Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rybacy: Kasacja floty rybackiej była niepotrzebna

Tomasz Turczyn
Kutry rybackie były cięte palnikiem między innymi w darłowskiej stoczni
Kutry rybackie były cięte palnikiem między innymi w darłowskiej stoczni Fot. R.Pietrasz
Od 2004 roku aż 503 statki rybackie zostały skasowane za rekompensaty pieniężne. Według rybaków, ograniczenie floty na taką skalę było niepotrzebne.

Dane dotyczące stanu polskiej floty rybackiej podało Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Jednocześnie stwierdza, że na Bałtyku łowi 146 kutrów (statków rybackich o długości całkowitej równej, albo większej od 15 metrów) oraz 643 łodzie rybackie, z tego 178 to jednostki zalewowe. Warto tu zaznaczyć, że w 2004 roku pojemność brutto polskiej floty rybackiej wynosiła 58 879,29 GT - obecnie jest to 37 205,08 GT. Te cyfry obrazują skalę kasacji naszej floty i w ocenie Grzegorza Hałubka, prezesa Związku Rybaków Polskich to celowa polityka mająca odsunąć polskich rybaków od Bałtyku.

Ile można dostać za pocięcie jednostki? Nawet ponad 3,5 miliona złotych. Pieniądze w 75 procentach pochodzą z Unii Europejskiej, a pozostałe 25 procent z budżetu naszego kraju.
- Skoro ktoś daje pieniądze za pocięcie kutrów na tzw. żyletki, to liczy na konkretne efekty - akcentuje Grzegorz Hałubek. - Wiadomo, że Bałtyk jest dla wszystkich taki sam, ale im mniej na nim pływa kutrów, tym bardziej pozostałe na tym wygrywają. Skasowanie 503 jednostek w Polsce szokuje. W ten sposób jest rozkładane na łopatki nasze rybołówstwo. Tak się niszczy konkurencję. Dziwię się, że jakoś nikt tym się nie przejmuje.

Także rybacy wypływający w morze są zaniepokojeni sytuacją związaną z kasacją jednostek. Wskazują, że nie była ona konieczna.
- Szkoda naszej najnowszej floty, która została zlikwidowana niepotrzebnie - uważa Wiesław Szklany, rybak z Darłowa. - To głównie z powodu dorsza, którego stada się teraz odbudowały - podjęto decyzję o kasacji. Byliśmy pod silną presją i smutne jest to, że tyle jednostek poszło na żyletki. Likwidację kutrów rozpatruję w kontekście walki gospodarczej. Przecież nikt za darmo nie daje pieniędzy. Ktoś podejmował decyzje i działał w takim kierunku, aby zastąpić pływające jednostki pieniędzmi. Doskonale wiedziano, że dorszy na Bałtyku jest dużo. To wynikało z naszych połowów.

Szklany uważa, że w każdej wojnie szuka się słabych i w jego ocenie padło na nasz kraj.
- Polska flota to dobro całego państwa i należy o nie dbać - dodaje rybak. - Tymczasem odeszli ludzie, którzy znali się na rybołówstwie. To wielka szkoda dla polskiej gospodarki. W naszych portach coraz więcej pojawia się zagranicznych jednostek np. duńskich, które wyładowują bardzo dużo dorszy. To też potwierdza, że ta ryba jest w morzu. Jak widać Dania dobrze dba o interes swoich rybaków.
Dotarliśmy do rybaków, którzy pozbyli się swoich jednostek. Żaden z nich nie zdecydował się na wystąpienie z imienia i nazwiska.
- Miałem kuter i go skasowałem, taką decyzję podjęliśmy ze wspólnikiem. Zadecydowały pieniądze, które za to proponowano. Za skasowanie jednostki dostaliśmy około miliona złotych. Nałożyła się na to m.in. sytuacja w rybołówstwie, która jeszcze w zeszłym roku była nieciekawa - mówi 58-letni, były rybak z Darłowa. - Nasz kuter musiałby także przejść remont, co miało kosztować ponad 200 tys. zł. Baliśmy się zainwestować , nie wiedząc jaka będzie przyszłość. Gdyby dorsz był droższy i wyższy limit roczny, to nigdy byśmy nie podjęli decyzji o kasacji.

Darłowianin akcentuje, że bardzo żałuje odejścia od rybołówstwa.
- Rybakiem byłem przez 40 lat - mówi. - Teraz kupiłem jednostkę wędkarską i wypływam na rekreacyjne połowy na których dodatkowo zarabiam, będąc na emeryturze.
Z rybakami są nierozerwalnie związani przetwórcy. Oni reprezentują odmienny pogląd na likwidację kutrów.

- Kasacja spowodowała stabilizację połowów i to, co nasi rybacy wyłowią bez problemu zostaje przetworzone - mówi Jerzy Safader, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb z siedzibą w Koszalinie. - Dzięki byciu w Unii Europejskiej posiłkujemy się dorszem z Danii, Szwecji, Litwy.
Safader podkreśla, że Polska też jest krajem unijnym i rynek jest otwarty. Dodaje, że panuje na nim konkurencja.

- Mamy swobodę i nasi rybacy też mogą sprzedawać dorsze w innych krajach, ale generalnie wszystko trafia do naszych rodzimych przetwórców - mówi Safader.

Obowiązujący program unijny "Złomowanie statku rybackiego" funkcjonuje do 2013 roku. Pieniądze za kasację przekazuje Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. W ARM ze Szczecina przyznają, że w ostatnim czasie likwidacje wyhamowały. Jest to związane z tym, że dwie trzecie rybaków otrzymuje rekompensaty za roczny postój w portach w związku z obowiązującym w Polsce systemem podziału limitu dorszowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki