Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Hipokryzja

Piotr Dominiak
archiwum DB
Pomijając kulturę osobistą ministra Sienkiewicza i prezesa Belki oraz kwestię tego, kto nagrywał ich rozmowy, warto się skupić na wątku dotyczącym polityki banku centralnego.

Kwestia fundamentalna dotyczy niezależności banku centralnego. NBP uchodzi w kręgach międzynarodowych za bank niezależny, choć są od niego niezależne bardziej. Mierników niezależności jest bowiem wiele, co świadczy o tym, że nie ma zgody co do tego, na czym ta niezależność polega. Intuicyjnie czujemy, że chodzi o to, by rząd nie wykorzystywał banku do realizacji swoich politycznych bieżących celów. Do niedawna oczywiste było, że głównym (niemal jedynym) celem takiego niezależnego banku jest dbałość o stabilność pieniądza, czyli o stabilne ceny. Ponieważ w ostatnich dekadach ceny na świecie rosły, stąd banki centralne prowadziły politykę antyinflacyjną. Sprawa się skomplikowała, gdy po 2007 roku wielu krajom zajrzało w oczy widmo recesji i deflacji. Ortodoksja monetarna (ścisła kontrola podaży pieniądza) nie tyle została poddana krytyce, ile legła w praktyce pod presją bieżącej sytuacji ekonomicznej. Europejski Bank Centralny (strefa euro), a także System Rezerwy Federalnej (USA) porzuciły dotychczasowe zasady i różnymi metodami zaczęły dodrukowywać pieniądze. W USA wymyślono na to piękny eufemizm "poluzowanie ilościowe" (Quantitative Easing). Skutki takiej polityki, wbrew obawom, okazały się całkiem dobre. W wielu krajach toczyły się dyskusje ekonomistów i polityków nad tym, czy zakup obligacji skarbowych (czyli rządowych), choć sprzeczny z zasadami, a czasem obowiązującym prawem (u nas z konstytucją), nie jest jednak mniejszym złem niż groźba pogłębienia recesji i rosnącego bezrobocia. To nad tym m.in. dywagowali przy wódce prezes Marek Belka i minister Bartłomiej Sienkiewicz. I w tym sensie nie widzę w temacie rozmowy niczego zdrożnego.

Dziwiłbym się nawet, gdyby takich scenariuszy na styku rząd - bank centralny nie rozważano. Bo niezależność banku centralnego nie może oznaczać braku koordynacji polityki monetarnej banku i polityki fiskalnej rządu. Ich styk jest konfliktogenny (przypomnę głośne spory na linii Ministerstwo Finansów - NBP w latach 90., ale także za czasów prezesa Skrzypka), co nie wyklucza, a nawet wymaga rozmów i negocjacji. Trzeba mieć oczywiście nadzieję, że prawdziwe debaty na ten temat toczyły się w gabinetach i bez wspomagania alkoholem.

Rozbroiła mnie natomiast hipokryzja wielu polityków, którzy nagle wystąpili w roli obrońców nie tylko niezależności NBP, ale i owej ortodoksyjnej antyinflacyjnej polityki monetarnej. Zapomnieli, że jeszcze niedawno powoływali się na wzorce węgierskie, gdzie premier Orban najzwyczajniej podporządkował sobie bank centralny. Domagali się też, by NBP nie tylko walczył z inflacją, ale by wspierał też wzrost gospodarczy. Teraz się okazuje, że wzrost gospodarczy należy wspierać, ale tylko wtedy gdy się jest przy władzy. Jeśli rządzi rywal, to jest to już zupełnie inna sprawa.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki