Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak żyć po Brukseli? Byli europosłowie wracają na Pomorze

Ryszarda Wojciechowska
Jacek Kurski poczeka na zjednoczenie prawicy
Jacek Kurski poczeka na zjednoczenie prawicy Przemek Świderski
W ostatnią niedzielę wyborcy powiedzieli im: dosyć. Joanna Senyszyn, Jacek Kurski, Tadeusz Cymański i Jan Kozłowski wracają z Brukseli na Pomorze. Zapytaliśmy ich, jak zamierzają żyć bez mandatu europosła.

Lot ku władzy zawsze bywa przyjemny. Gorzej jest z lądowaniem. Oni właśnie wylądowali. Nasza silna narodowa ekipa: Senyszyn, Kurski, Cymański, Kozłowski. Jeszcze otacza ich blask fleszy i kamer, bo porażka potrafi być równie interesująca medialnie, jak sukces. Ale za chwilę zrobi się wokół nich cicho. I wtedy będą musieli sobie zadać pytanie: jak żyć... po Brukseli?

Przedwczesne plotki o śmierci

Jacek Kurski żartem odpowiada, że po wyborczej porażce czuje się jak Poniatowski w Elsterze. Z honorem, ale doszczętnie spłukany. Kiedy mu przypominam powyborczy materiał telewizyjny poświęcony jego karierze, a zatytułowany "Polityczna śmierć bulteriera", mówi spokojnie, że już czterokrotnie składano go żywcem do politycznego grobu. I zawsze się odradzał. Człowiek upada, ale się podnosi. Bez tego nie będzie pełnokrwistego polityka, jego zdaniem.

Na razie nakręca go polityczny pomysł połączenia sił prawicowych partii, łącznie z PiS, które startowały w ostatnich wyborach.
- Jeżeli Prawu i Sprawiedliwości zabrakło 24 tysięcy głosów do pokonania Platformy i przez to przegrało po raz siódmy z rzędu, a Solidarna Polska ma prawie 300-tysięczne poparcie, to tylko ktoś bardzo małostkowy albo ślepy mógłby nie myśleć o wspólnym projekcie. Ale nie będzie tak, że się przejmie elektorat, nie przejmując liderów i posłów - zastrzega Kurski. I dodaje, że druga strona jest, co prawda, pełna buty i arogancji i chce ich partię postponować, ale musi się liczyć z ich wynikiem.

- W większości krajów Unii Europejskiej, z niższym niż u nas progiem wyborczym, mielibyśmy już miejsce w Europarlamencie. Nasz 4-procentowy wynik jest honorowy, jak na ugrupowanie, któremu potrafiono odtrąbić każdego dnia pogrzeb, któremu bez przerwy wieszczono rozbicie klubu, a sondaże dawały tylko dwa procent poparcia.

On Solidarnej Polski - jak zapewnia - nie opuszcza. Chyba że nastąpi jakiś czas szamotaniny na prawicy czy awantur z PiS. W czymś takim nie ma ochoty brać udziału. I wtedy na pewien czas odsunie się od polityki, żeby się zresetować.

Czego będzie mu najbardziej po tych latach w Brukseli brakować? Odpowiada szczerze, że stabilizacji, jaką miał przez te ostatnie pięć lat.

Odprawa europosła

Joanna Senyszyn po wyborach też nie zwalnia tempa. Co chwilę odbiera telefony. Umawia się na wywiady. Tu telewizja, tam prasa. Czy będzie jej tego brakować?

Słysząc to, odpowiada: - Człowiek przyzwyczaja się do złego, a co dopiero do dobrego.

Drażni ją tylko, że dziennikarzy najbardziej interesują odprawy europosłów, tak jakby innych, ciekawszych tematów nie było. Kiedy mówię, że to również ważna informacja dla elektoratu, odpowiada, że nie ma w tym nic sensacyjnego, każdy z nich dostaje bowiem równowartość sześciomiesięcznego wynagrodzenia. Jako jedna z nielicznych potrafi powiedzieć głośno, że jej zdaniem, te odprawy europosłom się należą. - Bo muszą mieć przecież czas na znalezienie pracy - tłumaczy.

Ona od 13 lat jest w polityce. Z jednej strony - profesor nauk ekonomicznych Uniwersytetu Gdańskiego, z drugiej - postać niezwykle barwna i kontrowersyjna. Znana z ciętego języka i twardych poglądów. Matka słowa "kaczyzm", niosąca na sztandarach m.in. walkę z krzyżami w miejscach publicznych i z kościelną kasą. Jak trzeba było, to zjechała z wieży strażackiej na linie albo wystąpiła w teatrze jako diablica. O włos była nawet od "Tańca z gwiazdami".

Na porażkę jednak się nie przygotowała. Czuje się w głosie, że będzie jej tego mandatu brakowało.
- Porażka boli? - pytam. - Jest przykra - odpowiada. I dodaje, że przede wszystkim teraz musi przemeblować swoje życie.
Przez pięć lat w każdy poniedziałek jeździła do Brukseli i stamtąd w każdy piątek wracała. W weekend miała w Polsce spotkania z wyborcami. A teraz ten czas trzeba będzie wypełnić - wyznaje.

Wraca więc po bezpłatnym urlopie do pracy na uniwersytecie. Będzie jak zwykle pisała felietony do "Faktów i Mitów", ale przede wszystkim zamierza poświęcić się pracy partyjnej. Nadal jest bowiem wiceprzewodniczącą SLD.

Na pytanie, czy za rok wystartuje w wyborach do Sejmu, odpowiada: - Nie wykluczam. Mówi, że przez ostatnie lata nieraz słyszała od wyborców, z żalem powtarzane, że nie ma jej w polskiej polityce.

- Mówili, że tutaj też bardzo przydałby się głos osoby o tak zdecydowanych, lewicowych poglądach - przyznaje.

Na pytanie, czego będzie jednak najbardziej żałowała po stracie euromandatu, odpowiada, że... pracy w Parlamencie Europejskim. Kiedy z niedowierzaniem proszę, aby jednak tak uczciwie i po ludzku na to pytanie odpowiedziała, bo trudno uwierzyć, że europoseł najbardziej żałuje pracy, usłyszałam: - Przykro mi, ale ja naprawdę tego najbardziej żałuję. Tak to lubiłam, że potrafiłam już po 9 rano być w budynku Parlamentu Europejskiego, a opuszczałam go dopiero o 21 albo nawet o 22. I cały czas coś robiłam.
Będzie też żałowała tego koczowniczego życia na walizkach, na trzy domy: w Brukseli, Krakowie i Gdyni. To było, jak mówi, interesujące.

- Przed laty myślałam, że jestem domatorką, a okazało się, że mam w sobie ducha nomadów - tłumaczy.
Mąż się cieszy, że wraca?
- Wiedział, że chcę być ponownie wybrana, więc martwi go, że moje życzenie się nie spełniło. Ale cieszy go, że będę mniej pracowała - kończy.

Prosić i dziękować

Dla Tadeusza Cymańskiego to pierwsza porażka w jego 24-letnim życiu politycznym. Twierdzi jednak, że przyjmuje ją z godnością. Bo nie takie upadki się widziało. Niepowodzenie dopadło go niemal po ćwierćwieczu nieprzerwanych sukcesów. Więc teraz musi się nad sobą poważnie zastanowić.

- Sukcesy rozpieszczają, a porażki uczą - tłumaczy. Mówi jednak, że nie jest na etapie lizania ran. To by było za mocno powiedziane. Chce tylko ochłonąć. Włożył w tę kampanię dużo serca, pracy i środków.

- Ze mną sprawa jest trudna - jeszcze nie jestem stary i już nie jestem młody - próbuje żartować.

Poza myśleniem, co dalej, będzie miał dużo czasu dla siebie i dla rodziny.
- Wreszcie pojadę na ryby, bo nie łowiłem przez rok. Pogram sobie w szachy, za którymi tęskniłem. Będę odwiedzał najbliższych. Mama to już staruszka i tak by chciała pobyć ze mną dłużej, porozmawiać. A ja ostatnio wpadałem do niej tylko jak po ogień. Tego mi też potrzeba, takiego wyciszenia. Także od mediów - przekonuje.

Najchętniej w rozmowie wraca do spraw partyjnych i wyborczych. Można odnieść wrażenie, że dla niego kampania jeszcze się nie skończyła. Jakby był nadal w kampanijnym ciągu. Owszem, przegrali jako Solidarna Polska, ale też te ponad ćwierć miliona głosów to kapitał, którego nie wolno im zmarnować i nie wolno o nim zapominać - wyjaśnia. - Te głosy nie pozwoliły na przekroczenie wyborczego progu, ale to sygnał, że Polacy chcą jednak zmian, i to takich, które nasza partia proponuje - twierdzi.

Wyraźnie się rozkręca, kiedy o tych zmianach opowiada. Mówi o braku poważnej dyskusji w kraju nad problemami społecznymi. O tym, że rządzi nami dyktatura statystyki. Że upajamy się rosnącym wskaźnikiem PKB, a nie widzimy rosnących obszarów ubóstwa.

Nie chce komentować nastrojów w Solidarnej Polsce i tego, czy partia się utrzyma. Wymijająco odpowiada, że najważniejsze jest zaufanie wyborców. Że oni prowadzili kampanię bez wsparcia budżetu i że udało im się wbić klinem w to podzielone już pole polityki polskiej.

Pytany o Tomasza Adamka przyznał, że bokser miał tysiąc głosów więcej od niego. Ale i tak jest rozczarowany jego wynikiem. Miał ciągnąć listę, ale daleko jej nie zaciągnął. - Swoją drogą, okręg śląski to kolejny bastion Platformy, a ściślej Jerzego Buzka - podsumowuje.

Co dalej? Musi to sobie wszystko poważnie rozważyć. Na pewno nie opuści koleżanek i kolegów z partii ani też ludzi, którzy mu zaufali - odpowiada.

Więc powrót do PiS syna marnotrawnego Cymańskiego raczej wykluczony? - dopytuję.
- Nie wiem. Ja nie roztrwoniłem majątku z nierządnicami. Więc mój były ojciec, który mi się przygląda z daleka, nie może powiedzieć o mnie: syn marnotrawny. Ja nie opuściłem domu rodzicielskiego PiS, tylko zostałem z niego wyproszony. Mam dużo sympatii dla byłych koleżanek i kolegów z tamtej partii, ale podzieliła nas ocena sytuacji i wnioski dotyczące kierowania Prawem i Sprawiedliwością. Ale na pewno - dodaje - możliwa jest współpraca na prawicy. Z tym że jak uczy porzekadło: spiesz się powoli, albo: nic na łapu capu - tłumaczy.

Start w przyszłych wyborach do polskiego parlamentu?
- Nie wykluczam - krótko odpowiada.

Czego mu będzie najbardziej żal? Na to pytanie nie odpowiada wprost. Mówi o projekcie Solidarna Polska. O tym, że właśnie z powodu tego projektu ustąpił miejsca Adamkowi. Jednym się to podobało, inni uważali go za idiotę. Ale tym gestem pokazał, na czym mu najbardziej zależy.

Teraz trzeba niejako wszystko zaczynać od nowa. Powtarza więc pewną myśl, którą mu przekazał przed laty jeden z polityków: stary, pamiętaj, że w polityce trzeba prosić, prosić i prosić, a potem dziękować, dziękować, dziękować.
- Wszyscy o tym wiemy, ale trzeba sobie to częściej przypominać - kończy rozmowę.

Na razie tylko pustka

Jan Kozłowski też wierzył w zwycięstwo. Teraz się budzi i myśli - co dalej? Opowiada, że podobnie się czuł w stanie wojennym, kiedy zwolniono go z pracy. Co prawda zaraz dodaje, że sytuacja jest nieporównywalna, ale za to uczucie pustki podobne.

Na razie jest szefem pomorskich struktur Platformy. Przejął tę schedę po Sławomirze Nowaku, który musiał ustąpić w związku z aferą zegarkową. Pełni więc obowiązki szefa w regionie i szczerze mówi, że się do dalszej pracy partyjnej nie pali. Że ta funkcja nie interesuje go. Podobnie jak stołek marszałka województwa pomorskiego. Najbardziej zainteresowany byłby pracą polityczną. Ale co to miałoby być? Na to pytanie jeszcze nie odpowiada.

Wyniki

Joanna Senyszyn, startując z Małopolski, zdobyła 34 588 głosów, Jacek Kurski w Warszawie - 9104 głosy, a Tadeusz Cymański na Śląsku - 9511 głosów.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki