Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy na normandzkich plażach rozpętało się piekło. Rozmowa z Janem Szkudlińskim

rozm. Barbara Szczepuła
Polski Cmentarz Wojenny w Grainville-Langanneire jest największą polską nekropolią wojenną we Francji. Spoczywa na niej 696 poległych - przede wszystkim "maczkowców" z 1 Dywizji Pancernej, zabitych w czasie walk w Normandii
Polski Cmentarz Wojenny w Grainville-Langanneire jest największą polską nekropolią wojenną we Francji. Spoczywa na niej 696 poległych - przede wszystkim "maczkowców" z 1 Dywizji Pancernej, zabitych w czasie walk w Normandii Waldemar Kowalski
O udziale żołnierzy polskich w walkach w Normandii mówi historyk Muzeum II Wojny Światowej dr Jan Szkudliński.

Wrócił Pan z Normandii...
Uczestniczyłem w mieście Arromanches w prezentacji międzynarodowego projektu historyczno-turystycznego "Liberation Route Europe" współtworzonego przez Muzeum II Wojny Światowej.

Nie był Pan więc na plaży, na którą 6 czerwca, w 70 rocznicę desantu wojsk alianckich na francuskie wybrzeże, były zwrócone oczy całego świata?
Owszem, byłem na plaży, ale nie na tej, o której pani mówi. Uroczystość główna odbywała się w pobliżu plaży "Omaha", na której w 1944 roku lądowali Amerykanie, ja zaś byłem na plaży "Gold", którą zdobywali Brytyjczycy. Uroczystość koło Arromanches była skromniejsza, defilowały francuskie i holenderskie oddziały, przeleciały samoloty z epoki, w pobliżu grupy rekonstrukcyjne odtwarzały sceny lądowania…

Przypomnijmy, jak o świcie 6 czerwca 1944 roku wyglądały te plaże.
Lądowano na pięciu plażach: Amerykanie na plażach "Utah" i "Omaha", Brytyjczycy na "Gold" i "Sword", Kanadyjczycy na "Juno". Na plaży "Sword" desantowali się też francuscy komandosi, a siódmego czerwca żołnierze holenderscy. Trzeba wspomnieć też o zrzucie spadochroniarzy na wschodniej i zachodniej flance desantu. Plaże były wyludnione, usiane przeszkodami i zaminowane, a od południa osłaniał je pas umocnień, tak zwany Wał Atlantycki, który miał chronić kontynent przed desantem. Wznoszony przez Niemców wielkim wysiłkiem ciągnął się od granicy hiszpańskiej po koło podbiegunowe.

Wydawał się nie do zdobycia.
Tak wydawało się Hitlerowi, który nie znał się na wojskowości. Fachowcy jednak zdawali sobie sprawę, że nie ma takiego pasa umocnień, którego nie da się zdobyć, jeśli oczywiście przeciwnik jest odpowiednio zdeterminowany. Alianci byli zdeterminowani i niemieckie umocnienia przełamali.

Ale jakim kosztem!
Największe straty ponieśli Amerykanie na plaży "Omaha". Tam zginęło i zostało rannych około trzech tysięcy żołnierzy. Mimo to straty były niższe niż zakładano.

Już w nocy lądowali spadochroniarze…
…Co zdezorientowało Niemców. O świcie oczom obrońców ukazała się na morzu potężna armada desantowa. Rozpoczął się ostrzał wybrzeża z dział okrętowych wszelkich kalibrów, w tym najcięższych piętnasto- i szesnastocalowych, wystrzeliwujących pociski ważące około tony, jednocześnie z morza ruszyły barki desantowe, dopływały do plaży, Niemcy bili z broni maszynowej i moździerzy, żołnierze alianccy padali, inni wspinali się na klify… Znamy to z filmów.

To przede wszystkim "Najdłuższy dzień" i "Szeregowiec Ryan". Także uczestnicy tych wydarzeń, mówią, że "rozpętało się piekło na ziemi". Ale wspomnijmy o tym, jak aliantom udało się oszukać Hitlera.
Robiono wszystko, by Niemcy uwierzyli, że trwają przygotowania do desantu w okolicach Pas-de- Calais. To wydawało się najlepszym miejscem do lądowania, bo odległość między francuskim a brytyjskim brzegiem jest tam najmniejsza. Sprzymierzeni zorganizowali potężną mistyfikację. W południowej Anglii vis-á-vis Pas-de-Calais ustawiono armię dmuchanych ciężarówek i czołgów z dykty oraz wielkie obozy żołnierskie. Na ich czele stał sam generał Patton. Zorganizowano też chyba pierwszą w historii wielką symulację radioelektroniczną: skierowano ku wybrzeżom Pas-de-Calais zespoły jednostek holujących balony zaporowe i emitujących zakłócenia elektroniczne, co miało sugerować podpływanie tam wielkiej armady.

I Niemcy dali się oszukać.
Hitler długo wierzył, że prawdziwy desant wyląduje właśnie tam, zaś operacja w Normandii służy jedynie odwróceniu uwagi.

Podobno, gdy Amerykanie lądowali już na plaży "Omaha", nikt nie śmiał obudzić Hitlera, by mu o tym donieść. Ale opowiedzmy o udziale Polaków w tej operacji.
W lądowaniu w Normandii udział wzięła polska marynarka i lotnictwo. Polskie dywizjony myśliwskie i bombowe ofiarnie uczestniczyły w akcji. Drugiego dnia straciły cztery samoloty i dwóch poległych pilotów, same jednak zadały Luftwaffe ponad dwukrotnie wyższe straty. Na morzu w strefie wsparcia ogniowego i osłony znajdowały się polskie niszczyciele eskortowe Ślązak i Krakowiak oraz krążownik Dragon. W zespołach osłonowych działały niszczyciele Piorun i Błyskawica. Oba wzięły udział w zwycięskiej bitwie koło wyspy Ouessant. Dragon od samego początku operacji brał z powodzeniem udział w ostrzale niemieckich baterii nadbrzeżnych i zgrupowania czołgów na lądzie. Po krótkim remoncie w Portsmouth i powrocie na wody wokół Normandii został w nocy z 7 na 8 lipca bardzo ciężko uszkodzony przez niemiecką "żywą torpedę". Zginęło trzydziestu siedmiu członków załogi. Wrak Dragona wzmocnił sztuczny falochron portu Mulberry zbudowanego przez siły inwazyjne w rejonie Caen.

Takich sztucznych portów powstało kilka…
Dokładnie dwa. Proszę pamiętać, że na każdego żołnierza, który podczas inwazji walczył na froncie, przypadało kilku dbających o to, by miał z czego i czym strzelać, by miał co jeść, by nie zabrakło paliwa ani części zamiennych do najróżniejszych pojazdów i tak dalej. Dostarczenie tego wszystkiego było ogromną operacją, przygotowywaną przez lata. Jej skala nie miała precedensu w historii wojen. Jeszcze dzisiaj resztki Mulberry koło Arromanches robią ogromne wrażenie.

W szeregach niemieckiej 7 Armii stacjonującej na wybrzeżach Normandii było wielu Polaków…
Polacy wcieleni wcześniej do Wehrmachtu stanowili pod koniec wojny ponad połowę żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, bo ci, którzy mieli do tego okazję, przechodzili bardzo chętnie na stronę aliantów i w większości deklarowali chęć walki w polskich oddziałach. To zjawisko występowało w dużej skali tam, gdzie Polaków było najwięcej, czyli w Afryce Północnej i we Włoszech, ale oczywiście także we Francji, Belgii, Holandii. Większość z exwehrmachtowców po pobycie w obozach przejściowych była wcielana do największej polskiej jednostki na Froncie Zachodnim, czyli do dywizji pancernej generała Stanisława Maczka. Trzeba sobie zdawać sprawę, że przejście na stronę aliancką wymagało dużej odwagi, zwłaszcza gdy nie trafiło się do niewoli wraz z oddziałem. Dezerterzy przekradający się nocą przez linię frontu mogli wpaść w ręce Niemców, ale także narażeni byli na ogień ze strony tych, do których chcieli się przyłączyć…

Jak szło aliantom po udanym desancie?
W Normandii plany sztabowców wywróciły się do góry nogami. Miasto Caen, które miało być zdobyte już pierwszego dnia, broniło się przez sześć tygodni. Niemcy, zwłaszcza walczący w szeregach Waffen SS, stawiali zaciekły opór.

A co robili Polacy?

Dywizja generała Maczka weszła do walki w połowie sierpnia wraz z Kanadyjczykami. Pierwsze starcie na południe od Caen skończyło się sporymi stratami w sprzęcie, ale na szczęście nie w ludziach. Potem nastąpiło uderzenie na Falaise i znakomity manewr maczkowców, którzy posuwając się w poprzek ruchu oddziałów kanadyjskich z zaskoczenia opanowali broniony przez Niemców most na rzece Dives i wyszli na tyły ich wojsk, nawiązując w pobliżu miejscowości Chambois kontakt z idącymi z południa oddziałami amerykańskimi. Domknęli "kocioł". Były momenty dramatyczne, bo zawodziło współdziałanie i przez jakiś czas Polacy wraz Kanadyjczykami walczyli w okrążeniu. Bitwa pod Falaise była jednym z piekieł II wojny światowej. Dochodziło raz po raz do zaciekłych starć, bo Niemcy za wszelką cenę chcieli wyjść z "kotła". Części oddziałów, choć bez ciężkiego sprzętu, to się udało.
Tworzyły potem we wrześniu linię obrony na granicy Rzeszy.

Przypomnijmy jeszcze, jakie były późniejsze losy żołnierzy z dywizji generała Maczka.
Jak większość żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie maczkowcy znaleźli się w sytuacji tragicznej. Wiedzieli o Katyniu, mieszkańcy Kresów zaznali już sowieckich rządów… Nie mogli albo nie chcieli wracać do kraju, w którym rządzili Sowieci. W dodatku ojczyste strony wielu spośród nich Stalin włączył do ZSRR. Oficerowie w większości podjęli decyzję o pozostaniu na Zachodzie. Część osiadła w krajach, które wyzwalali, głównie w Belgii i Holandii. Nie było im łatwo. W normalnych warunkach, gdy zawodowy wojskowy przechodzi w stan spoczynku, otrzymuje emeryturę. W obcym kraju nie może na to liczyć, zaś jego umiejętności także nie są nikomu potrzebne. Musi chwytać się takiej pracy, jaka się nawinie. Generał Stanisław Maczek pracował jako barman w hotelu. Bohater Września '39 i walk na Zachodzie, człowiek, który miał najwyższe odznaczenia wojskowe Polski, Francji i Wielkiej Brytanii, honorowy obywatel Holandii, żył bardzo skromnie. W dodatku pozbawiony został przez rządzących w Warszawie komunistów obywatelstwa polskiego.

Wspomniał Pan na początku o programie "Liberation Route Europe"…
Narodził się on kilka lat temu w Holandii. Chodziło o stworzenie szlaku turystycznego, który miał przebiegać przez miejsca związane z wyzwoleniem kraju w 1944 roku. Projekt stopniowo rozszerzono na Belgię, potem także na Francję i Wielką Brytanię. Przeniesiono go też na wschód, do Niemiec i do Polski. Muzeum II Wojny Światowej uczestniczy w programie. W przypadku Polski należy pokazać dwuznaczność tego wyzwolenia, bo to, co dla Zachodu było jednoznaczne: skończyła się okupacja, zaczyna się wolność, dla Europy Wschodniej nie wyglądało tak prosto. Niemcy wprawdzie przegrały wojnę, ale wyzwolenie nie przyniosło nam wolności. Nasza droga do wolności trwała aż po rok 1980 i 1989.

Jak wygląda szlak turystyczny "Liberation Route Europe"?
Wiedzie przez muzea poświęcone II wojnie światowej, ale w Holandii na szlaku są także miejsca związane z wydarzeniami z tamtych czasów. Wykorzystuje się techniki multimedialne do udostępniania turystom relacji uczestników tych wydarzeń. Mogą ich słuchać, wykorzystując swoje smartfony. Na szlaku znajdują też się kamienie, na których umieszczono kody. Ich zeskanowanie pozwala na wejście na odpowiednią stronę internetową i uzyskanie wyczerpujących informacji. To najnowszy trend w turystyce historycznej. Angażuje młode pokolenie, do którego trudno dotrzeć na przykład z wykładami. Projekt jest cały czas rozwijany.

Mówi Pan, że do programu włączyli się też Niemcy?
To dla nich temat trudny. Nie negują, że III Rzesza ponosi winę za wojnę. Wojna przyniosła im także ogromne zniszczenia, ale zarazem zakończyła się wyzwoleniem Niemców od nazizmu. Przecież jeszcze w ostatnich godzinach istnienia III Rzeszy wieszano ludzi za to, że mówili, iż wojna jest przegrana! Dużo jednak czasu zajęło narodowi niemieckiemu uświadomienie sobie ogromu zbrodni, jakich dokonał reżim hitlerowski.

Więc niemiecka część "Liberation Route Europe"…
...upamiętnia ofiary poniesione przez aliantów w II wojnie światowej. Jednym z ważniejszych niemieckich partnerów programu jest Muzeum Aliantów w Berlinie, które powstało w dawnym Berlinie Zachodnim. Jego ekspozycja obejmuje okres "zimnej wojny", przypomina blokadę trzech zachodnich sektorów miasta zarządzoną przez Stalina w roku 1948 i most powietrzny, który ratował ludność przed skutkami tej blokady. Samolotami dostarczano wówczas do miasta wszystko - od żywności po węgiel. Wolność Niemiec Zachodnich i Berlina Zachodniego została utrzymana dzięki sile militarnej, gospodarczej i politycznej zachodnich aliantów. Poczucie wdzięczności za to jest u Niemców widoczne do dziś.

Wróćmy na plaże Normandii. Wzruszający był widok weteranów. To oni w 1944 roku jako bardzo młodzi ludzie szli pod niemieckie kule.
Przeczytałem informację, że jeden z wiekowych weteranów wymknął się z domu spokojnej starości w Anglii i dotarł do Normandii, bo uznał, że musi uczestniczyć w uroczystościach! To prawda, żołnierze, którzy brali udział w lądowaniu w Normandii, są bez wątpienia bohaterami.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki