- Byłem tam kilka razy z synem, ale nigdy nie czułem się dość bezpiecznie. Pracujący tu ratownicy sprawiali wrażenie, jakby w ogóle nie interesowali się tym, co się dzieje w wodzie - opowiada Krzysztof Szymczyk.
- Z całą rodziną wybrałam się do aquaparku w lutym tego roku. Wtedy też - blisko mnie - na głębokości ok. 1,2 m zaczęła topić się 5-letnia dziewczynka. Ratownik, widząc to, zaczął gwizdać i wskazał pływającym w basenie dziecko, któremu należy pomóc. Pomogłam i wyszłam z nią na brzeg, ale byłam bardzo zniesmaczona tym incydentem - napisała do nas z kolei pani Justyna (nazwisko do wiadomości redakcji).
Choć do nieprzyjemnych i kontrowersyjnych sytuacji, zdaniem Czytelników, miało dochodzić tu od miesięcy, to do tragedii doszło w minioną środę. 8-letnia mieszkanka niewielkiej miejscowości pod Kwidzynem przyjechała do parku wodnego z zorganizowaną grupą. Liczyła ona 39 dzieci i pięciu opiekunów.
Dzieci miały przebywać w basenie o głębokości 1,3 metra, a na całym obiekcie pracowało wówczas pięciu zawodowych ratowników. W pewnym momencie na powierzchnię wypłynęła, prawdopodobnie już nieprzytomna, dziewczynka. Kiedy na miejscu pojawiła się karetka, dziecko nie miało tętna i oddechu.
- Analizowaliśmy całe zdarzenie i sprawdzaliśmy, czy coś nie zadziałało. Każda grupa, która do nas przychodzi, musi być najpierw zapoznana z regulaminem mówiącym o zasadach przebywania na basenie. Ta grupa została z nim zapoznana - zaznacza Monika Drobysz, pełnomocnik zarządu spółki Park Wodny Sopot.
Drobysz podkreśla też, że aquapark działa według rygorystycznych procedur dotyczących bezpieczeństwa, zatrudnia profesjonalnych ratowników z doświadczeniem zawodowym. Zapewnia też, że feralnego dnia wszyscy ratownicy byli na swoich stanowiskach pracy. Odniosła się ona też do licznych komentarzy, także naszych Czytelników, którzy sugerowali, że ratownicy w pracy bawią się telefonami komórkowymi, zamiast przyglądać się temu, co dzieje się w wodzie.
- To nie są komórki, ale ich służbowe telefony. Ich obowiązkiem jest posiadać je przy sobie. Muszą też mieć słuchawki w uszach - tłumaczy Drobysz.
Marcin Burda, szef sopockiego WOPR, podkreśla z kolei, że pierwszą reakcją ratownika, zgodnie z procedurami, jest gwizdek. A to dlatego, że w wodzie często ludzie się wygłupiają i niektórzy udają, że się topią.
Postępowanie w sprawie podtopienia prowadzi nadal policja, a nadzoruje je Prokuratura Rejonowa w Sopocie.
Cały artykuł publikujemy we wtorkowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" z dnia 3 czerwca 2014 roku. Gazeta jest również dostępna w wersji elektronicznej na www.prasa24.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?