Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak zarobić na politycznym thrillerze, czyli kto nie nagrywa, ten kiep KOMENTARZ

Barbara Szczepuła
m.ponikowski
Spacerując brzegiem Bałtyku, trudno koncentrować się na czymś tak ważnym i poważnym jak niebezpieczne związki Ziobry z Kaczyńskim czy Millera z Palikotem. Co innego podsłuchy.

Pod palącym słońcem, które sopocką plażę zamienia w Copacabanę, wywołują wręcz dreszcz rozkoszy. Niegdyś podsłuchiwanie pod drzwiami ciekawiło pokojówki i było tematem rozmów w kuchni. Dziś podsłuchane rozmowy znajdujemy na czołówkach najpoważniejszych gazet. Zdążyliśmy już ochłonąć po odkryciu, że kelnerzy nagrywają polityków, ale fakt, że dziennikarze nagrywają z ukrycia swoich interlokutorów, to jednak nowość, cenny wkład młodego pokolenia w sztukę dziennikarską. No, cóż, trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe, a nie w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę...

Kiedyś pisało się książki, by zachwycić czytelników oryginalnym tematem, stylem, kompozycją, erudycją, nowym spojrzeniem na rzeczywistość, sensacyjną fabułą. Autor chciał sprzedać jak największą liczbę egzemplarzy nie tylko ze względów finansowych. Marzył, by jego przemyślenia zbłądziły - może nie pod strzechy, jak w przypadku Mickiewicza - ale jednak do możliwie szerokiego kręgu czytelników. Tymczasem z gazet dowiaduję się, że ten sam dziennikarz, który nagrywa z ukrycia, napisał biografię najbogatszego Polaka. Pomyślałam, że może urodził się nasz Scott Fitzgerald, twórca "Wielkiego Gatsby'ego" w realiach III Rzeczypospolitej. Ale nie. Ów młody człowiek napisał książkę dla jednego czytelnika. I chciał mu odsprzedać to dzieło, oparte podobno w dużej mierze na kwitach z IPN. Pomysł pyszny i zarazem prosty sposób na szybkie uzyskanie niezłego dochodu. Z własnego doświadczenia wiem, jak marnie płacą autorom wydawcy.

Wracam z plaży i trafiam w telewizji na uroczystość nadania polskiego obywatelstwa Normanowi Daviesowi. Jego "Boże igrzysko" czy "Powstanie' 44" to lektury obowiązkowe dla polskiego inteligenta chcącego zrozumieć otaczający go świat. Przez lata nie mogliśmy własnym głosem opowiadać prawdziwej historii nawet Piastów czy Jagiellonów, nie mówiąc już o czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Pamiętam, że mój Ojciec kupował książki Pawła Jasienicy spod lady. Potem przemycało się z zagranicy Poboga-Malinowskiego, zaś u schyłku lat 70. zaczęliśmy wypełniać luki w historycznej edukacji lekturą samizdatów. Wreszcie dobry Bóg zesłał nam Walijczyka, Normana Daviesa, który pokochał nie tylko piękną krakowiankę, ale i Polskę.

Podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim profesor przekonywał, że można być Brytyjczykiem, Polakiem i Europejczykiem zarazem. - Spotykany często w Polsce podział na swoich i obcych, patriotów i zdrajców jest fałszywy - mówił. - Buduje strach, dzieli wspólnotę, rozsadza demokrację. Krew i ziemia mało znaczą, liczą się miłość, solidarność i przyjaźń. Kuzyn profesora Daviesa, który ożenił się z Nigeryjką, ma zięcia pochodzącego z rodziny chińsko-birmańskiej. Zięć, pytany, kim jest, odpowiada bez wahania: Walijczykiem! Na koniec coś pro domo sua. W pracy "Europa walczy" Norman Davies cytuje mojego "Dziadka z Wehrmachtu". To dla mnie satysfakcja i powód do dumy.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki