Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złoty jubileusz sopockiego festiwalu

Ryszarda Wojciechowska
Archiwum
Festiwal to nie kobieta, ale czas też działa na jego niekorzyść - żartują sopocianie. I niektórzy z nich mówią wprost, że już po Słowiku. Inni, jak prezydent Sopotu, zapowiadają, że jeszcze nie czas Słowika pochować. Festiwal ma więc trwać. Może się nawet doczeka wznowienia w tym roku. Na razie jednak nie wiadomo, kto go zorganizuje. Nie ma też wizji ani telewizji. Jest tylko szczera chęć.

Jedno jest pewne - sopocki festiwal ma w tym roku swój jubileusz. Równo 50 lat temu (jeszcze wtedy w Gdańsku) odbył się po raz pierwszy. I z krótkimi przerwami przetrwał do 2009 roku. Wtedy po raz ostatni zorganizowano festiwal z Bursztynowym Słowikiem jako główną atrakcją.
Prezydent Jacek Karnowski nie ma wątpliwości, że ta impreza kulturalna to ikona Sopotu. Tradycja, której nie wolno zmarnować. Jest pewien, że festiwal po tej kolejnej przerwie odrodzi się.
- Chciałbym, żeby to było jeszcze w tym roku, jesienią - zapowiada.

Ale od razu przyznaje, że problemów nie brakuje. Pierwszy - to miejsce, w którym impreza mogłaby się odbyć. Opera Leśna, która przeżyła około czterdziestu festiwali, jest cały czas w remoncie przedłużającym się z powodu montażu nowej konstrukcji obiektu.
- Wykonawca nie dotrzymał terminu, wszystko się opóźnia. Zapowiedzieliśmy więc spotkanie z nim w sądzie arbitrażowym, który ustali wysokość kar. Bo miasto nie może cierpieć z tego powodu, że ktoś coś zaniedbał - tłumaczy.

Zdaniem prezydenta Karnowskiego, festiwal mógłby się odbyć na przykład w nowej hali Ergo Arena, tak jak to będzie miało miejsce w przypadku innego festiwalu, który się zadomowił w Sopocie czyli TOPTrendy.

- Ale jest też inny problem, może nawet większy. Pojawia się bowiem pytanie - jaki to ma być festiwal? I kto go będzie organizował? Dlatego na wiosnę odbędzie się panel dyskusyjny, w którym wezmą udział różne środowiska artystyczne, wszyscy zainteresowani trwaniem festiwalu i ewentualnym organizowaniem - kończy prezydent.

Wiceprezydent Joanna Cichocka-Gula, odpowiedzialna za kulturę w Sopocie, też nie pozwala jeszcze na odtrąbienie końca Bursztynowego Słowika.

- Ten festiwal cały czas wzbudza emocje. Ma swoich zagorzałych fanów, dla których jest niemal dobrem narodowym, ale też ma i przeciwników. Nie może jednak zniknąć. Ale żeby prze-trwał, najpierw musimy mu znaleźć nową formułę. Jego siłą przez wiele lat była publiczność na widowni i gwiazdy na scenie. Ale w ostatnich latach krojono go głównie pod telewizję. My chcemy sytuację odwrócić. I mówimy, że to nie festiwal jest dla telewizji, tylko telewizja powinna być dla festiwalu - tłumaczy pani wiceprezydent.
Nie kryje, że miasto nie jest raczej zainteresowane takim jarmarcznym wystrojem tej imprezy.
- Czasy się zmieniły, dzisiaj każde miasto chce i może mieć własny festiwal piosenki. A my nie zamierzamy się ścigać. Powrót festiwalu musi być więc przemyślany - dodaje.

Ten czas bez Bursztynowego Słowika nie jest dla niej czasem straconym. Bo, jak twierdzi, trzeba go wykorzystać właśnie na znalezienie pomysłu, który wniesie do imprezy coś świeżego.
- Jest wielu entuzjastów, dla których sopocki festiwal to ikona miasta. Trzeba więc wszystkich zebrać i porozmawiać o pomysłach oraz o organizacji - kończy.

Podobnego zdania jest Wojciech Fułek, przewodniczący Rady Miasta w Sopocie. On też należy do orędowników trwania festiwalu.

- Uważam, że jubileusz festiwalu jest okazją, której nie powinno się zmarnować, tak jak nie powinno się zmarnować Roku Czesława Miłosza będącego przecież Honorowym Obywatelem Sopotu - twierdzi Fułek.

- Jeśli nawet nie festiwal, to mogę sobie wyobrazić koncert jubileuszowy albo jakieś inne, artystyczne wydarzenie, które te pięćdziesiąte urodziny uświetni. I to niekoniecznie w Operze Leśnej. Przecież konkurs Bursztynowego Słowika odbywał się już poza operą, chociażby na sopockim molu - przypomina.

Wojciech Korzeniewski, który przed laty sam był organizatorem festiwali, również nie wyobraża sobie, żeby ten jubileusz przeszedł bez echa, a sam festiwal odszedł w niebyt i przestał być atrakcją Sopotu.

- Teraz, kiedy nam niemal wszystkie festiwale uciekły (organizowane przez TVP i TVN), jedno jest pewne, należy wrócić do korzeni i stworzyć swój festiwal od podstaw. Nie siłami "warszawki" , która tu przyjeżdżała, żeby robić swój kolejny, telewizyjny show, ale naszymi własnymi. Festiwal od początku do końca musi być nasz, nawet jeśliby w to nie chciała wejść na razie żadna telewizja. Od lat mam ten sam patent na Słowika- musi nim żyć całe miasto. Pozostaje tylko kwestia skrzyknięcia się, wybrania lidera, który to pociągnie i zdecydowania o formule. To się naprawdę powinno udać - kończy Wojciech Korzeniewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki