Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O profesorze Chazanie i o kobietach, które sypią kwiaty na martwe dzieci

Barbara Szczepuła, publicystka
Barbara Szczepuła
Barbara Szczepuła
To nie jest dobry temat na wakacyjny felieton, ale trudno. Od dłuższego czasu lecą gromy na profesora Bogdana Chazana. Ten demoniczny katotalib torturował pacjentki, terroryzował innych lekarzy, nie pozwalając na przeprowadzanie aborcji! - donosili oburzeni dziennikarze. To skandal - alarmowali politycy.

A "ono" nie ma połowy głowy, mózg ma na wierzchu, wiszącą gałkę oczną i rozszczep całej twarzy. Rzeczywiście - myślałam - nie powinno się zmuszać kobiety do urodzenia dziecka, które nie będzie zdolne do życia. Trudno mi, mieszkając w Gdańsku, pisać o warszawskim lekarzu, bo nie mam rzetelnej informacji, choć od znajomych słyszałam, że profesor Chazan jest dobrym ginekologiem-położnikiem i wiele kobiet w ciąży (niekoniecznie katoliczek) zabiega o to, by się do niego dostać. Ale media złapały wiatr w żagle. Odsądzono go od czci i wiary, domagano się dymisji i rzeczywiście prezydent Warszawy odwołała go ze stanowiska dyrektora szpitala Świętej Rodziny.

Przeczytałam właśnie w "Tygodniku Powszechnym" tekst Justyny Bargielskiej "Chazan dawał wybór" i postanowiłam zachęcić Państwa do przeczytania tego mądrego tekstu. Autorka nie broni profesora Chazana, nie nawołuje do kontynuowania ciąży za wszelką cenę, nie krytykuje in vitro, nie narzeka na znieczulicę w szpitalach. Pisze o kobietach, które chcą urodzić, choć wiedzą, że zaraz po porodzie dziecko umrze. I chcą się godnie z nim pożegnać i godnie je pochować. Bargielska (notabene autorka głośnej i nagrodzonej książki "Obsoletki") współpracowała przez jakiś czas jako wolontariuszka ze stowarzyszeniem zajmującym się pomocą takim kobietom (wzory czerpano ze Stanów Zjednoczonych). Zajmowała się robieniem tak zwanych pożegnalnych zdjęć. Jak pisze Bargielska, z relacji kobiet, które zgłaszały się do stowarzyszenia, wynikało, że chciały rodzić tylko u profesora Chazana.

Dlaczego? W innych szpitalach nikt się nie zajmował noworodkami, które nie wyglądały jak bobasy z reklamy pampersów ani ich matkami. Podaje przykłady sprzed kilku lat i nie wiem, czy dziś jest inaczej. Daj Boże, choć nie bardzo w to wierzę. A jak było w szpitalu Świętej Rodziny? "To jedyny w Warszawie szpital - pisze autorka - gdzie kosztem palarni wydzielono pokój, który nazwano pokojem pożegnań (...), pokój ten był świadkiem scen, które wielu nie mieściłyby się w głowie. Kobiety przynosiły w foliowych torebkach płatki kwiatów i sypały je do malutkich trumienek swoim dzieciom, w których tylko wykwalifikowany patolog dopatrzyłby się ludzkich cech i które w normalnym szpitalu poszłyby do spalarni razem z pooperacyjnymi odpadami. To profesor Chazan umożliwił im sypanie kwiatów na zmacerowne ciała ich wytęsknionych dzieci. Umożliwił kobietom wybór, którego nie miały w większości szpitali". - Wie pani, jednak jest to uczucie z niczym nieporównywalne, urodzić człowieka - powiedziała Bargielskiej matka dziewczynki z letalnym zespołem Edwardsa, która zmarła zaraz po urodzeniu.- Chodzi mi o to, że jeśli sami chcemy mieć wybór, powinniśmy również innym ten wybór dawać - konkluduje Justyna Bargielska.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki