Aktualizacja, 8.08.
Okazuje się, że Straż Miejska jedynie "zabezpieczała teren". Rozbiórką zajęli się dłużnicy GZNK, którzy w ten sposób mieli odpracować długi.
- Rozmawiałem z chłopakami z referatu na Żabiance. Oni twierdzą ponad wszelką wątpliwość, że z siekierami nie biegali. Całą stroną rozbiórkową zajmowała się ekipa z BOM, w tej ekipie byli też dłużnicy komunalni odpracowujący długi - mówi Wojciech Siółkowski ze Straży Miejskiej.
Romowie są oburzeni sposobem, w jaki ich potraktowano. . - Strażnik miejski powiedział, że będą burzyć, nieważne, czy wyjdziemy z domów, czy z nich nie wyjdziemy - mówią łamaną polszczyzną. Dodają, że na dwa dni przed eksmisją uprzedzili ich o niej strażnicy miejscy. W trakcie wymuszonej wyprowadzki urzędnicy nie pokazali im żadnych dokumentów, mieli też usłyszeć, że "najlepiej, żeby się gdzieś wyprowadzili, na przykład do Gdyni czy do Sopotu".
- W związku z otrzymanym sygnałem informuję, że komendant Straży Miejskiej zlecił przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego. Ze wstępnych informacji wynika, że cytowane przez Romów słowa nie padły z ust strażnika - mówi Miłosz Jurgielewicz, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Gdańsku.
Dziś Romowie mieszkają w namiotach. Twierdzą, że czują, jakby urzędnicy w zaplanowany sposób "odcięli ich od świata". - Nie mamy dostępu do wody, do sklepu jest daleko - mówią.
***
Romowie na terenie zaniedbanych działek na granicy Jelitkowa i Żabianki zamieszkiwali od 2010 roku. Według relacji gdańskiego magistratu, urzędnicy wielokrotnie otrzymywali "od mieszkańców skargi na uciążliwe sąsiedztwo". Po jednej z interwencji grupa przeniosła się do Sopotu, ale wróciła do Gdańska.
Do poniedziałku, 4 sierpnia przy ul. Bursztynowej 5 w prowizorycznych budynkach mieszkały trzy rodziny: 10 osób dorosłych (najstarsza w wieku ok. 60 lat) i pięcioro dzieci (najmłodsze - dwuletnie). Około godz. 8 rano na miejscu pojawiły się policja, Straż Miejska i urzędnicy z Biura Obsługi Mieszkańców - delegatury należącego do magistratu Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych.
- To teren miejski, za którego stan, między innymi porządek i bezpieczeństwo, odpowiada miasto - tłumaczy Michał Piotrowski z Urzędu Miejskiego w Gdańsku. - Osoby te miały świadomość, że przebywają na działce stanowiącej cudzą własność, a zatem że prędzej czy później ktoś poprosi je o opuszczenie terenu.
Straż Miejska zapewnia, że choć jej funkcjonariusze byli na miejscu, jedynie "zabezpieczali teren".
Zaskoczenia eksmisją nie kryją pracownicy gdańskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - Nie wiedzieliśmy o poniedziałkowej interwencji w koczowisku Romów i nie wiemy, co dziś się z nimi dzieje. Pracowaliśmy z nimi i ta praca układała się bardzo dobrze - zaznacza Monika Ostrowska z MOPR. Dodaje, że pracownicy socjalni bezskutecznie proponowali Romom inne schronienie (nie tylko w schronisku).
- Udało nam się przekonać rodziców, by jeden z chłopców od września rozpoczął naukę w szkole. Romskie dziewczynki z innej części miasta już chodzą do szkoły i mają bardzo dobre wyniki - mówi Ostrowska, która dodaje, że Gdańsk jest liderem w skali kraju, jeśli chodzi o współpracę z Romami.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?