Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

40 tożsamości "Bronka", czyli poszukiwany przez 15 lat

Tomasz Słomczyński
Grzegorz Mehring
Mówi się o nim, że jest mistrzem kamuflażu. Podobno w Niemczech związał się ze środowiskiem gejowskim. Podróżował też przebrany za kobietę

Zawód wyuczony? - pyta sędzia na pierwszej rozprawie.
- Grałem w piłkę - odpowiadał "Bronek".
Faktycznie w 1988 r. "Bronek", czyli Mariusz W., został, z Olimpią Elbląg, wicemistrzem Polski juniorów. Ci, którzy go pamiętają z tamtych czasów, mówią, że na boisku potrafił pokazać piłkarski pazur. W życiu też. Od 15 lat figurował na tzw. policyjnej topliście poszukiwanych bandytów. W tym czasie wydano za nim cztery listy gończe, trzy europejskie nakazy aresztowania i kilka nakazów doprowadzenia.

Tymczasem on skutecznie wymykał się stróżom prawa, podróżując po Europie, podobno także w przebraniu kobiety. Za chwilę prokurator odczyta mu akt oskarżenia o dokonanie egzekucji na 19-letnim Mariuszu K. w wielbarskim lesie koło Malborka.
- Taki sympatyczny, swój chłopak - wspominają ci, którzy go znali z widzenia.
- Kozak, zawsze miał chłop jaja - mówią ci, którzy go znali lepiej.

20 listopada 1995 r. Mariusz K., mieszkaniec Chodzieży, pojechał do odległego o 70 km Poznania. Około godz. 16 rozpoczynał lekcje w szkole fryzjerskiej. Jego matka miała zakład fryzjerski. Szykował się do przejęcia interesu. Na drugiej przerwie Mariusz K. stał z kolegami na boisku, kiedy pojawili się dwaj młodzi mężczyźni. Mariusz K. powiedział do kolegów: "Poczekajcie na mnie" i poszedł w kierunku przybyłych. Więcej na zajęciach już się nie pojawił.
W domu, gdzie czekały na niego żona i siedmiomiesięczna córeczka, też nie.
Po siedmiu dniach odnaleziono jego samochód. To dało nadzieję rodzinie. Niestety, cztery miesiące później w lesie nieopodal Malborka odnaleziono pod śniegiem jego ciało.

Po odkryciu zwłok policyjna układanka zaczęła nabierać wyraźnych kształtów. Ustalono, że 20 listopada "Bronek" pojechał do Poznania. Tam spotkał się z Mariuszem K. Samochodem 19-latka przyjechali do Malborka i zatrzymali się w jednym z lokali w centrum miasta. W policyjnych komunikatach często używa się eufemizmów takich jak ten: "Doszło między nimi do sprzeczki". Około północy opuścili lokal i pojechali do lasu. W stronę ofiary oddano trzy strzały, dwa w twarz, jeden w tył głowy. Typowa egzekucja. Potem Mariusz W. miał wrócić autem Mariusza K. do Poznania, do swojej dziewczyny. Kiedy w połowie kwietnia 1996 r. kryminalni udali się do Poznania, żeby zatrzymać podejrzanego o morderstwo "Bronka", okazało się, że co najmniej od tygodnia już go tam nie ma.

O "Bronku" krążą legendy. Na przykład taka:
- Wakacje 1990 rok, pojechał z kolegami do Hiszpanii kraść w sklepach. Nażelowani wchodzili do Lewisa; jeden zagadywał laskę, a reszta wynosiła w torbach spodnie, wyrywając czipy, żeby alarm nie wył. "Bronkowi" nie poszło, bo go w tej Hiszpanii złapali ochroniarze, a obiecał swojej panience, że coś zap... dla niej od jubilera. Nie wyszło. Zły, w drodze powrotnej wszedł w Koszalinie do Mody Polskiej i wyszedł w damskim futrze. W środku gorącego lata! Dziewczynie powiedział, że to futro z Hiszpanii jej wiezie.
Kiedy Mariusz W. wymykał się policji, na forach internetowych kibicowali mu ci, którzy go pamiętali z Malborka.
"Znam »Bronka« z lat młodzieńczych. Pamiętam jego talent piłkarski pokrzyżowany kontuzjami. Pamiętam jego problemy z kolanami i widok »Bronka« idącego o kulach. Zawsze bawił się nieźle i budził respekt na osiedlu".

"Lubię tego gościa. Niesamowity facet. Policja twierdzi, że on porusza się swobodnie po świecie. Ma bardzo dobrze podrobione dokumenty i chyba niezłą nawijkę. Ma wysoką inteligencję i całkiem przystojny z niego facet. Fryzurę jak Ricky Martin i zadziora w oczach. Myślę, że to taki chłopak, który pakuje się w kłopoty, bo ma sporo testosteronu i od razu bierze się do bitki. Od razu go polubiłem".
"Spokojnie mógłby zostać ikoną kina, ale stał się ikoną życia. O takim jak on będą pisać pieśni".

Albo taka legenda: "Chłopaki z drużyny Olimpii, którzy w 1988 r. zdobyli wicemistrzostwo Polski, mają prawie cztery dychy na karku. Ale trzymają się razem - czasami jakiś meczyk pograją, jakieś piwko zrobią, powspominają. Brzuchy porosły, łysiny się pokazują. I skrzyknęli się kiedyś do akcji, aby zagrać znowu na Agrykoli, a potem flaszkę rozpić. Piłka chodzi po boisku, słoneczko świeci, a kątem oka widzą, że podjeżdża duża biała fura pod płot stadionu. Wysiada jakiś starszy pan w białym gajerku z cygarem. Opalony, od razu widać Argentyńczyk albo jakiś inny Mulat. Gruby. Stary. Widać, z sześć dych pewnie ma. Patrzy, jak grają. Machnął tylko ręką do bramkarza i obrońcy, bo byli blisko, a potem odjechał. To był »Bronek«. Na legalu nie mógł się pojawić, więc tylko na chwilę w przebraniu starucha. Wtedy ścigało go pół policji z Europy".

Policyjne ogłoszenie z czasu, kiedy "Bronek" przebywał na wolności: "Mariusz W. jest bardzo niebezpieczny i może posiadać przy sobie broń palną". Policjanci publikują zdjęcie poszukiwanego i ostrzegają: "Jeśli poznajesz mężczyznę na zdjęciu lub wiesz, gdzie może się ukrywać, natychmiast dzwoń pod nr 997! Nie próbuj na własną rękę go zatrzymywać!".

Mariusz W. w 1995 r. został zatrzymany w Austrii za nielegalne przekroczenie granicy, w 1996 r. zatrzymała go policja hiszpańska za awanturę w jednej z dyskotek. Rok później próbował wstąpić do Legii Cudzoziemskiej. Nie przyjęto go za względu na słaby stan zdrowia. Dała o sobie znać piłkarska kontuzja. Mówi się o nim, że jest mistrzem kamuflażu. Podobno w Niemczech związał się ze środowiskiem gejowskim.

Legendę tworzą również sami policjanci, w komunikatach czytamy: "Kryminalni z Gdańska ustalili, że najprawdopodobniej w latach 2001/2002 poruszał się po Europie w przebraniu kobiety. Ukrywając się przed wymiarem sprawiedliwości, wykorzystywał tożsamość 40 osób, posługując się fałszywymi dokumentami". Wpadł w końcu w marcu ub. roku w Barcelonie.
11 stycznia 2011 roku w Gdańsku rozpoczął się proces Mariusza W. Akt oskarżenia obejmuje kilka przestępstw różnego kalibru. W marcu 1994 roku oskarżony włamał się do piwnicy i ukradł sześć albo siedem słoików z przetworami o łącznej wartości 100 zł. W kwietniu 1994 roku jednemu mężczyźnie zabrał kolczyk. W styczniu 1995 roku przyłożył nóż do szyi i zabrał kolczyki, samochód i kurtkę dżinsową. W listopadzie 1995 trzema strzałami pozbawił życia Mariusza K.

Prokurator twierdzi, że "Bronka" obciążają zeznania dwóch bezpośrednich świadków morderstwa i ślady DNA, które znaleziono na miejscu zbrodni. Jednak do dziś nie ma pewności, co było motywem zamordowania 19-latka z Chodzieży. Jedna z hipotez: chodziło o rozrachunki między mężczyznami handlującymi narkotykami. Inna hipoteza: "Bronek" chciał się zemścić za to, że - rzekomo, Mariusz K. doniósł na niego na policję. Jeśli rzeczywiście to był motyw zbrodni, to "Bronek" się pomylił. Mariusz K. na niego nie donosił.

Wdowa po zamordowanym Mariuszu K., Karolina, przywołuje wspomnienia tamtej nocy.
- Tak jak każdego dnia, gdy mąż się uczył, czekałam, aż wróci ze szkoły - mówi tak cicho, że sędzia pochyla się w stronę barierek dla świadków. - W końcu, razem z małą Patrycją zasnęłam. Obudziłam się o północy, a dom ciągle był pusty. O tej godzinie Mariusz zwykle był już z powrotem. Nie było komórek, nie miałam jak zadzwonić, czekałam całą noc. Bez skutku.
Głos jej się łamie.

W tym momencie oskarżony Mariusz W. zaczyna płakać. Kolega siedzący w ławach dla widzów pokazuje mu uniesiony kciuk. Trzymaj się - mówi bardzo cicho. "Bronek" kręci głową.
Żona o zamordowanym mężu mówi raczej ogólnikami. Rysuje obraz zwykłego życia.
- Był towarzyski, uśmiechnięty, mieliśmy znajomych głównie z Chodzieży. Wszystkich znałam. Nie słyszałam, żeby Mariusz był z kimś w konflikcie, nie miał wrogów ani kolegów z marginesu.
Na sali sądowej spotkały się dwie matki. Matki dwóch Mariuszów. Ta z Malborka siedzi w podniszczonej kurtce. W ręku trzyma foliową siatkę. Spogląda raz po raz na ławę oskarżonych, patrzy na syna, który nie chce odwzajemnić jej spojrzenia.
- Wykształcenie podstawowe, zawodu nie mam, odmawiam składania zeznań, chciałabym pozostać na sali - więcej już nie powie.

Druga matka, fryzjerka z Chodzieży, nie potrafi opanować łez.
- To wydarzenie tak odbiło się na naszej rodzinie i na moim zdrowiu, że do dziś nie mogę dojść do siebie. Gdy Mariusz został zabity, młodszy syn miał 15 lat. Mąż przez to wszystko zmarł jedenaście lat temu.
Sędzia proponuje kobiecie, by usiadła. Ławka jest tuż przed miejscem, gdzie w towarzystwie dwóch policjantów siedzi "Bronek". Irena K. siada w kącie, nie chce być odwrócona plecami do oskarżonego. Ale nie poświęca mu nawet jednego spojrzenia. Sędzia łagodnym głosem czyta, jak matka identyfikowała ubrania znalezione w wielbarskim lasku.

W czerwonym uniformie, na sali sądowej, "Bronek" nie wygląda na amanta, za którego był uważany. Często spogląda na ławkę, gdzie siedzi jego konkubina, czarnowłosa Hiszpanka. Próbuje jej coś powiedzieć, czasem się smutno uśmiecha. Odmawia składania wyjaśnień. Odpowiada tylko na pytania swojego adwokata. Mówi o tym, że przed zatrzymaniem prowadził ustatkowane życie: był kierownikiem restauracji w Barcelonie, od kilku lat w stałym związku z obecną na sali kobietą o imieniu Sonia. Kiedy zeznaje matka zamordowanego Mariusza K., "Bronek" chowa twarz w dłoniach. Płacze. Nie przyznaje się do winy. Grozi mu dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: 40 tożsamości "Bronka", czyli poszukiwany przez 15 lat - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki