Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kyles i Lazer/Wulf w klubie B90 czyli pożywny metal [ZDJĘCIA]

Tomasz Rozwadowski
Ledwie zakończył się Open'er 2014 w Gdyni, ale dobrego rocka nigdy nie za wiele i dlatego warto było się wybrać we wtorkowy wieczór do klubu B90 na terenach postoczniowych w Gdańsku na koncert dwóch amerykańskich zespołów: Kylesa i Lazer/Wulf. Obie grupy są zaliczane do metalu, a metalowe dźwięki są śladowo reprezentowane na gdyńskim festiwalu, więc tym bardziej trzeba było pójść do stoczni.

Kylesa jest zespołem bardzo wysoko notowanym, dlatego dwustoosobowa publiczność nie była wynikiem zbijającym z nóg, jednak na sali pustek nie było, a kto nie przyszedł, jest sam sobie winny.

Na sali nie było na pewno nieustraszonego pogromcy Nergala, Ryszarda Nowaka. Niewiele, lub zgoła nic, nie miał do znalezienia w B90, bowiem satanicznych wątków w twórczości żadnego z zaproszonych zespołów nie było. Gitary i hałas to jedyne elementy wspólne pomiędzy nimi a zespołami ekstremalnego metalu, całą resztę można nazwać protokołem rozbieżności.

Obie formacje, zresztą zaprzyjaźnione ze sobą, wywodzą się z południa USA, a konkretnie z Georgii, z miejsc, które mogą budzić w Polsce sentymentalne skojarzenia. Lazer/Wulf jest z Atlanty, która nie tylko jest siedzibą Coca-Coli, ale także została unieśmiertelniona przez pisarkę Margaret Mitchell w powieści "Przeminęło z wiatrem", której adaptacja filmowa należy do ekranowych hitów wszech czasów. Domem Kylesa jest Savannah, pod którym w bitwie zginął w 1774 r. polski bohater amerykańskiej wojny o niepodległość Kazimierz Pułaski. Można więc powiedzieć, że poniekąd mieliśmy do czynienia z ziomkami. Z sympatycznymi ziomkami, którzy przywieźli wartościowe prezenty w postaci dźwiękowej.

Lazer/Wulf określa swoją muzykę jako trash-jazz. Rzeczywiście z trash metalu w tej stylistyce było sporo, z jazzu został zaczerpnięty element improwizacji. Można więc powiedzieć, że zagrali własną, ciężką odmianę jazz-rocka. O ile bardzo często produkcje z dziedziny instrumentalnego rocka wydają się ułomne bez piosenkowej linii melodycznej i wokalu, tu takiego wrażenia nie było, co samo w sobie jest już komplementem.

Najbardziej pożywne i smakowite, choć ostre, było danie główne. Kylesa ma dwie główne cechy indywidualne, które w pełni można było docenić na tym koncercie. Po pierwsze, zespół jest prowadzony przez parę śpiewających gitarzystów, Laurę Pleasants i Philipa Cope'a. Po drugie, w składzie jest dwóch perkusistów, których misją nie jest wytwarzanie maksymalnego hałasu, ale wspaniałej, monumentalnej pulsacji. Był to stoner, psychodeliczny metal w rewelacyjnym wydaniu.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki