Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabrano dziecko rodzicom, tak na wszelki wypadek? [REPORTAŻ]

Dorota Abramowicz Tomasz Słomczyński
Zdjęcie ilustracyjne, w żaden sposób nie powiązane z opisywaną  sprawą.
Zdjęcie ilustracyjne, w żaden sposób nie powiązane z opisywaną sprawą. Dariusz Gdesz/ dziennikwroclawski.pl
Nie ma dowodów na to, by pięcioletnią Karolinę skrzywdzili rodzice. Nie wiadomo nawet, czy w ogóle dziewczynka padła ofiarą molestowania. Dziecko jednak, na mocy postanowienia sądu rodzinnego, zostało zabrane z domu. Zostaliśmy naznaczeni jako gwałciciele własnego dziecka - mówią rodzice 5-latki.

Karolcia zwykła się bawić "w mamę i tatę". Kilka dni temu po raz pierwszy zmodyfikowała ulubioną zabawę.
- Pobawicie się ze mną w złego tatę i złą mamę? - zapytała rodziców podczas dwugodzinnego widzenia, na jakie zezwolił im sąd.
Z trudem powstrzymali płacz. Przy dziecku nie płaczą. Co innego później, w domu. Są złymi rodzicami, bo zostawili swoją pięcioletnią córeczkę u obcych ludzi. Nie mogą jej wytłumaczyć, że to straszna pomyłka, koszmarne nieporozumienie.

Coś jest nie tak
9 kwietnia tego roku, wieczorem. W domu pośrodku Borów Tucholskich, z dala od sąsiadów, szpitali i ośrodków zdrowia, Karolcia choruje na ospę wietrzną. Zaczyna puchnąć, nie może się poruszać. Joanna po nieprzespanej nocy zabiera córeczkę do szpitala w miasteczku. Stan dziecka jest ciężki. 10 kwietnia Karolcia zostaje przyjęta na oddział szpitala zakaźnego w Gdańsku.
Dziecko jest opuchnięte, z krost wydobywa się ropa. Są z nią problemy. Boi się lekarek. Jest niedotykalska. Podczas badania histeryzuje. W końcu przekonuje się do pani w białym kitlu. Jako tako daje się badać, o ile za tę odwagę dostanie drobny upominek.

Ze szpitala zakaźnego Karolcia kilka razy jedzie karetką do szpitala Copernicus. Tam chirurdzy (mężczyźni) oglądają ją, próbują wyciskać krosty. Niedotykalska Karolcia drze się wniebogłosy, wpada w histerię.
Po dwóch tygodniach Karolcia zdrowieje. 24 kwietnia wyczerpana stresem i pobytem w szpitalu matka cieszy się na jutrzejszy powrót do domu.

25 kwietnia Karolcia znów jest spuchnięta. Lekarze uspokajają Joannę, że wszystko jest w porządku. Wypisują małą. Ale uparta Joanna chce, by w szpitalu Copernicus córkę obejrzał chirurg.
Tego samego dnia badanie USG w szpitalu Copernicus pokazuje, że w ciele Karolci znowu zbiera się ropa. Zostaje przyjęta na oddział chirurgii dziecięcej. Joanna nie chce nawet myśleć, co by było, gdyby wróciła do domu w Borach.
26 kwietnia, godzina pierwsza w nocy - zabieg w znieczuleniu ogólnym. Potem kolejne zmiany opatrunku w znieczuleniu ogólnym: 29 kwietnia, 30 kwietnia, 6 maja. Ciągłe oczekiwanie na symptomy poprawy stanu zdrowia.
6 maja, kiedy Karolcia leży na stole, lekarze zauważają, że z jej pupą jest coś nie tak. Jakby dziecko było gwałcone. Tak jakby, bo żadnej pewności nie ma.

Tylko nie wujek
Profesor Piotr Czauderna, kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, mówi, że przez trzydzieści lat pracy na oddziale chirurgii dziecięcej nie spotkał się z podobnym przypadkiem. I dodaje, że taka wiedza to olbrzymie obciążenie. Tak zwany szeroko otwarty odbyt, choć jest jednym z klasycznych objawów wykorzystania seksualnego, występuje także w związku z innymi chorobami. Pracowników szpitala zaniepokoiło jednak także zachowanie dziewczynki. Karolcia z paniką miała reagować na próby ściągania majtek.

- Pielęgniarki zwróciły nam uwagę na lęk dziecka przed mężczyznami - wyjaśnia dr Dariusz Wyrzykowski. - Były świadkami, gdy wołała: "Tylko nie wujek!".
Dziecko przebywało w szpitalach prawie miesiąc. Jak można było wcześniej niczego nie zauważyć?
Doktor Wyrzykowski: - Pielęgniarki twierdziły, że matka nie pozwalała im wcześniej założyć czopków córce. Prosiła o pozostawienie na stoliku, twierdziła, że sama to zrobi.
Ale pielęgniarki w szpitalu zakaźnym również kąpały małą. Prof. Czauderna: - Potrafię sobie wyobrazić, że podczas kąpania tego się nie zauważy.
- A podczas np. podcierania pupy? - dopytujemy.
- Dużo trudniej jest mi sobie wyobrazić, że matka mogła tego nie zauważyć podczas podcierania pupy.
Joanna, mama Karolci: - Niczego nie zauważyłam. Ani przed tym, kiedy stwierdzono TO u mojej córeczki, ani potem.
Lekarze wahają się, czy zawiadamiać policję. Jak twierdzi prof. Czauderna, problem Karolci omawiany jest na spotkaniach całego zespołu. Ostatecznie profesor decyduje, by przed ewentualnym zawiadomieniem policji poprosić o konsultacje psychologa, psychiatrę dziecięcego i szpitalnych prawników.

Dziewięć dni
Lekarze nie mówią Joannie o podejrzeniach.
Umawiają ją razem z córką na spotkanie z psychologiem i psychiatrą.
Joanna: - To były najdłuższe dwie minuty w moim życiu. Trzy tygodnie w szpitalu, nie ma poprawy, mała cierpi, i nagle wzywają mnie do psychologa. Co chcą mi powiedzieć w jego obecności? Jechałam windą i potwornie się bałam, że usłyszę najgorsze.
W gabinecie słyszy: - Chciałabym porozmawiać, jaki jest stosunek Karolci do mężczyzn...
Joanna nie wytrzymuje napięcia. Z oczu lecą łzy.

Opinia psychologa:
"Konsultacja na prośbę personelu medycznego z powodu obserwowanego lęku przed mężczyznami". I dalej: "Diagnoza: zaburzenia lękowe". Zalecenia: "kontakt z psychologiem", "udział rodziców w Szkole dla Rodziców" oraz konsultacja psychiatryczna.
Adnotacja: "Matka wyraziła pisemną zgodę na konsultacje psychiatryczne i prosiła o dodatkowe konsultacje psychologiczne".
Ani słowa o umieszczeniu dziecka w rodzinie zastępczej.
Joanna: - Pytałam panią psycholog, po co jeszcze psychiatra. Powiedziała, że w przeciwieństwie do psychologa może on wypisywać środki farmakologiczne. Przestraszyłam się i postanowiłam, że chcę być z Karolcią podczas badania i że nie zgodzę się na podawanie jej psychotropów.
Z opinii psychiatrycznej:
"Dziecko w czasie badania pogodne, chętnie odpowiada na pytania, mówi, że kocha tak samo mamę, tatę i brata (…)." "Mówi, że »mężczyźni są niepotrzebni«, zapytana o ojca mówi »tatę lubię«. Zapytana o dalszą rodzinę, »wujka« - po raz pierwszy urywa kontakt wzrokowy i chowa głowę, potem szybko zmienia temat i mówi o zwierzątkach".

To samo zachowanie: odwracanie głowy i urywanie kontaktu wzrokowego powtarza się po kilku minutach, gdy psychiatra powtórzy pytanie o "wujka".
Wniosek z opinii psychiatrycznej: "O ile są zauważalne zmiany w okolicach odbytu, wówczas jest to czynnik jednoznacznie obciążający i wówczas można mieć podejrzenie molestowania seksualnego dziecka, a o podejrzeniu popełnienia przestępstwa należy powiadomić prokuraturę".

Znowu: ani słowa o oddaniu dziecka do rodziny zastępczej.
Opinię wydano 9 maja. - To właśnie opinia psychiatry, zakończona wnioskiem, iż nie można wykluczyć molestowania, ostatecznie zaważyła na decyzji o zawiadomieniu policji - twierdzi prof. Czauderna. I dodaje: - Nie możemy przesądzić, czy w ogóle doszło do wykorzystania seksualnego dziewczynki i czy są podstawy, by winić za to rodziców. Spodziewałem się, że sąd i policja szybko znajdą biegłych, którzy wykluczą lub potwierdzą podejrzenia.

11 maja w niedzielę Karolcia, ponownie w znieczuleniu ogólnym, trafia na stół w celu zmiany opatrunku. Jeszcze raz lekarze badają ją, robią zdjęcia. Mijają kolejne dni. Zgłoszenie na policję zostaje wysłane cztery dni później, w czwartek, 15 maja.

Gołębnik, warzywnik, tęsknota
Krzyś jeździ na rowerku po dużym obejściu. Stodoła, stajnia, nieczynna już pompa, równo przystrzyżona trawa.
Z opinii wychowawców ze szkoły Krzysia wynika, że chłopiec ma bliski i serdeczny kontakt z siostrą.
- Jak my wszyscy - Joanna odwraca głowę, żeby nie pokazać łez. Za chwilę nie będzie się już krępować.
Paweł, ojciec Karolci, pracuje w lesie. Jego oczkiem w głowie jest Krzyś, oczkiem w głowie Joanny - Karolcia. Tak jakoś naturalnie się to ułożyło. Karolcia z mamą chodzi po zakupy, gotuje... To znaczy chodziła i gotowała. Zanim trafiła do rodziny zastępczej.

A Krzyś? Ma siedem lat, warzywnik (z dumą pokazuje, co wyrosło), gołębnik - siedem ptaków jest jego, a siedem Karolci.
Za oknem przebiegają sarny, pojawia się czapla i żuraw. A żuraw to przyszedł do warzywnika i szkód narobił. Na strychu trzy siodła. Jeszcze niedawno mieli dziesięć koni, razem ze źrebakami.

Krzysio nie należy do dzieci wyciszonych. Kiedy zaczyna się nudzić (nasza rozmowa z rodzicami, w której Krzyś nie może uczestniczyć, trwa już trzecią godzinę), krzyczy: "Co mam robić?". Paweł wstaje od stołu, idzie z synem rysować. Wraca po chwili, Krzyś jest już spokojniejszy.
- Jesteśmy stygmatyzowani - powiedzą za chwilę Joanna i Paweł.

To oni, ci pedofile
15 maja przychodzi do szpitala policjantka. Joanna słyszy o podejrzeniu. Nie wierzy. Nie rozumie. Dzwoni do męża, ojca Karolci - Pawła.
- Co? Jak? Kiedy? - Paweł natychmiast przyjeżdża do szpitala.
- Przeanalizowaliśmy całe życie, wszystkie wizyty - mówi. - I nic. Niczego nie mogę wykluczyć. Ale wiem, że nie było sytuacji, w której Karolcia zostałaby sam na sam z kimkolwiek poza nami, babcią i dziadkiem. Żaden z wujków nie został ani na chwilę sam na sam z Karolcią.
Rozmawiamy prawie siedem tygodni po tamtych wydarzeniach.
- Jesteśmy stygmatyzowani - powtarzają Joanna i Paweł. - Traktują nas jak kogoś, kto wyrządził dziecku krzywdę, a teraz próbuje to ukryć.
Bo jak jest gwałt na dziecku, to zaraz muszą być wyrodni rodzice, patologia. Joanna: - Teraz tylko trzeba nas wpisać w ten schemat i już wszystko będzie się zgadzało. Efekt: w aktach sprawy pojawiły się informacje wskazujące, że Karolcia już wcześniej była molestowana, że Paweł nadużywa alkoholu, że ja robiłam wszystko, żeby ukryć prawdę. Takie informacje dostała sędzia na biurko.

Pijany w slipach
Policjantka napisała w notatce: "Ujawniono zabliźnione rany w okolicach odbytu". W dokumentacji medycznej nie ma ani słowa o "zabliźnionych ranach". Lekarze nic takiego nie zauważyli.
Ta sama notatka policyjna, fragment o tym, że wysłany do domu Karolci kurator "odstapił od czynności ze względu na stan nietrzeźwości zastanej osoby". W innym dokumencie: "Kuratorowi otworzył drzwi mężczyzna będący pod wpływem alkoholu, ubrany tylko w bieliznę osobistą".
Paweł: - Wróciłem z pracy w lesie i wszedłem pod prysznic. Zaraz miałem odebrać Krzysia ze szkoły. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Wyskoczyłem spod prysznica, naciągnąłem slipy, koszulkę, otworzyłem. To była kurator. Powiedziałem, że akurat się kąpałem, i że zaraz się ubiorę. Zamknąłem drzwi, szybko się ubrałem i wyszedłem do tej pani. Ona już szła do samochodu. Powiedziała tylko, że jutro ktoś do nas przyjedzie.
Z notatki kuratora:
"Z uwagi na to, iż mężczyzna swoim wyglądem (o godzinie 15.30 otworzył drzwi ubrany niekompletnie, był blady) wzbudził we mnie uczucie zagrożenia, przebywał w domu sam, dom położony był w lesie (…), wykorzystując moment, kiedy mężczyzna poszedł ubrać się, skontaktowałam się z przewodniczącą (wydziału w sądzie), informując o powyższym. Przewodnicząca zobowiązała mnie do odstąpienia od wykonywania czynności służbowych".
Ani słowa o alkoholu.

Ryczeliśmy
22 maja Joanna z Karolcią ciągle są w szpitalu. Tego dnia Sąd Rejonowy w Człuchowie postanawia umieścić Karolcię w rodzinie zastępczej. Powołuje się na dobro dziecka, wskazując, że mogło dojść do molestowania pięciolatki. Dla bezpieczeństwa trzeba więc ją zabrać z domu. Na wszelki wypadek.

- To było najtrudniejsze zadanie w moim życiu - opowiada Paweł. Ma spuszczoną głowę, mówi bardzo cicho. - Przez cały dzień tłumaczyliśmy Karolci, że pojedzie do nowej cioci. Mówiliśmy jej, że będzie fajnie, że to jest sanatorium, że musi tam jechać, żeby jej ranka po ropniu się zagoiła. Na zmianę z nią rozmawialiśmy - najpierw ja, potem szedłem do ubikacji się wyryczeć, potem Joasia, i tak w kółko. Ryczeliśmy tak, żeby nie widziała.

Karolcia została zabrana ze szpitala przez nową "ciocię". Przy rozstaniu była spokojna.
Paweł i Joanna złożyli zażalenie na postanowienie sądu. Przecież nie ma nawet poszlak, że któreś z nich krzywdziło dziecko.
Gwałt albo zapalenie jelit
- Nie zauważyliśmy niczego, co wskazywałoby na winę rodziców - przyznaje prof. Czauderna. - Sprawa ta powinna była zostać najpierw wyjaśniona. Odseparowanie dziecka od rodziców może je tylko dodatkowo krzywdzić. Jeśli do tej pory nie znaleziono żadnych dowodów na to, że dziewczynka padła ofiarą najbliższych, powinno się pozwolić na jej powrót do domu.

Sędzia Danuta Jastrzębska, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Słupsku:
- Sąd kierował się dobrem dziecka. To postanowienie jest tymczasowe, do wyjaśnienia sprawy. Gdy powstaje podejrzenie, że małoletni może być ofiarą przestępstwa, sąd musi postępować tak, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo.
Tymczasem nie ma na razie jednoznacznego dowodu, że dziecko w ogóle zostało skrzywdzone. Po dziesięciu dniach, kiedy już zostało wszczęte postępowanie prokuratorskie, pięciolatkę obejrzeli biegły z zakresu medycyny sądowej i ginekolog. Stwierdzili rozwarcie odbytu. W ich opinii nie ma ani słowa o przyczynach takiego stanu rzeczy.

Profesor Barbara Kamińska, konsultant wojewódzki ds. pediatrii, po zapoznaniu się z tą opinią biegłych mówi, że potrzebne są jeszcze konsultacje innych lekarzy: chirurga dziecięcego i gastroenterologa. Wszystko po to, by wykluczyć, że zmiany zaobserwowane u Karolci nie są spowodowane chociażby chorobą przewodu pokarmowego u dziecka, stanem zapalnym jelita, robaczycą.

Przypomnijmy: opinia biegłych powstała dziesięć dni po stwierdzeniu możliwości gwałtu na Karolci. A wcześniej? W dokumentacji medycznej, opisującej przebieg leczenia, nie ma wzmianki o tym, żeby wcześniej Karolcię w szpitalu obejrzał gastroenterolog czy ginekolog.

Rutyna
Joanna i Paweł złożyli zażalenie na decyzję sądu o umieszczeniu Karolci w rodzinie zastępczej. 13 czerwca Sąd Okręgowy w Słupsku uznał jednak, że dziecko dalej ma być pod opieką nowej "cioci".
Sąd może się posłużyć całym katalogiem przysługujących mu działań, gdy stwierdzi, że dobro dziecka jest zagrożone. Od zobowiązania rodziców do pracy z asystentem rodziny, przez skierowanie dziecka do placówki wsparcia dziennego lub rodziców do specjalistów zajmujących się terapią rodzinną, aż po umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej.
Adwokat Honorata Janik-Skowrońska, pełnomocnik Joanny i Pawła: - Piecza zastępcza może być zastosowana dopiero po wyczerpaniu możliwości wsparcia rodziny innymi środkami. W tej sprawie sąd bez przeprowadzenia koniecznych dowodów, w szczególności bez przesłuchania rodziców małoletniej, wydał decyzję o umieszczeniu dziecka w rodzinie zastępczej.
Paweł: - Zabrali mi dziecko i nikt nawet ze mną nie rozmawiał, nie wezwał na przesłuchanie. Ani policja, ani prokurator, ani sąd.
Rodzice zwrócili się o pomoc do Marka Michalaka, rzecznika praw dziecka. Rzecznik jednak uznał, że póki nie zostanie wyjaśnione, czy dziewczynka nie została skrzywdzona w domu, powinna pozostać w rodzinie zastępczej. Równocześnie zobowiązał sąd do jak najszybszego rozpatrzenia sprawy.

- Sprawa jest delikatna - mówi Henryka Krzywonos, doradca RPD. - Dobro i bezpieczeństwo dziecka jest najważniejsze. Zdarzały się już przypadki, gdy dzieci przebywające z opiekunami były zastraszane. Pobyt Karolci w rodzinie zastępczej wyklucza taką sytuację.
Czyżby? Jeden z trójmiejskich psychologów tłumaczy: - Można się spodziewać, że umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej ma charakter "postępowania wydobywczego", mającego na celu ustalenie ewentualnych sprawców molestowania. Znane są jednak przypadki, gdy poprzez nieumiejętne i ciągłe zadawanie pytań (np. "opowiedz, jak skrzywdził cię tatuś") wmawiano dziecku pewne rzeczy.

Krzysztof Sarzała, szef gdańskiego Centrum Interwencji Kryzysowej, zastrzega, że nie zna sprawy. Ale dodaje: - Sąd, choć ma pełną dowolność w wyborze środków, postąpił rutynowo. Ja w takim przypadku miałbym wątpliwości. Wybrano środek najbardziej drastyczny - odebranie dziecka i umieszczenie go w rodzinie zastępczej. Tymczasem można było np. na pięć kolejnych dni zorganizować w poradni obserwację dziecka i rodziców lub zgodzić się, by ojciec na pewien czas opuścił dom, a matka z córką uczestniczyłyby w badaniach. Jeśli rodzice chcą współpracy oraz poddania się zewnętrznej kontroli, należy się na to zgodzić. W ten sposób z jednej strony zapewniamy bezpieczeństwo dziecku, a z drugiej nie dopuszczamy do jego krzywdy.
- Zrobimy wszystko, co tylko wskaże sąd, żeby tylko Karolcia mogła do nas wrócić - mówią Joanna i Paweł.

Sąd działa niezwłocznie
Karolcia jest w rodzinie zastępczej od czterdziestu sześciu dni, a śledczy nadal nie wiedzą, czy dziecko było molestowane, a jeśli tak - kto to zrobił.
Sędzia Danuta Jastrzębska informuje, jak dalej będzie wyglądać procedura:
- Akta sprawy zostały wysłane ze Słupska do sądu rejonowego, w którym sprawa się toczy. Następnie sąd rejonowy zleci ekspertyzy u biegłego psychiatry i proktologa.
Rozmawiamy z sędzią Jastrzębską 30 czerwca. Pytamy, czy już ekspertyzy zostały zlecone.
- Jeszcze nie - odpowiada rzecznik SO w Słupsku. - Akta trafiły dopiero z powrotem do sądu rejonowego.
- Od oddalenia zażalenia minęło 17 dni...
- Sąd w tej sprawie działa bardzo szybko, niezwłocznie.
- Kiedy ekspertyzy zostaną zlecone?
- Sędzia prowadzący tę sprawę ma jeszcze ze dwieście innych spraw. Realizuje czynności w kolejności, w jakiej sprawy te do niego trafiają. Jest kolejka...
- Czyli kiedy zleci ekspertyzy?
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
- A jaki termin wyznaczy ekspertom?
- Zazwyczaj wyznacza się miesięczny termin. Ale jest teraz okres urlopowy, więc ten miesięczny termin może ulec wydłużeniu.
- Więc może tak być, że ekspertyzy biegłych spłyną dopiero po wakacjach. Co będzie się działo potem?
- Potem sąd wyznaczy następny termin posiedzenia i podejmie stosowną decyzję.
- Może tak być, że np. do września dziecko będzie poza domem rodzinnym?
- Powtarzam, sąd w tej sprawie działa niezwłocznie.

Kiedy Joanna i Paweł dowiedzieli się, że sąd okręgowy nakazał badanie przez biegłego proktologa, sami ustalili dane trzech takich lekarzy, zarezerwowali terminy i zadeklarowali, że opłacą to badanie. Pismo przesłali do sądu. Wszystko po to, żeby jak najszybciej Karolcia mogła do nich wrócić.

Blizny
Karolcia wierzy rodzicom, że jest w sanatorium. Musi tam być, bo ranka, którą ma na ramieniu po zabiegu, jeszcze się nie wygoiła. Ale niedługo się zagoi.
- Pozostaną blizny. Jeśli będzie trzeba, będziemy ją okłamywać dalej, że jest w sanatorium ze względu na blizny.
A blizny po tym wszystkim będą jeszcze bardzo długo.

***
Tuż przed zakończeniem pracy nad tym reportażem dowiedzieliśmy się, że Sąd Rejonowy w Człuchowie zlecił biegłemu psychologowi przebadanie Karolci, zwrócił się także do obu szpitali, w których była hospitalizowana Karolcia, z prośbą o przesłanie dokumentacji medycznej. Ponadto Sąd Rejonowy wystąpił do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie z wnioskiem o opinię dotyczącą przebiegu spotkań Karolci z rodzicami. Wbrew zaleceniom Sądu Okręgowego nie zlecił badania u biegłego proktologa. Wyznaczył termin posiedzenia w tej sprawie na 11 lipca.
- Czy 11 lipca sąd może postanowić o powrocie Karolci do domu? - zapytaliśmy prawników.
- Zmiana sposobu zabezpieczenia, czyli powrót dziecka do rodziców, jest możliwa w każdej chwili - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
Imiona bohaterów zostały zmienione.
Dorota Abramowicz, Tomasz Słomczyński [email protected]

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki