Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Król" złodziei aut z Pomorza. Ukradł 140 aut, w tym... ślubną limuzynę

Łukasz Kłos
Marzena Bugała/ Archiwum
Złodziej rekordzista ukradł 140 aut wartych 8 milionów. Najdroższe auta potrafiły kosztować 100-150 tys. zł, ale Daniel K. nie gardził też tańszymi.

Przed sądem stanie wkrótce Daniel K., "król samochodowych złodziei". Oskarżony został o 142 czyny, a wartość zrabowanych przez niego aut sięga ponad 8 mln zł. Funkcjonariusze gdańskiej Komendy Miejskiej Policji (a konkretnie wydziału do walki z przestępczością samochodową) pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa skierowali akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie.

Daniel K. dziś ma 42 lata. Wychowywał się na gdańskich Stogach. Pierwszy raz "za dorosłego" notowany był wkrótce po 18. urodzinach. Został zatrzymany za rozbój. Powiedzieć o K., że był doskonale znany organom ścigania, to mało. Przewinął się chyba przez wszystkie wydziały gdańskiej komendy policji.

Zasądzone dotąd odsiadki sięgają 2028 r. (część z nich to efekt kumulacji kilku krótszych). Dwa lata temu okazało się jednak, że dotychczasowe wyroki objęły zaledwie część "aktywności" Daniela K.

W 2012 r. został zatrzymany i po raz kolejny usłyszał zarzuty w sprawie kilku kradzieży samochodów. W toku śledztwa okazało się, że mężczyzna na swoim koncie ma zdecydowanie więcej.

- Zarzuty przedstawione Danielowi K. obejmują 142 zdarzenia. Większość z nich to kradzieże z włamaniem, ale są też tzw. usiłowania - tłumaczy podkom. Aleksandra Siewert z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

Wartość zrabowanych pojazdów została wstępnie oszacowana na 8,37 mln zł. Najdroższe auta potrafiły kosztować 100-150 tys. zł. Jedno było warte nawet ćwierć miliona złotych. Nie gardził też wartymi kilkanaście tysięcy. Często bowiem na celownik brał konkretne modele "pod papiery" (to metoda legalizowania zrabowanych pojazdów na podstawie skradzionych wcześniej dokumentów innego wozu).

Policjanci zastrzegają, że podana suma może nie odzwierciedlać w pełni realnych strat poniesionych przez pokrzywdzonych. - Ta kwota nie obejmuje między innymi wartości wyposażenia i sprzętu, jaki znajdował się w skradzionych autach - mówi funkcjonariuszka prowadząca śledztwo.

A było tego sporo. Szczególnie w samochodach zachodnich turystów, którzy nieraz potrafili beztrosko zostawiać w swoich autach kosztowny sprzęt elektroniczny. Na liście zrabowanych aut znalazły się także ciężarówki z towarem.

Pewnego razu K. włamał się do trzech transporterów zaparkowanych przed jednym z ośrodków pod Tucholą. Niczym nie niepokojony, przy pomocy kolegów wszystkie trzy przewiózł do złodziejskiej dziupli. Po czasie okazało się, że pozbawił wówczas środków transportu jeden z niemieckich sierocińców, którego podopieczni przyjechali do Polski na wczasy.
Kiedy K. zaczynał robotę w złodziejskim fachu, był nikim - nie miał pleców w półświatku. Dzięki swoim "osiągnięciom" szybko jednak pokonywał kolejne szczeble w hierarchii. Złodziejską karierę miał zaczynać jako tzw. czujka: - Stał na czatach, gdy inni wyłamywali zamki w drzwiach aut. Czujki to sam dół przestępczej hierarchii. Często są to nawet małolaty - tłumaczą policjanci starsi stażem.

Z czujki przeskoczył na wozaka (to umyślny, który odprowadza auta z miejsca przestępstwa do dziupli lub w inne, wskazywane miejsce). Z czasem zaczął działać na własne konto. Pierwsze na jego koncie były motocykle. Szybko wyspecjalizował się jednak w kradzieżach aut. Lubił działać samodzielnie.

- Korzystał ze standardowych narzędzi, ale potrafił też złamać zabezpieczenia elektroniczne - tłumaczy jeden z policjantów. Kiedy zawodziły wszystkie metody, potrafił nawet przepchnąć auto w "bezpieczne" miejsce. Jednocześnie był mistrzem socjotechniki. Policjanci wspominają, jak jedno z aut ukradł wprost spod nosa ochroniarzy, jeszcze machając im na pożegnanie. Potrafił też skraść auto nowożeńców, podczas gdy ci robili sobie ślubną sesję zdjęciową.

Innym razem w środku zimy ukradł auto wprost z parkingu jednego z hoteli położonych w samym sercu Gdańska. Miał problem z odpaleniem stacyjki, więc auto... przepchnął do pobliskiego garażu znajomego.

- Działał na bezczelnego. Do kradzionego auta wsiadał jak do swojego. Potrafił stłumić czujność postronnych - tłumaczy jeden z gdańskich oficerów.

42-letniemu Danielowi K. grozi do dziesięciu lat więzienia. W związku z recydywą sąd może zaostrzyć karę nawet do ponad dwudziestu lat pozbawienia wolności.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki