Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monciak w Sopocie to trudny front. Jak wyprosić niechcianych gości z "saloniku Trójmiasta"?

Dariusz Szreter
Coraz więcej sopocian unika spacerów w centrum miasta, zwłaszcza w weekendowe noce, ale w sobotni wieczór, kiedy 32-latek rozpędzoną hondą taranował ludzi, na Monciaku było tłoczno
Coraz więcej sopocian unika spacerów w centrum miasta, zwłaszcza w weekendowe noce, ale w sobotni wieczór, kiedy 32-latek rozpędzoną hondą taranował ludzi, na Monciaku było tłoczno Przemek Świderski
Sopot jest pięknym miastem, a Monciak jego wspaniałym salonem - mówi prezydent Jacek Karnowski na początku rozmowy. - Proszę to koniecznie napisać w swoim artykule.

Na potwierdzenie tej opinii zaprasza do rozmowy także miejską plastyczkę Olgę Broniewską, która opowiada o wymogach dotyczących wyglądu ul. Bohaterów Monte Cassino: jednolity kształt parasoli, szyldów, zakaz umieszczania reklam, zakaz grodzenia płotkami przykawiarnianych ogródków - mogą je oddzielać jedynie donice z zielenią. Dowiaduję się też, że ulica ma stały dyżur sprzątania, a właściciele lokali gastronomicznych mają obowiązek niezwłocznego usuwania brudnych śladów po swoich gościach.

Ivo Vedral: Sopot to miasto niebezpieczne z agresywną, tanią rozrywką [ROZMOWA]

Ale nie o urokach fasad kamieniczek i graniowej posadzki mamy rozmawiać, tylko o duchu tego miejsca. Miejsca, które miało być wizytówką "Perły Bałtyku", a które coraz częściej postrzegane jest jako tania letnia imprezownia. Sobotni rajd szalonego kierowcy nie poprawił tego wizerunku.

Widać, że będzie to jeden z głównych tematów zbliżającej się kampanii wyborczej do samorządu. Opozycyjny radny Ryszard Kajkowski, prawdopodobny kontrkandydat Jacka Karnowskiego w jesiennych wyborach, już skorzystał z okazji, by przedstawić Sopot jako miasto bezprawia.

W rozesłanym do mediów liście czytamy: "Od kilku lat w każdy weekend tysiące młodych mieszkańców Trójmiasta przyjeżdża do Sopotu, by pić alkohol w miejscach publicznych (…). Stało się to już wizytówką nocnego i rannego Sopotu. Bójki, rzucanie butelkami, awantury, oddawanie moczu na drzwi mieszkańców to stały, powtarzający się co weekend obrazek. (...) Kto z młodzieży w Trójmieście chce się upić tanio w miejscu publicznym, przyjeżdża do uzdrowiska Sopot. Zapraszamy dziennikarzy na ten spektakl".

Jan Kozłowski, prezydent Sopotu w latach 1992-1998, mówi, że cieszą go tłumy przelewające się po głównym miejskim deptaku. - Nasze marzenie z początku lat 90., by życie wróciło do Sopotu, spełniło się - mówi. - Chcieliśmy nawiązać do tradycji uzdrowiska. Tymczasem wtedy, przez całe lata 80. w Sopocie nie można się było nawet kąpać.
Dopiero w 1995 roku władzom samorządowym udało się doprowadzić do tego, że plaże i woda były na tyle czyste, by można było z nich normalnie korzystać.

- Żeby Sopot się wyróżniał na tle Gdańska i Gdyni, musiał mieć swój charakterek - kontynuuje Kozłowski. - Uznaliśmy, że powinien być salonikiem kulturalnym Trójmiasta.
To kierowało władzami miasta, kiedy zdecydowały się poszerzyć ofertę Opery Leśnej, dobudowując tam salkę koncertową dla Orkiestry Kameralnej Wojciecha Rajskiego, oraz animowały rozwój klubu Sfinks, który w marzeniach prezydenta Kozłowskiego miał się stać sopockim odpowiednikiem krakowskiej Piwnicy pod Baranami, gniazdem bohemy, promieniującym kulturą i wyznaczającym nowe trendy.

Ulica wymknęła się spod kontroli

Co zatem poszło nie tak?
Wojciech Fułek, sopocki radny, niegdyś zastępca Jacka Karnowskiego, a w ostatnich wyborach jego główny konkurent, przyczynę widzi w zbyt szybkiej decyzji o urynkowieniu komunalnych lokali przy deptaku.
- Miasto pozbawiło się wpływu na charakter świadczonych tam usług. I w ten sposób antykwariat zmienił się w bank, i tak dalej. Za późno zorientowano się, że warto byłoby zachować minimalny wpływ na działalność prokulturową.
W efekcie, zdaniem radnego Fułka, Monciak wymknął się spod kontroli, a Sopot ma wizerunek nie salonu, ale miasta imprezowego, przyciągającego tłumy pijanych młodych ludzi. Jak ktoś chce zaistnieć w mediach, to właśnie tam, jak ów szalony kierowca.

- To nie jest wyłącznie specyfika Monciaka czy Sopotu, ale każdej miejscowości, która chce przyciągnąć turystów za wszelką cenę. Opanowują je niekoniecznie chciani goście. Nie winiłbym za to kogoś konkretnego, tylko filozofię miasta.
Jakie są na to recepty?
Fułek mówi o konieczności odzyskania dla ludzi Monciaka z rąk pieniądza. Zaznacza, że droga powrotna jest bardzo długa i zależy od woli właścicieli lokali.

Taka nasza Polska

Zdaniem Roberta Florczaka, przez wiele lat kierującego Sfinksem, Sopot to żywy organizm, który cały czas się zmienia, ewoluuje. Kiedy Polacy byli zamknięci w kraju - Sopot był miejscem oddechu elit. Teraz jeżdżą, gdzie chcą, więc Sopot przestał być elitarną mekką i stał się miejscem rozrywki.

- Jakie społeczeństwo, taki salon - zauważa filozoficznie. - To naturalna wypadkowa tego, czym jesteśmy. Zresztą wydaje mi się, że przy urynkowieniu gospodarki wiele rzeczy tu się w sumie udało. Cieszmy się, że na Monciaku nie ma samych banków, bo to byłaby dopiero katastrofa. To, że raz na jakiś czas coś takiego się stanie jak w ostatnią sobotę... Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Tam, gdzie są bary i kluby nocne, trudno, żeby był porządek jak w obozie koncentracyjnym. Wcześniej też były przypadki, że jeździli samochodami po Monciaku, ale ludzi było mniej, mniej rannych. Teraz jest gęściej, więc skutki bardziej widoczne. W każdym razie unikam Monciaka, szczególnie latem.

Coraz więcej sopocian przyznaje, że stara się omijać centrum miasta. Jak Jaśko Pawłowski, były restaurator, bywalec, przyjaciel premiera Tuska.
- Z przykrością chodzę po Monciaku w dni weekendowe - mówi. - Sopot płaci za popularność. Przyjeżdżają tu różni celebryci, gwiazdeczki, znane tylko z pokazywania biustu, o których piszą kolorowe pisemka. A za nimi ciągnie publika, żeby się o nie otrzeć. Wydaje mi się, że to było nie do uniknięcia. Rzeczywistość skorygowała podejście idealistyczne. To po prostu nie jest kraj kulturalnych ludzi. "Poranne chodniki/ Gdy idę, nie rozmawiam z nikim/ Jak jest w niedzielę nad ranem/ Po sobotnich balach chodniki zarzygane " - jak śpiewał Kazik w piosence "Polska", gdzie zresztą wymieniony jest Sopot. Nic się nie zmieniło pod tym względem. Polska jest taka, nie zrobimy nagle Baden-Baden z Sopotu. To węzeł gordyjski nie do rozsupłania i nawet nie do przecięcia. Jedyny sposób, żeby to opanować, to więcej policji.

Nie musimy być Ibizą Wschodu

Arkadiusz Hronowski od 13 lat zawiaduje legendarnym sopockim klubem SPATiF.
- To jest znak naszych czasów: naród idiocieje, co widać później na ulicy - podsumowuje sceny rozgrywające się co weekend pod oknami klubu.

Jego zdaniem to, czy Sopot stanie się elitarny, zależy tylko od przedsiębiorców oraz od wsparcia władz. W tym celu należy wyeliminować tanie bary z wódką. W tych przybytkach dość tanio i szybko upijają się najmłodsi bywalcy Sopotu.
- Za dużo jest sklepów monopolowych. Klient upija się alkoholem ze sklepu, a rozrabia w klubie i personel musi ponosić za to odpowiedzialność. Sopot naprawdę nie musi być Ibizą Wschodu. Jak to zrobić? Wystarczy, że władze ustalą określoną liczbę koncesji i co roku każdy biznes tego typu będzie oceniany na podstawie poziomu swoich usług.
Kolejny problem, na jaki zwraca uwagę Hronowski, to roznegliżowani turyści, spacerujący po Monciaku, co w tym roku stało się niemal plagą.

Co do klubu SPATiF, to według jego szefa, zawsze miał swoją prędkość. Ma swoją starą klientelę, tę sprzed 40 lat, ale i nowych bywalców. To modne miejsce.
- Agresja zdarza się wszędzie i w każdej sytuacji, bo alkohol nie zawsze działa rozweselająco. Monciak to trudny front - podsumowuje.

Taki paradoks

Prezydent Jacek Karnowski absolutnie nie zgadza się z tezą, że Sopotowi nie udało się stać salonem kulturalnym Trójmiasta.
- Wyeliminowaliśmy z Sopotu pewne imprezy, pewną kategorię imprez. Nie ma darmowych koncertów. Żeby coś miało dobrą jakość, musi kosztować. Wyprowadziliśmy Beach Party, po tym jak podczas pierwszej edycji 12 osób trafiło na odtrucie w stanie ciężkim z powodu narkotyków. Sam jestem fanem heavy metalu, ale zrezygnowaliśmy z festiwalu metalowego na molu, bo zbyt duża liczba osób, które przyjeżdżały z łańcuchami, "pieszczochami", w czarnych skórach, działała na innych deprymująco. Mamy galerię sztuki o powierzchni 3 tysięcy metrów w najpiękniejszym miejscu, jakie może być, czyli Domu Zdrojowym. Od kilku lat funkcjonuje centrum konferencyjne, które przyciąga zasobnych ludzi w garniturach. Wspieramy imprezy o wysokiej kulturze, między innymi Sopot Classic, Literacki Sopot i Artloop. Powstały Zatoka Sztuki, nawet dawna Viva, obecnie klub muzyczny Scena zmieniła swój profil z dyskoteki na klub jazzowy - wylicza. - W Złotym Ulu za chwilę otwiera się kawiarnia artystyczna. Tam gdzie miasto ma wpływ, przede wszystkim stara się promować kulturę. Mamy problem z dwoma obiektami - z Algą i Krzywym Domkiem, gdzie znajdują się lokale nie zawsze wysokich lotów, które nie do końca dotrzymują kroku tej ulicy. No i mamy problem z Cocomo, które też nie dodaje tej ulicy prestiżu. Ale to są prywatne własności i ja nie mam możliwości wpływać na to, jakiego typu lokal tam się znajduje.

Co do kurortu, to prezydent przyznaje, że z samych sanatoriów miasto się nie utrzyma. Ale wszystkie najważniejsze hotele - Sheraton, Grand, Haffner, Mera mają w ofercie SPA i część balneologiczną.
Jacek Karnowski przytacza opinię abp. Gocłowskiego.

- Zawsze mówił: Tak pięknie macie w tym Sopocie, musicie się tym pięknem dzielić. I rzeczywiście każdy chce w tym pięknym miejscu być. Do tego miejsca ma prawo każdy. Niestety, nie każdy umie się zachować i tych trzeba wyprosić.
Za szczególnie dotkliwy problem prezydent Karnowski uważa zwyczaj picia alkoholu na ulicy.
- Można powiedzieć, że tu jest salon od niedzieli do czwartku, a w piątek i sobotę między 23 a 5 rano przyjeżdżają ludzie z plecakami, w których przywożą alkohol. I nawet nie idą z nim na plażę, tylko stawiają flaszkę na trotuarze, stają w kręgu i bez ceregieli piją. I to jest zadanie przede wszystkim dla policji.

Sopot, w opinii jego gospodarza, przeżywa apogeum popularności. W weekendy nie ma wolnych miejsc noclegowych. Chcą się tu budować nowe hotele. Dochód budżetu z turystyki to jakieś 10 proc., czyli około 30 mln zł w skali roku.
- Możemy się podzielić z policją tymi pieniędzmi, byle dała tej piątkowo-sobotniej klienteli, która nie umie się zachować, jeden jasny sygnał: tu się nie pije alkoholu na ulicy, i wyprosiła tych gości, którzy nie potrafią się podporządkować naszym zasadom - deklaruje prezydent. I kończy: - Piękne, prestiżowe i popularne miasto cierpi na popularności. Taki paradoks.

Środowe przedpołudnie. Na głównym deptaku kurortu w upalnym słońcu życie turystyczne toczy się jeszcze sennie i niemrawo. Jakby wbrew napisowi na koszulce chłopaka mijającego kościół św. Jerzego: "Sopot never sleeps". Ulica - jak zapewniał prezydent Karnowski - pięknie uprzątnięta. Nie widać najmniejszego śladu po dramatycznych wydarzeniach sobotniej nocy. Bezskutecznie szuka ich troje dwudziestokilkulatków.

- Szkoda, że zabrali stąd tę hondę - mówi dziewczyna do swoich dwóch kolegów. - Można by sobie przy niej strzelić pamiątkową focię.

Ulica Bohaterów Monte Cassino w Sopocie

(przed wojną Seestrasse) liczy 700 metrów długości i ciągnie się od przejścia podziemnego przy al. Niepodległości do pl. Zdrojowego. Jest strefą pieszą, w całości wyłączoną z ruchu samochodowego. Od czasu oddania do użytki tunelu w osi ul. Grunwaldz-kiej (2008 r.) deptak nie jest przecinany drogami z ruchem tranzytowym. Znajdują się tam głównie restauracje, kawiarnie oraz kluby.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki