tys. złotych, starsi i wyżsi rangą naukowcy nie palili się do takich inwestycji. Wielu z nich miało jeszcze w pamięci powojenne wysiedlenia i wywłaszczenia i nie dowierzało obietnicom komunistów. Zaryzykowali młodsi, trzydziestoparoletni. Tacy, którzy mają wiarę we własne siły, a przede wszystkim duże potrzeby lokalowe dla rozwojowych rodzin.

Przy Krętej położonej na zapleczu (i znacznie powyżej) ul. Sobieskiego, stało jeszcze od czasów Wolnego Miasta Gdańska kilka domów. Dalej, po zachodniej stronie ulicy, aż do Jarowej nie było nic. Dosłownie, bo zaczynała się tam ogromna skarpa. Miejsce na domy było zatem w… powietrzu.

***
Projekt zakładał budowę szeregowców. Ci z instytutu zdecydowali się na szereg złożony z 10 segmentów - szerokich na osiem metrów każdy. Od strony ulicy miały one dwie niewysokie kondygnacje, od ogrodu - trzy, w tym jedną niemal całkowicie przeszkloną. Gardzilewiczowie, Goralscy, Grochalowie, Jasińscy, Królowie, Krzeczkowscy, Obelniccy, Sedlerowie, Wyrwińscy oraz starsi Preschowie, jedyni pamiętający czasy przedwojenne - budowali wspólnie, dzieląc się funkcjami. Oczywiście od murarki i tego typu robót byli najęci ludzie - bracia Grabowscy z Nowego Dworu Gdańskiego.

W owych czasach w Polsce nie znano jeszcze słowa developer. Powszechne było za to inne wyrażenie: "trudności w zaopatrzeniu". Materiałów budowlanych dotyczyło ono w jeszcze większym stopniu niż żywności czy przedmiotów codziennego użytku. Trzeba było kombinować. Za belki stropowe posłużyły więc szyny kolejowe Kruppa z demontowanej linii kolejowej na Żuławach.

Cegły z rozbiórek okolicznych budynków, między innymi dawnego komisariatu milicji koło dzisiejszego Manhattanu. Kiedy po kilku dniach intensywnej pracy opijali z robotnikami jej zakończenie, akurat pojawił się prof. Robert Szewalski, ówczesny szef, a obecnie patron instytutu, który wraz z małżonką szedł do kina. Profesor, by nie stawiać siebie i ich w niezręcznej sytuacji, jak gdyby nigdy nic przeszedł na drugą stronę ulicy, udając, że nie poznaje swoich podwładnych. Ale w instytucie to im wypomniał.

Wiecha na szeregowcu zawisła w grudniu 1973, a w drugiej połowie 1974 do będących wciąż w stanie surowym segmentów zaczęli się wprowadzać pierwsi lokatorzy, chociaż ciepło do kaloryferów doprowadzono dopiero tuż przed świętami.

Wschodnia, "politechniczna" strona Krętej zaczęła się zaludniać nieco później. Prace budowlane ukończone zostały pod koniec dekady. Z tym, że tam nie stanął szeregowiec, ale cztery bliźniaki.

***
Wspólne doświadczenia budowlane zaowocowały większym, aniżeli ma to miejsce zazwyczaj, zżyciem mieszkańców. Stosunki panowały bez mała familiarne. Podrzucano sobie nawzajem dzieci "na przechowanie", począwszy już od 1974, co roku świętowano wspólnie Sylwestra, wspomagano w kłopotach codziennych i niecodziennych.

Przypieczętowaniem "rodzinnych" układów było powstanie chóru Familia Kręta. Powstał on w drugiej połowie lat 80. na wzór towarzystw śpiewaczych zakładanych w czasach rozbiorowych. Jego profesjonalny poziom zapewniło objęcie kierownictwa przez Tomasza Tylewskiego, muzyka Opery Bałtyckiej. Początkowo w repertuarze były głównie kolędy, później włączono do niego także pieśni patriotyczne. Na jeden z koncertów, w wieczór Trzech Króli 1988 zaprosili... papieża Jana Pawła II.

Zaproszenie wydrukowane na czerpanym papierze (z odnośną zgodą cenzury, jakiej wymagały peerelowskie przepisy) zawiózł jesienią 1987 do Watykanu Andrzej Gardzilewicz. Wielu pielgrzymów miało ze sobą dary dla papieża, które ten przekazywał stojącemu obok asystentowi. Jednak kopertę z zaproszeniem z Gdańska zatrzymał i schował za sutannę. Jakież było zdumienie chórzystów, gdy późnym wieczorem, 6 stycznia 1988 r., rozległ się dzwonek u drzwi mieszkania przy Krętej, w którym śpiewali.

Po chwili do środka wszedł... nie, oczywiście, że nie sam Jan Paweł II, ale proboszcz Eugeniusz Dutkiewicz w towarzystwie ówczesnego biskupa gdańskiego Tadeusza Gocłowskiego, którego papież poprosił o zastępstwo. Koncert Familii tak mu przypadł do gustu, że zaprosił ich na publiczny występ w gdańskiej Kaplicy Królewskiej. Tak, nie bez tremy, Familia weszła do obiegu publicznego. W wolnej już Polsce wystąpili m.in. na wieczorze wyborczym po pierwszych niezależnych wyborach samorządowych. W ich efekcie prezydentem Gdańska został, wprawdzie nie mieszkaniec Krętej, ale członek Familii, tenor Jacek Starościak.

A jeśli chodzi o kontakty Krętej z biskupami, okazało się, że to nie koniec. Po tym, jak w 2009 r. dawny kościół garnizonowy przy ul. Matejki "wrócił do cywila", we Wrzeszczu utworzono nową parafię. Miała ona sięgać aż do Krętej. Tymczasem zżyci z Pallotynami z ul. Skłodowskiej-Curie mieszkańcy nie chcieli pogodzić się z myślą, że zostaną odsunięci od świątyni, w której budowie wielu z nich uczestniczyło. Pismo do arcybiskupa Głódzia w tej sprawie podpisało ponad 100 parafian. I stał się cud! Na ogół nieskory do zmiany raz podjętej decyzji metropolita, tym razem wysłuchał głosu ludu i pozostawił Krętą przy parafii Matki Boskiej Częstochowskiej.

***
Mijały lata, zmienił się ustrój, a na Krętej, poza jednym przypadkiem, wciąż mieszkają ci sami, którzy budowali te domy, ewentualnie ich rodziny. W 1994 hucznie obchodzono 20-lecie ulicy. Po kolejnych dwóch dekadach, w tym roku znów świętowano. Były śpiewy reaktywowanego na tę okoliczność chóru, pokazy filmów, wystawa historycznych zdjęć, wspomnienie o tych, którzy już odeszli, ogrodowa uczta. Każdy dom dorzucił się do wspólnego stołu. Byli sąsiedzi bliżsi i dalsi: ze "starej" Krętej (na północy) i Krętej południowej wijącej się po drugiej stronie Jarowej, gdzie - już w latach 80. pobudowali się m.in. pracownicy Akademii Medycznej. Byli przyjaciele z Gdańska, z głębi Polski, a nawet z zagranicy.

Czy będą kolejne rocznice - 50, 60? Trudno powiedzieć. Budowniczowie Krętej w większości przekroczyli już siedemdziesiątkę. Młodsze pokolenie poszło "na swoje". Mają inne doświadczenia wchodzenia w dorosłość. Życie zawodowe i towarzyskie organizują sobie innymi metodami niż "jak za Gierka".

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki