Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karolina Piękoś: Pozwólmy dzieciom popełniać błędy [ROZMOWA]

Rozmawiał: Tomasz Słomczyński
Karolina Piękoś: Podcinamy skrzydła dzieciom, a potem dziwimy się, że nie potrafią wydorośleć...
Karolina Piękoś: Podcinamy skrzydła dzieciom, a potem dziwimy się, że nie potrafią wydorośleć... archiwum prywatne
Judo, gitara, angielski czy basen? Na pytanie, co zrobić z dzieckiem po lekcjach, odpowiada psycholog dziecięca Karolina Piękoś.

Wysyłam dziecko codziennie na zajęcia pozalekcyjne, ono wraca do domu po dziewiętnastej i pada na twarz ze zmęczenia, ja zresztą też, bo po pracy jestem taksówkarzem własnego dziecka. W ten sposób dbam o jego wszechstronny rozwój. Dobrze robię, czy nie?
W tym miejscu nasuwają się dwie wątpliwości. Po pierwsze, jak taka sytuacja oddziałuje na dziecko i jak to wpływa na wasze wzajemne relacje? Czy w ciągu dnia jest czas na to, żeby wspólnie się pobawić, odpocząć, spędzić razem czas? Druga wątpliwość dotyczy motywacji - zarówno dorosłego, jak i samego dziecka.

Pierwsze pytanie dotyczy więc wspólnie spędzanego czasu...
Chodzi o to, żeby się konstruktywnie ponudzić.

A po co się nudzić, jak można w tym czasie robić coś "edukacyjnego"?
Po to, żeby spędzać czas rodzinnie, na rozmowie, na byciu razem - bez pogoni za "wartościami edukacyjnymi". Samo robienie ciasta czy naprawianie samochodu, wspólne chodzenie na dwór ma w sobie wartość. To właśnie jest odpoczynek, to daje możliwość poznania się nawzajem. Dzieci zmieniają się bardzo dynamicznie, podobnie jak rodzice, musimy więc ze sobą rozmawiać, żeby się znać. Ale powinniśmy też zostawiać dzieciom przestrzeń na samodzielne zawiadywanie swoim czasem. Bo jaki jest inny sposób na to, żeby nauczyć dziecko umiejętności organizacji sobie zajęć, organizacji swojego wolnego czasu? Nie musimy ich tego uczyć, bo dzieci są w tej kwestii jak najbardziej kompetentne - wystarczy pozwolić, żeby to po prostu samodzielnie robiły. My powinniśmy dać im czas na to, żeby same decydowały, co w danym momencie robią. Jeśli organizujemy wszystko odgórnie, bardzo skrupulatnie od najmłodszych lat planujemy co, kiedy i gdzie, dowozimy je wszędzie, to zdarza się, że takie dzieci mają problem w soboty i w niedziele, kiedy dzień nie jest tak mocno zorganizowany. Nudzą się i domagają się uwagi ze strony mocno zmęczonych po tygodniu pracy rodziców.

Czyli postawić na samodzielność?
Samodzielność, umiejętność organizowania sobie wolnego czasu. Żeby poznać, co dziecko interesuje, musi ono mieć czas na to, żeby poznać wiele różnych rzeczy, ale nie tylko w formie zorganizowanych zajęć, tylko w takiej formie, jak to się działo dawniej.

Pod trzepakiem?
Tak, pod trzepakiem. I jeszcze jedna ważna sprawa, jeśli chodzi o zajęcia pozalekcyjne. Każde dziecko ma prawo do słomianego zapału, którego tak bardzo obawia się dziś wielu rodziców. Jeśli lubi na czymś grać i rzucimy je od razu na zajęcia z pianina czy gitary trzy razy w tygodniu, po miesiącu może stracić - także ze zmęczenia - całą radość z grania, a u rodziców pojawi się lęk, że zaprzepaszczą jego talent. Ważne jest pytanie - co nami kieruje? Czy istotna jest dla nas rzeczywista dziecięca radość z muzykowania, czy zrobienie z dziecka niesamowitego specjalisty, którym będzie można się pochwalić.

I teraz przechodzimy do drugiej kwestii zasygnalizowanej przez panią na początku rozmowy. Motywacja samego dziecka i motywacja rodzica.
Czasem tak się zdarza, że dzieci domagają się organizowania im zajęć, bo są ciekawe świata, mają na to siłę, energię i ochotę. I to jest chyba najlepsza motywacja, jaką można sobie wyobrazić. Niekiedy zdarza się też tak, że dziecko chce uczestniczyć w jakiś zajęciach, bo ma tam świetnych kompanów do zabawy - bardzo często dzieje się tak w sportach zespołowych - i to jest motywacja jak najbardziej w porządku, czyli chęć spędzania czasu z grupą rówieśników inną niż w szkole. Jednak bardzo często spotykam się z tym, że motywacja dziecka to jest tak naprawdę ukryta motywacja osoby dorosłej. Czyli chęć sprostania oczekiwaniom rodzica. Dla dziecka to jest bardzo ważne, żeby sprostać oczekiwaniom mamy czy taty. My nie mówimy tego dzieciom wprost, nie mówimy: "chcę, żebyś był super muzykiem", ale mówimy: "słuchaj, no zobacz, koleżanki synek już potrafi pływać crawlem, prawda?". I w ten dość zawoalowany sposób przemycamy dzieciom jakieś nasze oczekiwania. Najbardziej niebezpieczne jest to, jeśli próbujemy własne oczekiwania i swoje niezaspokojone potrzeby, także te z własnego dzieciństwa, niespełnione ambicje, przelać na nasze dzieci. One bardzo starają się spełnić te oczekiwania, ale nie robią tego dla siebie.

Psychologowie mówią o motywacji wewnętrznej, która płynie z nas samych i zewnętrznej, którą nam ktoś dyktuje, narzuca.
Dokładnie tak. Motywacja wewnętrzna jest dużo bardziej wartościowa i gwarantuje nam radość z tego, co robimy. Nie jest nastawiona na jakiś konkretny cel, bardziej na przeżywanie radości z samego faktu robienia tego, co nam sprawia przyjemność. Natomiast motywacja zewnętrzna, do której niestety bardzo mocno są przyzwyczajone dzieci w polskim systemie edukacji - chodzi tu o nieustanne ocenianie, pochwały i nagany - to jest motywacja, która prowadzi do kłopotów. Wtedy robimy coś dla kogoś, a nie dlatego, że sami mamy na to ochotę.

Mówi Pani o chwaleniu i naganach. Nagany - wiadomo, są demotywujące. A pochwały? Czy nie kryją w sobie pułapki? Mówi się, że dzieci trzeba chwalić, chwalić i jeszcze raz chwalić, żeby czuły się docenione.
Rzeczywiście, jest dzisiaj taka tendencja do tego, żeby dzieci nadmiernie chwalić. Powiem szczerze, że zwiększenie częstotliwości pochwał, mówienie za każdym razem: "doskonale", "fantastycznie", niesie ze sobą takie zagrożenie, że zwiększamy ryzyko rozwinięcia się motywacji zewnętrznej. Komunikacja bez przemocy, metoda, która jest mi bardzo bliska, mówi o tym, że chwalenie dziecka za coś, co jemu samemu sprawia przyjemność, jest niepotrzebne. Nie musimy na każdym kroku podkreślać, że coś jest dobre, żeby dzieci czuły, że to, co robią, jest dobre, że sprawia im radość i daje dużo przyjemności. System nagród i kar sprawia, że uzależniamy dzieci od tego, co do nich trafia z zewnątrz i sprawia, że są one bardziej zewnątrzsterowne.

Wróćmy jednak do trzepaka. Dzieci są same ze sobą i nic nie robią...
Bardzo rzadko zdarza się, żeby dzieci nic nie robiły. Nawet jeśli w odczuciu dorosłych dzieci nie robią nic konstruktywnego, bo po prostu siedzą, rozmawiają i majtają nogami na ławce, to tak naprawdę one bardzo intensywnie rozwijają się, zwiększają swoje kompetencje społeczne, uczą się dogadywać z wieloma różnymi osobami, w różnym wieku, uczą się samodzielności. Jeśli nie siedzimy nad nimi, pilnując ich, to w pewnym sensie przejmują odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo. Szybciej niż dzieci, za którymi chodzi się krok w krok, uczą się pilnować. Wiedzą, że w okolicy czyhają na nie różne przygody i niebezpieczeństwa, ale potrafią sobie radzić same, nie oczekując, że zrobią to za nich osoby dorosłe.

U mnie na osiedlu zlikwidowano plac zabaw, bo sąsiadom przeszkadzał hałas. Dzieci na osiedlu widuję w towarzystwie rodziców w drodze z parkingu do klatki schodowej. Nie ma biegania po podwórku.
A my po podwórkach biegaliśmy... I wcale nie potrzebowaliśmy do tego wyspecjalizowanych sprzętów albo superfajnych placów zabaw. Niestety to, co ja widzę w swojej pracy z dziećmi, to że rodzice boją się puścić swoje dzieci gdziekolwiek. Nie mówię już o spędzaniu dwóch godzin bez rodziców na placu zabaw, tylko o pójściu do osiedlowego sklepu po bułki. Znam bardzo wiele dziewięcio- , dziesięcioletnich dzieci, którym nigdy nie pozwolono zrobić prostych zakupów bez asysty osoby dorosłej. Łażąc ciągle za naszymi dziećmi, przepraszam za kolokwializm, dajemy im taki sygnał, że świat jest raczej niebezpiecznym miejscem, że może zdarzyć się wiele złych rzeczy. Dodatkowo dajemy im sygnał, że nie wierzymy, że one same sobie poradzą. W ten sposób podcinamy skrzydła własnym dzieciom i potem jesteśmy zdziwieni, że w wieku trzydziestu lat nie potrafią podejmować decyzji życiowych, czy wyprowadzić się od rodziców. Tymczasem wysłanie do sklepiku osiedlowego to najprostszy sposób okazania dziecku zaufania i wiary w to, że sobie poradzi. Dla dziecka dużo bardziej cennym źródłem wiedzy o tym, że rodzice mu ufają, jest pozwolenie, żeby samo poszło po zakupy niż powtórzenie mu dziesięć razy: "tak, jesteś wspaniały, ja w ciebie wierzę", ale nie poparte żadnym działaniem.

Podsumujmy: jak postępować na początku września, kiedy trwają zapisy na różne zajęcia pozalekcyjne?

Przede wszystkim trzeba posłuchać własnego dziecka, przyjrzeć się dokładnie, czy ono samo chce, czy to nie jest tak, że my chcemy. Przyjrzeć się sobie: jaka jest nasza motywacja, czy nie jest tak, że chcemy, żeby dziecko miało zagospodarowane wszystkie popołudnia, bo sami nie wiemy, co z nim zrobić i o czym z nim rozmawiać, kiedy najnormalniej w świecie zostanie w domu. Nie miejmy zbyt wysokich oczekiwań i umożliwiajmy dziecku rezygnację z zajęć, które nie będą spełniały jego potrzeb, czy nie nadążą za jego marzeniami. Krótko mówiąc: wrzućmy na luz i pozwólmy dzieciom popełniać błędy, tak samo jak i my je popełniamy - bo dzieci to są ludzie.

I dajmy dziecku swobodę, czas dla siebie.
Koniecznie!

Rozmawiał: Tomasz Słomczyński

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki