Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Momenty zwątpienia są moim chlebem powszednim"- rozmowa z Danutą Stenką [ZDJĘCIA]

Ryszarda Wojciechowska
O podnoszeniu sobie poprzeczki, uderzeniach wody sodowej, depresji, Kaszubach i nagości na scenie - mówi Danuta Stenka.

Nie zawsze było jasne i oczywiste, że będzie Pani aktorką wybitną. Bywały momenty zwątpienia.
Momenty zwątpienia są moim chlebem powszednim. Wiele razy pojawiała się myśl, że może powinnam znaleźć sobie jakiś "normalny" zawód. Po czym dochodziłam do wniosku, że właściwie nie widzę siebie w żadnym innym miejscu.

Co w aktorstwie jest takiego uwodzącego, że Pani dała mu się jednak "ukąsić" na zawsze?
Dla mnie najważniejsze w tym zawodzie jest spotkanie z człowiekiem. A tu odbywa się ono w wielu wariantach - spotkanie z innym aktorem, spotkanie z reżyserem - z ich myśleniem, odczuwaniem, spotkanie z postacią, którą mam zagrać, z jej problemami, jej charakterem, jej losem. Wreszcie spotkanie z sobą, czyli z moim wewnętrznym Człowiekiem, przez którego przepuszczam moją rolę. Podróże w głąb człowieka to coś, co sprawia, że ten zawód jest nieustająco fascynującą przygodą.
Żyjemy w czasach medialnej egzaltacji, szybkich zachwytów. Słyszy je Pani często, a mimo to nie traci głowy.
Ja, proszę pani, wkładam bardzo dużo wysiłku w to, żeby uwierzyć, że te miłe słowa, które na mój temat padają, mają pokrycie w mojej pracy.

Po tylu latach jest jeszcze niewiara w siebie, w swoje umiejętności?

Wiem, że przez lata przybyło w moim warsztacie narzędzi, które mi służą w "obrabianiu" roli. Ale rzecz nie tylko w tym, żeby korzystając z tego warsztatu, z pomocą reżysera, partnerów, wyrzeźbić ciekawą rolę. Rzecz również w czymś nieuchwytnym, w czymś, na co nie mam wpływu, co nie jest moją własnością, czego jestem zaledwie chwilowym i kto wie czy nie przypadkowym posiadaczem - w jakimś szczególnym rodzaju skupienia, natchnieniu... W czymś, co sprawia, że rola ze średniej staje się ciekawą, z dobrej - niezwykłą... Doświadczam tego czasami jako widz i zdarza się, że również jako aktorka.

Coraz wyżej podnosi sobie Pani poprzeczkę.
Nie podnoszę jej sobie świadomie, w sposób wykalkulowany, ona wisi w tych rejonach. Taka jestem, taka moja dola - codzienna męka i sekundy szczęścia.

Ciężko żyć w pogoni za sekundami szczęścia.

To prawda (śmieje się). Kiedyś usłyszałam: - No, dobrze ci się teraz wiedzie. Uważaj, żeby ci woda sodowa do głowy nie uderzyła.

Nie uderza.
Nie ma szans.

Ale sprawia Pani wrażenie osoby zadowolonej ze swojego życia zawodowego.

Czasami, kiedy patrzę na swoje życie z lotu ptaka, dochodzę do wniosku, że nie chciałabym go zamienić na inne. Lubię je. Ale mój chleb powszedni nie zawsze jest bułką z masłem. Mąż od czasu do czasu powtarza: "Słyszysz zewsząd, że jest świetnie, a ty ciągle jesteś pełna lęków i obaw, ciągle z siebie niezadowolona, wiecznie masz do siebie pretensje. Ty masz naprawdę ciężkie życie". A ja, rzeczywiście, ilekroć ktoś zaprasza mnie do współpracy, zachowuję się tak, jakby wszystko, co dotąd zrobiłam, jakoś mi się tylko przypadkowo udało. Boję się, że go rozczaruję, że nie będę w stanie spełnić tego, czego ode mnie oczekuje.

Czyli czego?
Że "wyrzeźbię" coś wspaniałego. A ja przecież umiem tylko tyle, ile umiem i nic ponad to. Bo wszystko ponad to może się zdarzyć, ale to już nie zależy ode mnie, to się po prostu może z d a r z y ć . Może się udać albo nie.

"Flirtując z życiem" to tytuł Pani wspomnień. Można by pomyśleć, że przez to życie idzie Pani sobie tak łagodnie, filuternie. A tu czytamy o depresji. Trudno było się z tym otworzyć?
Nie miałam takiego planu, żeby się z czegoś zwierzać, oczyszczać, czy uwalniać. Kilka lat wstecz, podczas wywiadu do "Zwierciadła", rozmowa tak się potoczyła, że w sposób naturalny wypłynął ten temat.

Nie żałuje Pani tego otwarcia?

Nie żałuję.

Justyna Kowalczyk też się niedawno do depresji przyznała. Część internautów pisała jednak, najoględniej mówiąc - ale po co to?

Ja się do depresji nie p r z y z n a w a ł a m. Nie uważam jej za wykroczenie ani coś wstydliwego, do czego musiałabym się p r z y z n a w a ć. Zadawano mi pytania, a ja po prostu powiedziałam to, co uznałam za istotne. Dopiero wątpliwości osób mi bliskich, które obawiały się, że narażę się na przykre komentarze, uświadomiły mi, że stało się coś ważnego. Że wkradłam się w rejony tabu i pootwierałam furtki, dotąd szczelnie zamknięte.

A ci, którzy mówili, że niepotrzebnie się Pani do tego przyznała...
Być może upaprałam im mój obrazek. Ale ja nie jestem istotą z innego świata, nie jestem postacią z bajki. Jestem jedną z nas wszystkich. Chodzę po tych samych ulicach, robię zakupy w tych samych sklepach, starość, wbrew temu, co sugerują kolorowe pisma, nie omija mnie wielkim łukiem i dopadają mnie takie same rozterki, problemy i choroby.

Czy Pani teraz czuje się dobrze w swojej dojrzałej skórze?

Zdecydowanie lepiej niż przed laty.

Kwitnie Pani. Ale taki wygląd jest trochę jak garb. Bo już trzeba zawsze dobrze wyglądać. Nie jest z tym ciężko?
Nie funduję sobie takiej odpowiedzialności. Rzadko bywam w miejscach celebry, a na co dzień nie nakładam makijażu i noszę się zwyczajnie - dżinsy, trampki, T-shirt. Choć od czasu do czasu zdarzają się takie sytuacje jak festiwale, czy premiery, kiedy dokładam starań.

I wtedy stoi Pani na "ściance"?
Kiedy jest to związane z promocją przedsięwzięcia, w którym biorę udział, mam wręcz taki obowiązek. Oczywiście zełgałabym, gdybym powiedziała, że jest mi zupełnie obojętne, jak wyglądam. Lubię, kiedy mój wygląd sprawia, że się dobrze czuję, ale nie musi się to wiązać z wyszukaną stylizacją. Nie mam ciśnienia związanego z wyglądem.

Są role, które spowodowały chwilowe spustoszenie w Pani życiu?

Nie nazwałabym tego spustoszeniem, raczej wyczerpaniem fizycznym po ciężkiej pracy. Na przykład moje dwie ostatnie role teatralne, mogę powiedzieć, że mnie "zjadły".

Dlatego Pani wygląda tak szczupło?

Wszyscy pytają mnie o dietę. Tymczasem to po prostu bardzo intensywna praca, zarówno w "Lodzie" według Sorokina w reżyserii Bogomołowa w Narodowym jak i w "Drugiej kobiecie" według "Opening Night" Cassavetesa w reżyserii Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Zanim odbyła się premiera pierwszego, zaczęły się już próby do drugiego spektaklu. A w obu mam poważne zadanie. To był ogromny wysiłek - nieprzespane noce, brak wolnych dni, stres - stąd spadek wagi. Przypominam sobie graną do niedawna w Narodowym Fedrę, w reżyserii Mai Kleczewskiej. Okres prób był dla mnie bardzo ciekawą podróżą, ale każdy kolejny spektakl wystawiał mi ogromny rachunek.

Córkom odradzałaby Pani aktorstwo?

Nie miałabym odwagi decydować o ich przyszłości, reżyserować im ich życie. Mogę służyć radą, nawet powinnam, ale one muszą pójść za swoim głosem, za swoimi marzeniami.

Ale nie mają takich ciągot?
Starsza córka, Paulina, studiuje psychologię, o której marzyła od najmłodszych lat. Jest w tym miejscu, które sobie wymyśliła. I z każdym rokiem utwierdza się w tym, że to jest to. A co będzie z młodszą Wiktorią? Nie mam pojęcia. Na razie skończyła pierwszą klasę liceum. Mnie się aktorstwo objawiło w klasie maturalnej i to za sprawą mojej polonistki. Chociaż drzemie w niej artystyczna dusza, nigdy tego nie sprawdzałam. Nie "sprzedawałam" moich dzieci do spektakli, filmów czy reklam. Tak sobie myślę...
...że skoro jest tyle pięknych zawodów na "A"...
...to może znajdą sobie jakiś "normalny" zawód. Niczego jednak nie sugeruję, ani nie zabraniam.

Nie odcina Pani swojej pępowiny z Kaszubami.
Mimo że w Warszawie mam swój dom, Gowidlino, to takie miejsce na świecie, w którym, ilekroć tam przyjeżdżam, wszystko mi się porządkuje. Tu się zaczęłam, tu zapuściłam korzenie i stąd, można by powiedzieć, czerpię wodę do życia. Co prawda, wykarczowano mi trochę moje dzieciństwo - zniknęły już wszystkie kryte strzechą stare chatki z pruskim murem, drzewa wokół kościoła, moja szkoła podstawowa rozrosła się nie do poznania. Widzę wielką salę gimnastyczną i przypominam sobie malutką salkę, w której przed wf. stawialiśmy ławki piętrowo, żeby się na podłodze zmieścił materac. Tak, wiele się zmieniło. Ale nie zmienia się jezioro, na którym w zasięgu wzroku są te same dwie wyspy. Może tylko trochę bardziej zarośnięte niż w czasach mojego dzieciństwa.

Jest taki stereotyp, że polska aktorka po czterdziestce powinna się już zawodowo "zwijać". Pani ma luksus przebierania w rolach?
Nie powiedziałabym, że przebieram. Ale zdarza mi się, że odmawiam. I to można uznać za luksus. Przyznam, że nawet jeśli w pierwszym odruchu po przeczytaniu scenariusza wydaje mi się, że to nie jest świat, w którym chciałabym się znaleźć, to zawsze mnie korci spotkanie z reżyserem. Bo scenariusz to zaledwie punkt wyjścia do spotkania. Ostatnio pojawiła się propozycja, która mnie zaintrygowała...

Nadstawiam ciekawie ucho.
Na razie o konkretach nie będę mówić. Moja agentka zasugerowała, żebym się zastanowiła, czy w to wchodzić. Z rezerwą zaczęłam się temu przyglądać. Ale kiedy padła propozycja spotkania z reżyserem, chętnie na to przystałam. I spotkanie zdecydowało, że chcę wziąć w tym udział.

Nagość na scenie jest dla Pani problemem?

Nie mam ani łatwości, ani potrzeby zrzucania z siebie ciuchów przed obcymi ludźmi, więc wydawało mi się, że takie sytuacje będę skutecznie omijać. Aż tu nagle w próbach do spektaklu T.E.O.R.E.M.AT. Grzegorza Jarzyny, kiedy zbliżaliśmy się już do premiery, zdałam sobie sprawę, że nagość w tej roli jest niezbędna, że moja bohaterka w pewnej konkretnej sytuacji m u s i zrzucić z siebie wszystko, całe swoje dotychczasowe życie. Uświadomiłam sobie, że muszę albo się rozebrać, albo zrezygnować z roli. Zwierzyłam się z tego reżyserowi.

I jak się skończyło?
Poprosił, żebym jeszcze nie podejmowała decyzji. Mieliśmy kolejne próby i choć nie obyło się bez stresu, wreszcie dojrzałam do tego, że ciało stało się, po prostu, moim kostiumem.

Danuta Stenka aktorka teatralna, filmowa i radiowa. Niezwykłą popularność zawdzięcza kreacjom w serialach: "Boża podszewka" i "Zaginiona" oraz kreacjom w filmach "Chopin. Pragnienie miłości" i "Nigdy w życiu". Jej mężem jest Janusz Grzelak. Mają dwie córki - Paulinę i Wiktorię.


[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki