Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stefan Chwin o taśmach "Wprost": Z powieściowego punktu widzenia to interesujący dialog ROZMOWA

Barbara Szczepuła
W demokratycznym państwie polityka jest materią skomplikowaną i najgorsze, co się może zdarzyć, to sytuacja, w której większość ludzi odwraca się w ogóle od polityki w przekonaniu, że już nie dadzą się nabrać, bo i tak wiedzą, że wszystko to bagno
W demokratycznym państwie polityka jest materią skomplikowaną i najgorsze, co się może zdarzyć, to sytuacja, w której większość ludzi odwraca się w ogóle od polityki w przekonaniu, że już nie dadzą się nabrać, bo i tak wiedzą, że wszystko to bagno Tomasz Bołt/archiwum
Co czuje pisarz i polonista, słuchając zapisu rozmowy Bartłomieja Sienkiewicza i Marka Belki w restauracji Sowa & Przyjaciele? - Z powieściowego punktu widzenia bardzo to jest interesujący dialog. Rozmowa z Stefanem Chwinem.

Emocje buzują, kłębią się namiętności…
Oczywiście, ale ciekawe jest i to, że wysokiej rangi funkcjonariusze państwowi świetnie wiedzą, jak należy formułować myśli nawet w sferze prywatnej, by nie można było ich na czymkolwiek złapać, choć przecież nie zdają sobie sprawy, że są nagrywani.

Złapać?
Mówią szyframi. Najbardziej niebezpiecznym momentem jest propozycja, by Narodowy Bank Polski pomógł wygrać wybory jednej z partii politycznych. Zdania są jednak tak formułowane, że gdyby prawnicy z prokuratury chcieli je rozgryźć semantycznie, obaj panowie wybroniliby się bez trudu, przekonując, że chodziło o coś zupełnie innego: obaj zastanawiali się nad tym, jak uratować polską gospodarkę.

I tak właśnie się dzieje. Taką interpretację przyjmuje premier. Natomiast przeciwnicy partii rządzącej ironizują: "dwaj mężowie stanu zastanawiają się, jak uratować ojczyznę", a chodzi po prostu o niedopuszczenie partii opozycyjnej do władzy.

Rzecz polega na tym, że z punktu widzenia analizy semantycznej obie interpretacje są w dużym stopniu dopuszczalne!

Czyli spryt i profesjonalizm obu interlokutorów.
Polityk z krwi i kości posługuje się językiem w szczególny sposób. Mówi sugestiami. Czuje, że rozmówca chwyta jego intencje i potrafi je sobie dopowiedzieć, jak sam chce. Gdy sądzi, że nikt niepowołany go nie słyszy, wtedy używa bardziej dosadnych określeń. Ale jednocześnie umiejętnie posługuje się ironią. Dla słuchacza z zewnątrz może być ona nieczytelna, jednak obaj politycy dobrze się rozumieją w tej ironicznej grze.

Na przykład?
Choćby w tym fragmencie, w którym jest mowa o Zbigniewie Jakubasie, właścicielu mennicy bijącej polskie monety. Jeden z interlokutorów proponuje, że trzeba by go "okraść".

Minister Sienkiewicz: "To może trzeba mu powiedzieć, jak można go bardziej okraść".
Oczywiście nie chodzi o to, że oni się umawiają, by rozpruć jego prywatny sejf, ale o to, żeby Narodowy Bank Polski mógł zapłacić mniej za bicie monet w mennicy należącej do tego biznesmena. Jeśli więc uda się zbić cenę i zapłacić biznesmenowi za to zamówienie nieco mniej, to w jakimś sensie on zostanie "okradziony" przez państwo z ewentualnych dochodów. Jest to oczywiście określenie ironiczne, ale jeśli usłyszy je w telewizji ktoś niechwytający ironii, sprawa wygląda groźnie: dwóch polityków umawia się na skok. Rozmowa prywatna przeniesiona na płaszczyznę oficjalną zmienia swój charakter. Mam zresztą wrażenie, że oni bardzo uważają na to, co mówią.

Rozumieją się wpół słowa.

Właśnie. To jest dowód, że są bardzo inteligentnymi ludźmi, którzy posługują się językiem stosownie do sytuacji. W tym wypadku jest to prywatna rozmowa przy kolacji, w zacisznym saloniku dla VIP-ów.

No nie, a te wulgaryzmy? Jaka sytuacja je usprawiedliwia?!
Oczywiście wulgaryzmów nic nie usprawiedliwia, ale nie przesadzajmy. Często ci, którzy ze zgrozą podnoszą oczy do nieba i lamentują nad wulgaryzmami, prywatnie, rozmawiając o władzy i pieniądzach, sami posługują się dokładnie takim samym językiem, bardzo twardym i brutalnym. Wydaje mi się więc, że jest w tych oburzeniach i lamentach sporo hipokryzji.

Tak się zatem robi politykę…
Tak się robi politykę, i to nie tylko w Polsce. Amerykanie dobrze to pokazują w swoich filmach. Podobne dialogi toczą się w gabinetach najważniejszych polityków największych mocarstw świata i czasem to z hukiem wychodzi na jaw, chociaż w głębi ducha wcale nas nie dziwi.

No nie wiem… Proszę sobie przypomnieć, co prezes NBP powiedział podczas spożywania ośmiorniczki o profesorze Hausnerze, jednym z członków "pieprzonej" Rady Polityki Pieniężnej, a przed laty wicepremierze w swoim rządzie. Wstyd cytować. Przekroczył dopuszczalne granice?

Oczywiście, że przekroczył. To oczywiste.

W Polsce psucie języka w sferze publicznej trwa od lat. Zaczęło się chyba od Andrzeja Leppera, który ostrzegał, że w Sejmie "Wersalu" nie będzie i nie ma do tej pory.

Partie radykalne w ten właśnie sposób próbują przyciągnąć do siebie wyborców.

I udaje im się. Udało się Lepperowi, udało się potem Palikotowi. Inni to przejmują.

Rzecz w tym, że życie każdego człowieka jest rozpięte między dwoma językami: językiem oficjalnym i prywatnym. Z jednej strony, chcielibyśmy w polityce wersalskiej grzeczności: wszyscy się sobie kłaniają, uśmiechają się, w drzwiach przepuszczają, miejsca ustępują, ale druga strona naszej natury potrzebuje czegoś zupełnie innego. Bo język oficjalny, przyzwoity, kulturalny, łagodzący obraz rzeczywistych konfliktów między ludźmi, w jakimś momencie zaczyna nas męczyć i nudzić. Proszę zobaczyć, z jakim błyskiem w oku wpatrujemy się w ekrany telewizorów, gdy ktoś wreszcie brutalnie wygarnia to, co myśli!
Jest w nas taka sprzeczność…

Gdyby tak nie było, stacje telewizyjne zrezygnowałyby z nadawania takich programów. Ale prywatnie też często używamy wulgaryzmów, wystarczy posłuchać gimnazjalistek na ulicy czy w autobusie.

Co tam gimnazjalistki. Poważni ludzie też tak prywatnie rozmawiają. Nie tylko nagranie z restauracji Sowa & Przyjaciele o tym świadczy. Opisując w domowym zaciszu sprawę, o której publicznie wypowiadamy się w sposób wyważony, układny, oględny, często używamy określeń soczystych, a nawet obscenicznych - bo to ubarwia opis, daje nam poczucie siły i złudzenie panowania nad życiem.

Szczególnie ubarwiają opis i chętnie są przez polityków stosowane odniesienia do sfery seksualnej, a męski organ płciowy to jeden z ulubionych tematów polityków różnych partii, jeśli to tak można ująć. Z czego to wynika? Z kompleksów?

Myślę, że dosadny język metafor seksualnych pozwala na wyostrzanie obrazu świata, to znaczy daje złudzenie, że wypowiadamy za jego pomocą brutalną prawdę o rzeczywistości. Kiedy posługujemy się metaforami seksualnymi, przekładamy oficjalną wizję świata na mocne, wyraziste sytuacje, w przeciwieństwie do zamglonych obrazów, którymi raczą nas w komentarzach politycznych bardzo kulturalni dziennikarze telewizyjni.
Kompleksy oczywiście także wchodzą w grę. Z drugiej jednak strony, politycy czują, że działają w sferze silnych napięć międzyludzkich, prawdziwych wrogości, konfliktów, zazdrości, pożądań. Metaforyka erotyczna wydaje się w takiej sytuacji językiem adekwatnym do ostrości zdarzeń, w jakich się uczestniczy. Sugestią niepełnej męskości bardzo skutecznie można zmiażdżyć przeciwnika.

Muszę wspomnieć o Januszu Korwin-Mikkem. On akurat metafor erotycznych raczej nie używa, nie klnie, ale rani i upokarza, szczególnie kobiety. Podobnie jak Palikot uczestniczy w psuciu oficjalnego języka i politycznych obyczajów. Obaj, w przeciwieństwie do Leppera, to inteligenci...
Opowiem o swoim doświadczeniu autobusowym. Pewien mężczyzna rozpoznał mnie w autobusie i przysiadł się, by skomentować to, co się dzieje na polskiej scenie politycznej. Z miejsca mnie oskarżył, że my, inteligenci, posługujemy się fałszywym językiem - łagodnym, cukierkowatym, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Bo zapominamy o tym, że wszystkim ludziom, a politykom w szczególności, chodzi tylko o jedno: władzę, pieniądze i seks. On wierzył, że tylko taki język mówi prawdę, który sprowadza wszystkie ludzkie motywacje do tych trzech podstawowych spraw. Wykrzykiwał w autobusie o wizytach posłów w agencjach towarzyskich, o słynnej Anastazji, która kiedyś grasowała w Sejmie. Byłem z lekka przerażony tym sposobem myślenia, bo był on daleki od intelektualnej finezji, ale rozumiem mechanizm, który powoduje ucieczkę ludzi od języka oficjalnego.
Jeśli zaś chodzi o Korwin-Mikkego, to doskonale wyczuwa, że spora część elektoratu ma dosyć mowy oficjalnej, bo uważa ją za język kłamstwa. On wie, że niemało Polaków chce słyszeć, że "wszyscy naokoło to złodzieje, a najwięksi to ci z polityki".

I chce języka walki…
Sporo ludzi traktuje język walki i konfliktu seksualnego jako język prawdy. Skoro - jak uważają - gazety, radio, telewizja zamazują prawdę, to żądają języka, który sprowadza rzeczywistość do fundamentów, a te fundamenty są, w ich pojęciu, przestępczo-seksualne. Na tym wygrywają partie radykalne, które starają się stworzyć wrażenie, że inaczej niż partie głównego nurtu - "walą całą prawdę prosto w oczy".

Skoro rozmawiamy o języku polityki, to należy chyba wspomnieć o oryginalnym języku Lecha Wałęsy. Języku nie do podrobienia.

O Lechu Wałęsie trzeba mówić raczej w czasie przeszłym, bo od lat nie uczestniczy on w czynnej polityce. Jego język był silnie naznaczony wiarą w to, że robotnik jest kimś bardzo ważnym, kto ma prawo mówić dosadnie, by ratować to, co dobre i warte uratowania w Polsce. Zwrócę uwagę na to, że przy wszystkich osobliwościach jego języka, Wałęsa trzymał się jednak wrażliwości chrześcijańskiej. Matka Boska w klapie trochę go hamowała. I choć nieraz formułował swoje opinie w sposób bardzo gwałtowny, to nigdy nie mówił w sposób, w jaki dziś politycy się wypowiadają. Były prezydent to przykład polityka, który rozbijał stereotypy językowe swojego czasu, ale jednak w dużym stopniu trzymał się wewnętrznego pionu.

Także marszałek Piłsudski posługiwał się językiem nie bardzo salonowym. Choćby to jego słynne powiedzenie do posłów: "Wam, panowie, kury szczać prowadzać, a nie politykę robić"...
Rzeczywiście mówił o posłach i do posłów językiem rynsztokowym, ale wtedy sytuacja polityczna była zupełnie inna. W rozdrobnionym ponad miarę polskim Sejmie nie można było dojść do żadnego porozumienia politycznego. Z jego opinią o Sejmie zgadzała się znaczna część społeczeństwa polskiego, która postrzegała Sejm jako miejsce, w którym dominuje prywata, a kategoria dobra wspólnego w ogóle nie istnieje. Styl koszarowy został Marszałkowi wybaczony przez wielu Polaków, bo widziano w nim wielkiego żołnierza, a żołnierz w Polsce ma pozycję szczególną. Chciał zrobić porządek w Sejmie w żołnierskim stylu, co mnie samego nie zachwyca, ale w koszarach nikt nie posługuje się językiem salonu. Żołnierska rubaszność długo była w Polsce w cenie.

Z rozmów w restauracji Sowa & Przyjaciele można wysnuć wniosek, że cynizm jest niezbędnym elementem polityki. Że choć bardziej by się nam podobali politycy szlachetni i kulturalni, to pospolitość skrzeczy i musimy się z tym pogodzić.

Politycy zajmujący wysokie miejsca w strukturze państwa działają w bardzo trudnej sytuacji psychologicznej, o czym zwykle nie chcemy pamiętać. Ja im nie zazdroszczę. Działają w przestrzeni zderzających się, twardych interesów politycznych i gospodarczych. Także kompleks wojskowy odgrywa w tej sferze ważną rolę, także służby specjalne...

Które tym razem się nie popisały.

W takiej sytuacji polityk musi wytworzyć w sobie rodzaj odporności wewnętrznej, która pozwala mu się poruszać w tej przestrzeni tak, by nie wpaść na minę. I do tego służy także określony język. Marzyłbym oczywiście o tym, by wszyscy politycy polscy wzorowali się na świętym Franciszku, ale myślę, że byłoby to pewnie zbyt piękne. Wielu ludzi chętnie sprowadza wszystkie motywacje polityków do spraw najbardziej trywialnych. Ale w polityce splata się to, co trywialne i cyniczne, z tym, co poważne i mądre. Nie należy więc wariować. W demokratycznym państwie polityka jest materią skomplikowaną i najgorsze, co się może zdarzyć, to sytuacja, w której większość ludzi odwraca się w ogóle od polityki w przekonaniu, że już nie dadzą się nabrać, bo i tak wiedzą, że wszystko to bagno.

Zdaniem Bismarcka, nie należy się przyglądać, jak się robi parówki i jak się robi politykę, bo jedno i drugie jest nieapetyczne. To, że zajrzeliśmy przez moment do tej kuchni, może rzeczywiście niektórych do polityki zniechęcić.

Obserwując od lat życie polityczne, mam już do niego dość chłodny stosunek i nie przekonują mnie ci, którzy twierdzą, że jeśli jakaś inna partia zastąpi tych, którzy rozmawiali w VIP-roomie w warszawskiej restauracji, to zapanuje w Polsce słoneczny raj, a politycy będą do siebie kulturalnie ćwierkać jak kanarki.
Mówiąc serio: chciałbym, by nasza polityka wyglądała inaczej, ale moja wiedza życiowa, a także wiedza powieściopisarza, który z uwagą przygląda się ludziom, bo traktuje to czasem jako materiał do powieści - ta wiedza pokazuje, że człowiek tak właśnie jest skonstruowany, że zawsze będzie inny w sferze oficjalnej i inny w prywatnej. Ktoś powie, że to przykre. Ale mnie przeraża taki świat, w którym zachowania prywatne ludzi musiałyby się dokładnie pokrywać z zachowaniami oficjalnymi, w którym w obu sferach człowiek musiałby być taki sam, w którym zniknęłaby różnica między życiem prywatnym i publicznym. Może nie doceniamy szczęścia, że żyjemy w czasach, w których tylko niekiedy jesteśmy zmuszani, byśmy zawsze mówili tylko językiem oficjalnym, czystym jak toaletowe mydełko. Marzyli o tym rozmaici utopiści polityczni i religijni, których - przyznam - po prostu się boję, bo chcieli nas wszystkich przerobić na anioły, co zwykle bardzo źle się kończy dla wszystkich.

Pisze Pan nową powieść?

Kto wie, może w nowej książce znajdzie się jakieś odbicie spraw, o których rozmawiamy. Ale ja nie jestem pisarzem politycznym, tylko za pomocą pióra rozmyślam nad życiem i nad naszą ludzką sytuacją w świecie.


[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki