Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Gdańsk zemścił się na ulubionym fałszerzu króla Władysława IV

Jarosław Mykowski
wikimedia.org
Tuszowanie przestępstw przez najwyższe czynniki państwowe nie jest wcale wynalazkiem naszych czasów, o czym świadczy przypadek Krzysztofa Stanisława Janikowskiego.

Kiedy o świcie 31 sierpnia 1647 roku gdańscy żołnierze szturmujący dwór w Pawłowie, położony około 30 km od Tczewa, ciężko ranili Krzysztofa Stanisława Janikowskiego, wydawało się, że to koniec wielkiej operacji dyplomatyczno-wojskowej. Walka trwała krótko. Krzysztof Janikowski herbu Korab, jeden z bardziej błyskotliwych fałszerzy w historii Polski, sekretarz królewski, protegowany kanclerza wielkiego koronnego Jerzego Ossolińskiego i króla Władysława IV, nie chciał się poddać. Zabarykadowany we dworze z żoną i służbą, nadal się ostrzeliwał. Zginął jeden żołnierz, kilku zostało rannych. W końcu żołnierze wywlekli Janikowskiego na dziedziniec, gdzie skonał.

* * *

Cztery miesiące wcześniej, w trakcie obrad Sejmu walnego, Janikowski otrzymał królewski glejt zabezpieczający jego i rodzinę przed wszelaką infamią i banicją. Król obwieścił, że znajdują się oni pod jego protekcją. Z takimi gwarancjami Janikowski mógł kpić ze wszystkich możnych, którym zdążył się narazić. Ze wszystkich, z wyjątkiem strzegącego swoich wpływów Gdańska. Rada miasta od kilku lat inwigilowała i tropiła sekretarza królewskiego, jego rodzinę, otoczenie i znajomych. Przechwytywano korespondencję, tropiono wspólników fałszerza. Akcją kierował Michael Behem, przedstawiciel Gdańska na dworze króla. Janikowski wyprodukował setki dokumentów, które mogły wywrócić do góry nogami własnościowy status quo w Prusach Królewskich i na Pomorzu.

* * *

Janikowski urodził się około 1615 roku. Ojciec fałszerza był właścicielem kilku łanów w Łostowicach, dzisiaj dzielnicy Gdańska. W 1620 roku zakupił Pawłowo. Janikowski senior został zastrzelony w niejasnych okolicznościach w Starogardzie Gdańskim. Namówiony przez rodzeństwo chcące zapewnić mu przyszłość, Krzysztof wstąpił do nowicjatu franciszkanów w Kaliszu. Tam wkrótce spreparował listy, pochodzące jakoby od bogatego stryja, który obiecał mu zapisać kilka wsi i prosił o szybki przyjazd. Zakonnicy dali Janikowskiemu okrągłą sumkę, powóz i parę koni, licząc na wdzięczność w przyszłości. Nie doczekali się. Manewr z powozem Janikowski powtórzył wobec ówczesnego starosty malborskiego i kościerskiego, późniejszego kasztelana gdańskiego i wojewody pomorskiego, zaufanego doradcy Władysława IV i marszałka dworu królowej - Gerarda Denhoffa. Będąc na służbie u magnata, zwierzył mu się, iż pewna szlachcianka, bogata wdówka, zasypuje go listami miłosnymi (te, rzecz jasna, sfałszował). Wzruszony Denhoff dał młodzieńcowi powóz i cztery konie, żeby zdążył na swoje wesele. Janikowski wyjechał w konkury i zniknął. Denhoff wolał zachować zniewagę w tajemnicy. Tymczasem gdańszczanie odkryli sekret marszałka i w odpowiednim czasie to wykorzystali.

Po dwóch udanych oszustwach Janikowski postanowił zostać profesjonalistą. Wykorzystał śmierć swojego brata Jana, ławnika tczewskiego sądu, i najechał na Pawłowo. Bratowej Barbarze i jej synowi z pierwszego małżeństwa Jakubowi Puschowi zabrał m.in. bibliotekę wartości 3000 złotych oraz wiele innych dokumentów. W ten sposób zyskał możność doskonalenia podróbek. Zaczął ostrożnie, wprowadził w obieg kilka falsyfikatów, chcąc sprawdzić, czy ktoś zakwestionuje ich autentyczność. Nie znał dobrze niemieckiego ani łaciny, dlatego przygotowywał teksty po polsku, a namówiony do współpracy bakałarz Krzysztof Unger z Bytowa, Węgier z pochodzenia, tłumaczył je na odpowiedni język. Janikowski sporządzał potem pisma na pergaminie lub papierze. Postarzał je mieszanką z miału ceglanego, gliny garncarskiej i wędził w dymie, by pożółkły.

Gdy była ku temu okazja, nie gardził zwykłą przemocą. Po śmierci księcia Bogusława XIV w 1637 roku ziemia lęborsko-bytowska stała się lennem Rzeczypospolitej. Od króla Janikowski dostał kilka działów ziemi w Chmieleńcu, w pobliżu Lęborka, ale dokonał najazdu na całą wieś. Przywłaszczył sobie nieruchomości warte 46 tys. złotych, sumę niebotyczną, odpowiadającą dzisiejszym kilku milionom.

* * *

Tymczasem wojewoda pomorski Paweł Działyński 1 grudnia 1641 roku wydał uniwersał nakazujący schwytanie Janikowskiego. Ścigany na wszelki wypadek schronił się pod jurysdykcję Szwedów, zamieszkał u karczmarza Adama Montowicza w Motarzynie (Muttrin) k. Słupska. 25 listopada 1643 roku ożenił się z jego córką Anną i dalej doskonalił się w fachu fałszerza.

Tam wpadł na pomysł oszustwa swojego życia. Wymyślił następującą historię: bawiąc w Motarzynie, znalazł jakoby w murze opuszczonego zamku skrzynię, a w niej uwierzytelnione kopie dokumentów oraz testament z 1569 roku, podpisany przez Jerzego Massowę i Reinholda Zitzewitza (wieś należała niegdyś do tej rodziny).

Janikowski postanowił (odpłatnie) udostępniać rzekome dokumenty ze skrzyni. Pierwsza skorzystała z tego rodzina Zitzewitzów - otrzymała wystawiony jakoby przez Filipa I dla przodków dokument, który stwierdzał, że ich dóbr nie można obarczać długami. Zaczął pertraktować z ks. Piotrem Rosenstammem, proboszczem w Bytowie, a za jego pośrednictwem z wojewodą malborskim Jakubem Wejherem, który pisał, że gotów jest ofiarować żonie Janikowskiego siedzibę w Płociczu (Hamrze) w starostwie człuchowskim, byle wreszcie otrzymał wszystkie zamówione dokumenty.

Szczęśliwy "znalazca" skrzyni zyskał rozgłos w Polsce. Latem 1645 roku otrzymał list żelazny i został wezwany na dwór królewski. Przygotował się do spotkania. To, co pokazał kanclerzowi wielkiemu koronnemu Jerzemu Ossolińskiemu, wywarło wielkie wrażenie. Jeszcze większe było ono, kiedy zapewnił, że w Pawłowie posiada inne dokumenty wagi ogólnopaństwowej. Janikowski został mianowany sekretarzem królewskim i otrzymał polecenie przywiezienia najcenniejszych protokołów. Sęk w tym, że musiał je dopiero przygotować. Gdy zwłoka trwała zbyt długo, kanclerz wysłał po Janikowskiego kapitana gwardii królewskiej Jerzego Pychowicza z oddziałem 70 dragonów. Pychowicz po awanturze najpierw rozbroił sekretarza królewskiego i jego służbę, potem go aresztował, zebrał jakie takie dokumenty i wyruszył z więźniem do Warszawy. Jednak przedsiębiorcza żona Janikowskiego przesłała kanclerzowi jeden z "cennych" protokołów i Ossoliński kazał więźnia uwolnić. Sukces był całkowity. Janikowski otrzymał nowy list żelazny, dostał godziwe wynagrodzenie, a dostarczone dokumenty wciągnięto do Metryki Koronnej. Sekretarz królewski wrócił do Prus, by dalej "wypełniać" testament Massowy i Zitzewitza.

* * *

Klienci nie szczędzili mu grosza. W Archiwum Państwowym w Gdańsku zachowała się lista klientów z 1644 roku z kwotami pobranymi za usługi, sporządzona przez samego "kanclerza". Są na niej m.in. król Władysław IV: zapłacił 1200 florenów; Jakub Wejher - wojewoda malborski: 120 florenów (niezadowolony z dokumentów, stał się wrogiem fałszerza, zapłacił 1500 złotych); Piotr Rosenstamm - proboszcz bytowski: 300 złotych; Małgorzata Czapska - przeorysza norbertanek w Żukowie: 400 florenów; Aleksander Kęsowski - opat oliwski: 1200 florenów; rada miasta Międzyrzecz: 300 florenów; rada miasta Skwierzyna: 200 florenów; Andrzej Haasius - przeor karmelitów w Gdańsku: 200 florenów; Piotr Wynklier - oficjał malborski: 100 florenów; dominikanie tczewscy: 30 florenów; Matthias von Krockow: 5 czerwonych złotych; Andreas Hoffman - rajca Elbląga: 200 florenów (za dokument lokacyjny miasta Elbląga) itd.

Według listy, Janikowski zebrał 15 742 złote oraz podarunki. Znaleziono również spis zamówień do zrealizowania: 10 dla starostw, dokumenty lokacyjne i inne dotyczące 10 miast, 28 dla kościołów, kilku biskupstw, przywileje szlacheckie 5 rodów senatorskich, 98 nazwisk szlachty czekającej na przywileje, 112 dla lenników królewskich, tudzież dla innej drobnej szlachty.
W rejestrach ujęto konstytucje i ordynacje dla ziem pruskich i miast nadane przez króla Zygmunta I w 1526 roku, kopię długu, w którym Polska zastawiła w 1526 roku książętom pomorskim zamki i miasta Darłowo, Słupsk, Sławno, Lębork i Bytów. Także rozgraniczenie Księstwa Pomorskiego z Polską, rozpoczęte przez króla Kazimierza Jagiellończyka w 1453 roku, a zakończone przez komisarzy króla Zygmunta w 1507 roku.

Oprócz tego to, co się ostatecznie okazało zgubne dla Janikowskiego - dokumenty boleśnie godzące w Gdańsk. Statuty gdańskie i ziem pruskich z 1526 roku, m.in. wykluczające arian, kalwinów i Szkotów, mandat z 1560 roku króla Zygmunta I, aby odstąpili staroście gdańskiemu port i 10 okrętów wojennych, przywilej tegoż króla nadający Gdańskowi port morski tylko na 36 lat, z roczną opłatą na rzecz skarbu koronnego w kwocie 60 tys. grzywien pruskich.

Do sądów zaczęło napływać mnóstwo wniosków o odszkodowania lub zwroty mienia na podstawie dokumentów uzyskanych od "kanclerza". Sytuacja w całych Prusach Królewskich i na Pomorzu stawała się poważna.

* * *

Jednak akcja Michaela Behema z Gdańska zaczęła przynosić rezultaty. Wojewoda Jakub Wejher i opat oliwski przedłożyli Radzie Miasta Gdańska dokumenty zakupione u Janikowskiego. Niektóre udało się porównać z oryginałami. Zebrane dowody pozwoliły na oskarżenie fałszerza podczas Sejmu walnego rozpoczętego w Warszawie 2 maja 1647 roku. Tymczasem król zignorował oskarżenia. Janikowski z rodziną dostali kolejny glejt.

Michael Behem nie dawał jednak za wygraną. Pomogli mu oszukani ks. Rosenstamm i Jakub Wejher, którzy wpadli na trop pomocnika Janikowskiego. Zeznał on, że tłoki pieczęci wykonywał pochodzący z Londynu, mieszkający pod Gdańskiem płatnerz Cornelius Wright, mąż siostry fałszerza. Przyparty do muru przez gdańszczan, wydał kilkuosobową siatkę. Dysponując wynikami śledztwa, Behem pojechał do Skarszew, gdzie rezydował wojewoda Gerard Denhoff. Behem nalegał na aresztowanie Janikowskiego. Wojewoda zaproponował inne rozwiązanie: Janikowski był banitą obłożonym infamią, oszukiwał króla oraz wyrzucił z Pawłowa Jakuba Puscha (syna swej bratanicy) wbrew sądowemu wyrokowi. Gdańsk może więc przydzielić Puschowi żołnierzy, aby pochwycił on banitę i odstawił do Skarszew.

Rada miasta skorzystała z okazji. Pusch z pomocą gdańskich żołnierzy ruszył egzekwować swoje prawa.
W zdobytym dworze znaleziono mnóstwo podrobionych dokumentów. Aresztowano żonę Janikowskiego, której zeznania obciążyły nieżyjącego męża. Wydawało się, że problem został rozwiązany. Pozornie.

Trzy tygodnie później zaczął się w Skarszewach proces, na którym wdowa odwołała jednak wcześniejsze zeznania. Wkrótce ta niezłomność okazała się bardziej zrozumiała. Wojewoda chełmiński oraz sejmik województwa chełmińskiego wystąpili w tej sprawie przeciwko Gdańskowi. Akcja w Pawłowie wywołała oburzenie na dworze królewskim - napadnięto na szlachcica cieszącego się łaską króla i chronionego glejtem! Podkanclerzy koronny Andrzej Leszczyński powiadomił radę miasta, że król nie życzy sobie dochodzeń w sprawie Janikowskiego.

Po śmierci Władysława IV na sejmiku malborskim w czerwcu 1648 roku gdańszczanie znowu ruszyli do akcji, jednak niewiele to zmieniło. Nawet po śmierci rażonego apopleksją Jerzego Ossolińskiego dalej wlokły się sprawy sądowe wszczęte na podstawie sfałszowanych przywilejów, ciągle rozpoczynano nowe.

Dwadzieścia lat później, za czasów króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, próbowano podnosić tę kwestię na kolejnych sejmach, ale bez skutku. Nawet król Jan III popierał jeszcze pretensje do Gdańska wysuwane przez spadkobierców Janikowskiego. Rzec można: dobry fałszerz zawsze jest przydatny.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki