Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownicy w Łebie nie tylko ratują topiących się plażowiczów. Muszą być też dyplomatami...

Edyta Litwiniuk
Edyta Litwiniuk
Łebskiej plaży strzeże ponad 30 ratowników i żaden nie narzeka na brak pracy. Niemal codziennie uczestniczą w akcjach, w których ratują zdrowie i życie plażowiczów. Co prawda nikt jeszcze nie udowodnił wpływu upału na osłabienie inteligencji ludzkiego umysłu, ale ratownicy często się nad tym zastanawiają - gdy plażowicze zgłaszają się do nich z najdziwniejszymi sprawami.

- Rekordzistą był pan, który prosił mnie, żeby sprowadzić na plażę jego materac, który za daleko wypłynął - opowiada jeden z ratowników. - Odpowiedziałem, że my się takimi rzeczami nie zajmujemy i dopiero wtedy powiedział, że na materacu jest jego dziecko!

Marek Chadaj, koordynator ratowników w Łebie, podobnych historii zna na pęczki. Opowiada o turystach, którzy rozbijają się z leżakami w morzu na rewie, a kiedy po kilku godzinach próbują wrócić, okazuje się, że nie jest już tak płytko jak było wcześniej. - Morze potrafi szybko podebrać piach i w miejscu, gdzie udało nam się przejść w wodzie po pas czy szyję, teraz mogą być ponad 2 metry głębokości - przestrzega. - Pół biedy, gdy ktoś zauważy, że kolor wody jest ciemniejszy i zacznie wzywać pomocy. Gorzej, jak nie spojrzy i wejdzie do takiej wody.

Wtedy trzeba ratować. Tak jak tych, którzy na materacu próbują płynąć do Szwecji, albo zapuszczą się za daleko w morze w pogoni za dmuchanym delfinem.

Zmorą ratowników są oczywiście sami plażowicze. Na wczasach zachowują się, jakby wszystko było im wolno.
- Gorzej niż dzieci - mówi jeden z ratowników. - Wisi czerwona flaga, a i tak co chwilę ktoś wchodzi do wody, trzeba wyganiać. Nie przetłumaczysz, że ta flaga wisi dla ich dobra. Że to nie jest tak, że ratownik robi sobie przerwę. Nie, oni i tak będą wchodzić. A jeszcze potrafią się wykłócać, że "robić wam się nie chce i dlatego ta flaga wisi"...

W Łebie ratownicy, nie to żeby ze złośliwości, nazywają plażowiczów "plastrami".
- Czy plastry już są? - pytają o świcie. Bo plastry nierzadko wcześniej niż ratownicy są już na plaży i się grodzą. Parawanami się grodzą. Najpierw sypialnia, pokój wypoczynkowy, pokoje dla dzieci i koniecznie plac do zabawy dla milusińkich. Bez mała M3 - śmieją się ratownicy. Jak się popatrzy na te wszystkie plastry koło siebie, to wychodzi z tego niezły kawał plastra miodu.
- Nigdzie tak chyba nie ma, tylko w Łebie - mówią ratownicy. - A przecież kiedyś na plaży to się jeden koło drugiego kładł, ciało do ciała i nieważne było, że obcy. Teraz niby razem, ale każdy oddzielnie plażuje.
- Naszym głównym problem z plażowiczami są tzw. strefy kolonijne, czyli obszar plaży odgrodzony parawanami z napisem kolonie - mówi Marek Chadaj. - Tych kolonii w Łebie jest bardzo dużo, ale ze względów bezpieczeństwa skupiamy je w jednym miejscu. Dzieci wiedzą, że poza niebieski parawan nie mogą wychodzić. Są tam też inne strefy głębokościowe do kąpieli, dostosowane do wieku dzieci. Prosimy plażowiczów, żeby tam się nie rozkładali, bo nam łatwiej pilnować i nie ma problemu, jak ktoś w kogoś sypnie piaskiem. Niemniej jednak wczasowiczów to nie przekonuje, mamy z tym ogromny problem. Mówią: "jest demokracja, ja się będę opalał, gdzie zechcę".

Wtedy ratownicy starają się wytłumaczyć - przecież ma pan pewnie dziecko i chciałby pan, żeby jak ono pojedzie na kolonie, plażowało w bezpiecznym miejscu. Niestety do niektórych to nie dociera.

Dlatego ratownicy wstają skoro świt, żeby być na plaży szybciej niż plastry i odgrodzić teren dla kolonii czy na przejścia do plaż bezkonfliktowo. A i tak nie zawsze się udaje.

Oprócz sytuacji, które wzbudzić mogą jedynie uśmiech, są i takie, które mrożą krew w żyłach. W Łebie jest to na pewno problem z kąpiącymi się przy samym wejściu do kanału portowego na plaży niestrzeżonej. Stoi tam zakaz informujący o niebezpieczeństwie i wirach, a i tak nie brakuje chętnych do sprawdzenia, czy aby przypadkiem znaku nie postawiono tu wyłącznie dla wygody ratowników.

Praktycznie więc co chwila można zobaczyć, jak ktoś się w tym miejscu kąpie. Ostatnio niemal życiem przypłacił to 8-latek, który kąpał się tam z mamą. Oboje zaczęli się topić. Kobieta sobie poradziła, ale dziecko już nie. Pomogli ratownicy. Udało się niemal w ostatniej chwili. 8-latek opił się wody, trzeba go było reanimować. Dziecko zabrało Lotnicze Pogotowie Ratunkowe.
- Mamy dużo osób kąpiących się w tym miejscu. Mimo zakazu kąpieli, mimo ostrzeżenia że są tam wiry i kamienie - mówi Marek Chadaj. Przyznaje też, że dla niego najtrudniejszą decyzją jest czy posłać w to miejsce ratowników na pomoc, bo naraża ich życie.

- Układanie się fal w tym miejscu powoduje, że rozbijają się one o falochron i zawracają na kamieniach - mówi ratownik. - Tworzą się niesamowite wiry. Nawet ratownicy w tym miejscu wchodzą z bojką, w kamizelce i na linie w asekuracji, żeby na sygnał alarmowy wyciągać, bo są tam problemy z utrzymaniem się na powierzchni.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki