Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bobo na piątek. Bogusław Kaczmarek: Przepowiednia Wernyhory [FELIETON]

Bogusław Kaczmarek
Tomasz Bolt/Polskapresse
W piłce nożnej, a szczególnie w zawodzie trenera, nikt nie ma patentu na mądrość absolutną. Co tydzień bądź co kilka dni mogą się o tym przekonać trenerzy pracujący w Manchesterze United, Bayernie Monachium, Milanie, Lechu Poznań czy Lechii Gdańsk.

Ostatnio na drużynę (piłkarzy i sztab szkoleniowy) Lechii spadła fala totalnej krytyki. Nikomu nie trzeba przypominać, że to zespół skazany na sukces, gdzie nowi właściciele w sposób jednoznaczny określili cel, priorytety działania i czas ich realizacji. Wiemy wszyscy, że mają być europejskie puchary. Przedstawili też, w jaki sposób i przy pomocy jakich środków będą zmierzać do osiągnięcia planowanych celów. Pierwszym i najważniejszym priorytetem w tej hierarchii było ściągnięcie jak najwięcej zawodników, których zadaniem jest podniesienie jakości gry gdańskiej Lechii. Droga, jaka została wytyczona, to kontynuacja pracy szkoleniowej holenderskiego trenera Ricarda Moniza, który tak szybko, jak się pojawił, tak wyparował jak piłkarska kamfora.

Na kontynuatora tej drogi został wybrany Portugalczyk Joaquim Machado. Myślę, że na starcie znalazł się w bardzo niekomfortowej sytuacji, jeśli chodzi o podjęcie właściwych decyzji w ocenie przydatności tak dużej liczby nowych piłkarzy. Jedna rzecz to potencjał i zasoby ludzkie, a druga to umiejętne gospodarowanie nimi w celu stworzenia drużyny na określonym poziomie sportowym. Nie mam wiedzy, czy kiedykolwiek przyszło mu się zmierzyć z tak poważnym zadaniem. O tyle trudnym, że poza Mateuszem Bąkiem, Rafałem Janickim, Piotrem Wiśniewskim, Piotrem Grzelczakiem i Marcinem Pietrowskim oraz dołączonych do kadry w poprzednim sezonie Nikolą Lekoviciem, Zaurem Sadajewem, Stojanem Vranjesem i Maciejem Makuszewskim, reszta kadry pierwszego zespołu to zupełnie nowi ludzie. O ile problemem nie jest przyjście Ariela Borysiuka, Bartka Pawłowskiego, Daniela Łukasika czy Darka Treli, o tyle podejmowanie właściwych i skutecznych decyzji w stosunku do pozostałych nosi w sobie olbrzymie ryzyko. Wrogiem trenera Machado jest czas, a w zasadzie jego brak.

Mecze z Lechem i Wisłą mogły być afirmacją niebezpieczeństw wynikających z tego stanu rzeczy. Zarówno mecz z Lechem jak i mecz z Wisłą w opinii wielu ludzi, związanych z piłką oraz kibiców, to nie były spotkania, w których Lechia powinna zejść z boiska pokonana. Dużym uproszczeniem meczu z Lechem byłoby skazywanie na piłkarski szafot Sadajewa. On popełnił bardzo duży błąd, ale jednak jego zachowanie było pochodnym tego wszystkiego, co widzieliśmy wcześniej. Lechia do przerwy zdemolowała Lecha i powinna prowadzić dwoma lub trzema bramkami, a po przerwie też nic nie wskazywało, że może ten mecz przegrać. Lech grał bardzo słabo w obronie, a szczególnie dwójka środkowych obrońców Hubert Wołąkiewicz i Marcin Kamiński, którzy popełniali błąd za błędem. Zabrakło mi rzeczowej oceny sytuacji i podjęcia właściwych decyzji przez sztab szkoleniowy. Wprowadzenie młodego Adama Buksy, mało doświadczonego chłopaka, było sporym ryzykiem. W momencie, kiedy Łukasz Teodorczyk zdjął bluzę powiedziałem do ludzi, z którymi oglądałem mecz, że odmieni losy meczu. Jeden z moich przyjaciół nazwał mnie Wernyhorą. Osobiście wolałbym mieć połączenie z Pytią, która też przepowiadała pewne rzeczy.

Machado jest w trudnej sytuacji, ale jeśli podejmie właściwe decyzje, to osiągnie cel. To nie jest kwestia treningu, ale decyzji. Jak to w życiu, na akcję musi być reakcja. Piłka jest zmienna i trzeba się w tym znaleźć, czego życzymy trenerowi Machado.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki