Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uniwersyteckie Centrum Kliniczne oblężone przez chorych

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Grzegorz Mehring
Tłum ciężko chorych na serce pacjentów szturmuje od poniedziałku Uniwersyteckie Centrum Kliniczne. Lekarze nie mają złudzeń - to smutna konsekwencja odebrania przez pomorski NFZ kardiologicznych kontraktów dwóm gdańskim szpitalom - "Studenckiemu" oraz Pomorskiemu Centrum Traumatologii.

- W ciągu zaledwie trzech godzin przyjęliśmy 24 chorych - relacjonuje dr med. Ewa Raniszewska, zastępca kierownika Kliniki Medycyny Ratunkowej i wojewódzki konsultant w tej dziedzinie. - Nie mogliśmy ich odesłać, bo wszyscy byli w ciężkim stanie - z niewydolnością krążenia, obrzękiem płuc, zaburzeniami rytmu serca.

Około godziny 19 w całym, ogromnym przecież szpitalu - nie było już ani jednego wolnego łóżka na oddziałach internistycznych. Zajęte były również wszelkie "dostawki". Dyżurny lekarz SOR-u wezwał na pomoc dr Tadeusza Jędrzejczyka, zastępcę dyrektora UCK. O kryzysowej sytuacji w szpitalu zawiadomiono również wojewodę.

- Nie było wyjścia, kilku chorych z ciężkim zapaleniem płuc trafiło na...dermatologię - mówi dr Piotr Świca, zastępca ordynatora szpitalnego oddziału ratunkowego. Ponieważ na dermatologii nie ma dyżurnego, chorych doglądał lekarz z Kliniki Chorób Płuc, która mieści się w sąsiednim budynku.

- O tej decyzji powiadomiliśmy wojewodę, bo w myśl prawa lecznie pacjenta z zapaleniem płuc na dermatologii jest nielegalne - tłumaczy Tadeusz Jędrzejczyk. - Zostało to zaakceptowane, bo działaliśmy w stanie wyższej konieczności.

Uniwersyteckie Centrum Kliniczne ma 245 łóżek w klinikach internistycznych (w tym kardoilogii, nefrologii i gastroenterologii) oraz 38 łóżek neurologicznych i 12 w Klinice Rehabilitacji. W poniedziałek rano lekarze rozpoczynający dyżur mieli do dyspozycji... 6 wolnych miejsc. Tymczasem za kilka dni może być jeszcze gorzej.

- Mimo braku kontraktu - 29 łóżek, 24 mamy zajęte, bo nie jesteśmy w stanie odsyłać chorych, którzy za kilka godzin lub dni mogą z tego powodu umrzeć -tłumaczy dr Zbigniew Łajkowski, ordynator kardiologii w Pomorskim Centrum Traumatologii. Wczoraj trafił tam m. in. 51-letni chory na cukrzycę z bólami w klatce piersiowej, ale wyniki badań na SOR nie wykazywały odchyleń od normy.

Lekarz powinien go odesłać, ale go zatrzymał. Kiedy chory znalazł się na oddziale, miał już klasyczne objawy zawału serca. Pytanie tylko, czy NFZ uzna to za stan zagrożenia życia i za ratowanie chorego zapłaci.

Bez monitoringu mogą umrzeć w szpitalu

Rozmowa z prof. Grzegorzem Raczakiem, wojewódzkim konsultantem w dziedzinie kardiologii
Ma pan wolne łóżka w klinice kardiologii, którą pan kieruje?
Czasami się to zdarza, ale nie dłużej niż przez dwie minuty. Klinika liczy 15 łóżek, a potrzebujących naszej pomocy jest o wiele więcej. A od początku stycznia zaczął się prawdziwy horror. Nie chcę nikogo straszyć, ale nie wykluczam, że jakiś pacjent może z tego powodu umrzeć.

Czy trudno było to przewidzieć?
Pierwsze pismo z ostrzeżeniem, że z kardiologią mogą być kłopoty, wysłałem do władz 14 września, ostatnie 31 grudnia - do wojewody i marszałka. Proszę ich w nim, by uruchomili wszelkie możliwe środki i ratowali system opieki kardiologicznej w Trójmieście. Przewidziałem, że obcięcie pieniędzy na ten cel może skończyć się tak dramatycznie, nie mam jednak z tego powodu żadnej satysfakcji.
NFZ odpowiada - możecie kłaść chorych na internie. Bez monitoringu pracy serca, którego nie ma na internie, oni też mogą umrzeć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki