Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gruzińskie Marzenie i kwiaty dżondżoli na granicy Osetii

Barbara Szczepuła
Marek Ponikowski
Żar leje się z nieba. Jeden z patroli Misji Obserwacyjnej Unii Europejskiej (EUMM) właśnie wraca do bazy mieszczącej się w mieście Gori, niegdyś znanym jako miejsce urodzin najsławniejszego Gruzina, Józefa Dżugaszwili - pseudonim Stalin. Oficerowie w kuloodpornych kamizelkach wysiadają z terenowego landcruisera z długą anteną.

Ochroniarz dyżurujący przy bramie sprawdza podwozie z pomocą lusterka na długim trzonku. Rutynowa procedura. Za chwilę na kolejnym dyżurze zastąpią ich koledzy. W opancerzonych samochodach kontrolują granicę przez siedem dni w tygodniu, na trzy zmiany. Elektroniczne czujniki rozmieszczone w terenie rejestrują każde zdarzenie w strefie przygranicznej. Unijni obserwatorzy cieszą się sympatią Gruzinów, bo dzięki nim czują się trochę bezpieczniej. W EUMM jest m.in. 13 Polaków. To żołnierze, funkcjonariusze służby granicznej, policjanci i cywile.

Zdarza się, że rosyjscy pogranicznicy zatrzymują chłopów, którzy popełnili nieostrożność, przechodząc przez granicę. W aresztach w Cchinwali, stolicy Osetii Południowej, przebywa obecnie 10 gruzińskich obywateli. Średnio w ciągu roku trafia ich tam od 100 do 150. Za zwolnienie z aresztu Gruzin będzie musiał zapłacić dwa tysiące rubli grzywny.

Mówimy - granica, ale to de facto linia podziału między Gruzją a Osetią Południową. Takiej formuły używa EUMM. Zaś Gruzini uważają, że Osetia Południowa, a także nadmorska Abchazja to ziemie oderwane przemocą od ich państwa. Granicy "de facto" strzegą pogranicznicy rosyjscy, w imieniu Osetyńców, a jeszcze bardziej w imieniu Federacji Rosyjskiej. Pilnują, żeby nie prześliznął się przez nią żaden Gruzin szukający drewna na opał albo kwiatów dżondżoli (kłokoczki kolchidzkie - tak nazywają się te krzewy po polsku), które się marynuje i sprzedaje, bo to wielki przysmak, ulubiona przystawka mieszkańców Kaukazu. W wielu miejscach trudno się zorientować, czy jest się jeszcze w Gruzji, czy już w Osetii, bo linie bywają aż trzy: gruzińska, osetyjska i miejscowa, utrwalona tradycją. Linie wiją się między opuszczonymi gospodarstwami, błądzą po polach, nikną w rowach i sadach. Na zablokowanych zwałami betonu drogach sytuacja jest jasna: tu posterunek gruziński i gruzińska flaga na maszcie, dalej ziemia niczyja, a za nią flaga Rosji i druga, całkiem malutka osetyjska. W tle - góry Kaukazu.
Tak to w każdym razie wygląda w pobliżu wsi Ergneti, gdzie po spotkaniu z obserwatorami z EUMM w Gori zatrzymują się samochody wiozące marszałka Bogdana Borusewicza i delegację polskiego Senatu.

Gruziński funkcjonariusz MSW opowiada, że raz na miesiąc w miejscu, w którym stoimy, przed betonową zaporą na drodze rozstawiany jest namiot. W jego cieniu przedstawiciele stron konfliktu oraz Misji Obserwacyjnej UE zastanawiają się, jak zapobiegać incydentom, jak wyciągać Gruzinów z aresztu i co zrobić, by mogli uprawiać swoje pola.
Patrzymy w kierunku rosyjskiej flagi, dumnie powiewającej na tle zielonych drzew. Kiedyś jechało się tą drogą bez przeszkód do nieodległego Cchinwali, stolicy Osetii Południowej, wśród pól złocących się ciężkimi kolbami kukurydzy, zieleniejących dorodnymi arbuzami, wśród sadów, w których dojrzewały soczyste brzoskwinie. Jechało się m.in., by sprzedać owoce i warzywa oraz kupić potrzebne rzeczy.

- Uważam, że w sytuacji dzisiejszego konfliktu na Ukrainie - mówi marszałek Borusewicz - należy przypomnieć, że kilka lat wcześniej taka sytuacja miała miejsce w Gruzji! Ten konflikt nadal nie jest rozwiązany. Jest w tej chwili zamrożony. Trzeba przypominać, że nie zgadzamy się z taką sytuacją i nie uznajemy jej za trwałą.

* * *

Osetia Południowa, podobnie jak Abchazja, miały za czasów sowieckich status jednostek autonomicznych w ramach Gruzińskiej SRR. Stosunki ludnościowe na obu terytoriach były niezwykle skomplikowane i nacechowane zadawnioną wrogością. Zatargi między Gruzinami a Osetyńcami, którzy dążyli do stworzenia własnego państwa na terenach Osetii Południowej i Osetii Północnej, wchodzącej w skład Federacji Rosyjskiej, wybuchły jeszcze przed rozpadem ZSRR. Kilkakrotnie przybrały postać konfliktów zbrojnych. W sporze z Gruzją Osetyńcy zyskali poparcie Rosji.

8 sierpnia 2008 roku do Tbilisi dotarły wiadomości o ostrzale wsi gruzińskich w okolicach Cchinwali i o wejściu kolumn wojsk rosyjskich na terytorium autonomicznej Osetii Południowej. Ówczesny prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili podjął próbę przeciwdziałania temu. Znawcy tematu zwracają uwagę, że Gruzja poczuła się w tym momencie silna, bo 3 kwietnia 2008 roku państwa NATO nadały jej (a także Ukrainie) status państwa kandydującego do Sojuszu. Wojska gruzińskie nie poradziły sobie jednak w konfrontacji z Rosjanami. Weszli oni na teren Gruzji, zajmując m.in. miasto Gori i znaczną część wybrzeża, z portem wojennym Poti. Natarcie armii rosyjskiej zostało wstrzymane dopiero po podpisaniu porozumienia o zaprzestaniu ognia 13 sierpnia 2008 roku. Wojska rosyjskie pozostały jednak na całym terytorium dystryktu Cchinwali oraz w pasie terytorium gruzińskiego przyległym do administracyjnej granicy Osetii Południowej. Z Gori się wycofały, choć ślady zniszczeń widać w mieście jeszcze dziś. Dwa tygodnie po podpisaniu porozumienia o wstrzymaniu ognia, pod koniec sierpnia 2008 roku, Rosja uznała niepodległość Osetii Południowej i drugiej separatystycznej republiki na obszarze Gruzji - Abchazji.

Wiele wskazuje na to, że działania zbrojne rozpoczęli sprowokowani przez Rosję Gruzini, ale według prawa międzynarodowego, Osetia Południowa i Abchazja de iure nadal są terytorium gruzińskim. Gdyby nie rosyjskie wojska, obie prowincje nie przetrwałyby jako samodzielne byty, zwłaszcza że wskutek konfliktu liczba ich mieszkańców drastycznie się zmniejszyła; w przypadku Abchazji o ponad połowę.

* * *

Wspominamy rolę, jaką odegrał tu w 2008 roku prezydent Lech Kaczyński. Wraz prezydentami Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii przybył wtedy do Tbilisi, by wspierać prezydenta Saakaszwilego, za co zresztą był krytykowany w kraju. Prezydent Kaczyński mówił wówczas: "Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i Polska...". To, co się dzieje na Ukrainie, sprawia, że wypada przyznać mu rację. Także jego przyjazd na granicę gruzińsko-osetyjską, razem z prezydentem Saakaszwilim, w listopadzie 2008 roku, wygląda inaczej z dzisiejszej perspektywy. Konwój, w którym jechali obaj prezydenci, został wtedy ostrzelany...

Po powrocie do Tbilisi marszałek Bogdan Borusewicz złoży kwiaty pod pomnikiem polskiego prezydenta, który cieszy się w Gruzji dużą sympatią. Gruzini pamiętają, że w bardzo trudnej sytuacji stanął po ich stronie.

* * *

Jedziemy inną drogą, ale sady wokół niej tak samo zaniedbane, płoty połamane, budynki opuszczone, walą się werandy, usychają porastające je winorośle. Z cmentarnego wzgórza, na którym jest posterunek policji, oglądamy leżące w dolinie Cchinwali. Stolica Osetii Południowej to dziś podobno miasto bez mieszkańców. Są tam tylko rosyjskie wojska,
Zatrzymujemy się w Nikozi, gdzie znajduje się jedno z najstarszych biskupstw gruzińskich. W sierpniu 2008 roku miejscowość ta znalazła się w epicentrum działań wojennych, została ostrzelana ogniem artyleryjskim... Dziś pusto tu i cicho, na ulicach nie widać dzieci ani młodzieży. Średniowieczny klasztor w środku wsi, w katedrze modli się kilka ubranych na czarno kobiet, mnich idący szybkim krokiem do świątyni niesie talerz podpłomyków, policjanci w polowych mundurach, z kałasznikowami na plecach, palą papierosy nieopodal zburzonego pałacu biskupiego i rozmawiają ze starszym mężczyzną.

Wasilij nie chce podawać nazwiska. Opowiada o samotności. Żona zmarła w 2008 roku, córka i dwaj synowie wyjechali stąd po wojnie najszybciej, jak się dało. Pokazuje dziury po odłamkach w blaszanym płocie i wspomina rabunki, przemoc, płonące domy. W Nikozi została może połowa sąsiadów, prawie sami starzy, więc w ten letni wieczór, zamiast zabić barana, wynieść stół przed dom, zaprosić przyjaciół i wznosić winem saperavi toasty "za naszą Gruzję", Wasilij stoi na ulicy i ponuro patrzy w dal.

- Bardzo źle się tu żyje - mówi. - Zdarzają się napady. Przychodzą, zabierają pieniądze i co tam im wpadnie w ręce.
- Kto przychodzi?
- No ci, z tamtej strony.
- Dlaczego więc nie wyjedziecie?
Wzrusza ramionami.

"Patriotyzm Gruzinów jest patriotyzmem ziemi, tej doliny albo tego wzgórza, gdzie człowiek się urodził i gdzie - jak nakazuje zwyczaj - powinien umrzeć" - pisał przed laty Ryszard Kapuściński w reportażu "Zaproszenie do Gruzji".
Szczupła kobieta, która nagle się zjawianie wiadomo skąd, lamentuje: - Mój syn ciągle pije, od tej wojny nie trzeźwieje...
Mnich zamyka drzwi do katedry. Zaczyna się nabożeństwo.

* * *

Tbilisi to piękne, europejskie miasto, szerokie ulice ocienione platanami, eleganckie restauracje, wielkie hotele, salony światowych kreatorów mody przy zamożnej alei Szoty Rustawelego, secesyjne kamienice zbudowane na przełomie wieków jeszcze w imperium carów, m.in. przez polskich architektów, którzy robili tu zawrotne kariery.

Partia rządząca Gruzją nazywa się Gruzińskie Marzenie. O czym marzą Gruzini? O bezpieczeństwie, dobrobycie, o tym, by wykształcić dzieci, zbudować dom, a wieczorem się w nim zebrać, jeść swoje chaczapuri, pić czaczę i cieszyć się życiem.
Są pewni, że istnieje tylko jedna droga, by to osiągnąć. Może im w tym pomóc członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Właśnie zrobili pierwszy krok. 27 czerwca Gruzja podpisała umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską, i to było święto.
- Umowa z Unią Europejską i trwające właśnie wybory samorządowe zmienią Gruzję - zapewniał gospodarzy marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Rozmawiał z prezydentem Giorgim Margwelaszwilim, z premierem Iraklim Garibaszwilim, z parlamentarzystami koalicji rządzącej i opozycji. Wszyscy są Polsce wdzięczni, że wspiera te ich dążenia.

Giorgi Volski, wpływowy poseł Gruzińskiego Marzenia, z pochodzenia Polak (dziadek jego dziadka przyjechał tu w połowie XIX w. z Małopolski), mówi: - Polska zdołała przezwyciężyć wiele problemów związanych z sąsiedztwem z Rosją, ma doświadczenie w dyplomacji i wsparcie ze strony europejskich sojuszników. Chcemy z tych doświadczeń skorzystać.
Podczas międzynarodowej konferencji "Gruzińska droga ku Europie", która odbywa się w Batumi, marszałek Borusewicz obiecuje, że Polska nie będzie zwlekać z ratyfikacją umowy stowarzyszeniowej.

* * *

7 lipca, dzień przed przyjazdem delegacji polskiego Senatu do Gruzji, zmarł Eduard Szewardnadze. Marszałek Borusewicz jedzie do willi byłego prezydenta, położonej na skraju Tbilisi, by się wpisać do księgi kondolencyjnej. Otwarta trumna stoi pośród kwiatów na środku salonu, ciało przykryte jest flagą narodową. Silny, duszący aromat białych lilii miesza się z zapachem gromnic. Pod ścianami siedzą na krzesłach krewni i przyjaciele, każdy wchodzący okrąża trumnę z szacunku dla zmarłego. Taki zwyczaj.
Szewardnadze był politykiem niejednoznacznym. W młodości działał w Komsomole, potem w partii komunistycznej, w latach 60. został ministrem spraw wewnętrznych Gruzińskiej SRR. Miał stopień generała milicji. Walczył z korupcją, ale także z opozycją. Jednym z uwięzionych za jego czasów był dysydent Zwiad Gamsachurdia, po upadku ZSRR - pierwszy prezydent niepodległej Gruzji.

W latach 70., przy poparciu Breżniewa, Szewardnadze zostaje I sekretarzem Komunistycznej Partii Gruzji. Gdy do władzy dochodzi Gorbaczow, Szewardnadze awansuje na stanowisko ministra spraw zagranicznych ZSRR. Należy do grona młodych reformatorów, odgrywa ważną rolę w schyłkowym okresie ZSRR, m.in. odmawiając pomocy komunistycznym reżimom w Europie Środkowej i umożliwiając tym samym demokratyczne przemiany. Podobno dzięki jego pomocy powstaje wtedy najwybitniejszy film rozliczeniowy "Pokuta", w reżyserii Tengiza Abuładze. Światowe media nazywają Szewardnadze intelektualnym ojcem pierestrojki.

Na początku lat 90. popada w konflikt z Gorbaczowem. W Gruzji prezydentem jest już Zwiad Gamsachurdia. Rządzi wyjątkowo niezręcznie. W styczniu 1992 roku traci władzę w wyniku puczu, zraziwszy do siebie uprzednio wszystkie siły polityczne w kraju oraz mniejszości etniczne i religijne. Po ucieczce Gamsachurdii do Czeczenii władzę przejmuje Szewardnadze, pełniący wówczas stanowisko przewodniczącego parlamentu. W 1995 roku, z 70-proc. poparciem, został wybrany na prezydenta Gruzji. Obrał kurs prozachodni, nastawiając się na współpracę z USA i strategiczne partnerstwo z NATO i Unią Europejską.

W 2003 roku ustąpił ze stanowiska po masowych protestach przeciwko sfałszowaniu przez jego stronników wyborów parlamentarnych. Była to tzw. rewolucja róż. Resztę życia Szewardnadze spędził w prezydenckiej willi, którą pozwolił mu zachować jego następca Micheil Saakaszwili.

Marszałek Borusewicz wpisuje się do księgi kondolencyjnej leżącej na stoliku w holu, pod wielkim portretem zmarłego polityka. Pisze: "Jako Polak dziękuję za rozwiązanie Związku Radzieckiego. To było dla nas największe szczęście w XX wieku".

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki