Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Nazywam go Wielkim Berberem"- Elżbieta Kuźmiuk wspomina spotkania z Janem Pawłem II

Irena Łaszyn
Watykan, 8 listopada 1983 r. Elżbieta Kuźmiuk, kartograf i afrykanistka, podarowała Janowi Pawłowi II  plastyczną mapę Tatr z jego ulubionymi szlakami i miejscami
Watykan, 8 listopada 1983 r. Elżbieta Kuźmiuk, kartograf i afrykanistka, podarowała Janowi Pawłowi II plastyczną mapę Tatr z jego ulubionymi szlakami i miejscami archiwum Elżbiety Kuźmik
Elżbieta Kuźmiuk poprosiła Jana Pawła II by pobłogosławił złoty krzyżyk, który dostała od babci. Zanim go oddał popatrzył na nią przejmująco. 20 lat później podczas wypadku krzyżyk na jej piersi zgiął się w kształt papieskiego krzyża. Dwie osoby zginęły. Lekarze orzekli: to istny cud, że pani przeżyła.

Wciąż za nim pielgrzymowała. Ale po raz pierwszy rozmawiała z Janem Pawłem II nie w Polsce i nie w Rzymie, ale w Abidżanie, na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Ona podróżowała wówczas z dwójką przyjaciół po Czarnym Lądzie starym wyremontowanym gazikiem. On przybył do Afryki z pierwszą swoją pielgrzymką. Był rok 1980.
- W sobotni wieczór, 10 maja, czekaliśmy na Ojca Świętego na wielkim stadionie i uczestniczyliśmy w roztańczonej afrykańskiej mszy - wspomina Elżbieta Kuźmiuk, zwana Kuzią. - Następnego ranka w imieniu tamtejszej Polonii witaliśmy Papieża, po polsku, w katedrze Notre Dame. Wręczyliśmy mu chleb i sól, różę pustyni i garść saharyjskiego piasku. Był wyraźnie wzruszony. Przytulił nas, pocałował w czoło. A tuż przed północą przyjął na osobistej audiencji w ogrodach nuncjatury.

Opowiadając Ojcu Świętemu przygody z pustynnego szlaku, Ela wyznała, że od tego czasu nazywają go Wielkim Berberem. Podczas tej afrykańskiej podróży, w palmerii Ghardaji, w Algierii, spotkali bowiem pewnego Mozabitę z uwagą wpatrującego się w plakatowe zdjęcie Jana Pawła II, które mieli przytwierdzone na dachu samochodu, od wewnętrznej strony.
- Czy to jest Berber? - zapytał.
- Dlaczego tak myślisz? - zdziwiła się.
- A bo ma niebieskie oczy i taką białą czapeczkę, jaką noszą Berberowie - wyjaśnił.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ona odpowiedziała: - Tak, to nasz Wielki Berber!

Elżbieta dodaje, że potem, z tym "Wielkim Berberem" przemierzyli najdziksze zakątki Afryki Zachodniej i Centralnej, a w trudnych momentach podróży on ich wspierał.

Papież pobłogosławił

Po raz drugi spotkała Ojca Świętego 8 listopada 1983 roku, w Watykanie. Pojechała tam z Pelplińską Pielgrzymką, po wielkich perypetiach, bo ówczesna władza nie chciała jej dać paszportu. To wtedy, z okazji imienin Karola, wręczyła Papieżowi plastyczną mapę Tatr z jego ulubionymi szlakami i miejscami oraz dedykacją: "Wielkiemu Berberowi, naszemu wspaniałemu patronowi na afrykańskiej trasie Sahara-Abidżan-Kamerun, życzymy jak najczęstszych konfrontacji modelu z oryginałem. Geografowie z Warszawy". Oprócz mapy, Papież otrzymał specjalnie opracowany atlas Polski "Nasza Ojczyzna", z zaznaczoną trasą… przyszłych jego pielgrzymek. Był tam też Gdańsk, co w stanie wojennym wydawało się czystą abstrakcją.

Papież za dary podziękował, nawet je pochwalił i żartobliwie nakazał, by Elżbieta na tych swoich mapach zawsze malowała prawdę.

O dziwo, dobrze ją pamiętał. Ledwie się odezwała, wykrzyknął: - Patrzcie, nasza podróżniczka!
- Podczas tej audiencji, poprosiłam Ojca Świętego, by pobłogosławił mój krzyżyk - opowiada Elżbieta. - To cenna pamiątka, którą dostałam w prezencie od babci na Pierwszą Komunię Świętą. Jan Paweł II wziął ode mnie krzyżyk, ukrył go w dłoni i odszedł do grupy innych Polaków. Zaczęłam się niepokoić, że o mnie zapomniał. Po chwili jednak wrócił i oddał mi moją pamiątkę. Gdy na mnie spojrzał, miałam wrażenie, że przenika mnie wzrokiem na wskroś. Tak, jakby widział czy wiedział więcej…

Polacy w Lusace

Trzecie spotkanie z Ojcem Świętym nastąpiło w Lusace, w Zambii, 3 maja 1989 roku. Najpierw była msza na stadionie, do której Zambijczycy przygotowywali się od kilku miesięcy, szykując odświętne tradycyjne stroje i modlitwy w tanecznym rytmie. A wieczorem, w nuncjaturze apostolskiej, czekało na Papieża ok. 40 Polaków: księża misjonarze, siostry zakonne, miejscowa Polonia oraz rodacy na afrykańskim szlaku. Elżbieta podróżowała wówczas z Lidką z Warszawy, Jolą z Sopotu oraz Jędrkiem z Kabaretu Otto. I tym razem Jan Paweł II Elżbietę poznał, a ona zagadnęła: "Czy wiesz, nasz Wielki Berberze, że zdobyłeś najwyższy szczyt Afryki? Bo tam na szczycie Kilimandżaro, w księdze wejść, zostawiłam twoją podobiznę i obraz Czarnej Madonny, tak, by dbała o Czarny Kontynent". To bardzo się spodobało Ojcu Świętemu i powiedział: "Nadejdzie czas, że Afryka zadziwi świat".

W prezencie Jan Paweł II dostał rzeźbę Czarnej Madonny, wykonaną przez warszawskiego artystę. Ela miała ją w plecaku od kilku miesięcy, wiozła tysiące kilometrów.

- Było Święto Konstytucji 3 Maja, a flaga polska, którą trzymałam w ręku, podkreślała ten świąteczny nastrój - relacjonuje Elżbieta. - Potem Jędrek miał zagrać na gitarze "Barkę", ulubioną pieśń Papieża. Ćwiczył ją na całym naszym szlaku. Ale z tych emocji tak go zamurowało, że musiałam go uszczypnąć, by sięgnął po instrument. I w tym pomieszaniu zamiast "Barki" zagrał oazową pieśń "Liczę na Ciebie, Ojcze". A Ojciec Święty ją z nami zaśpiewał. Na koniec, ponieważ było to też święto Matki Bożej Królowej Polski, Papież zaproponował Apel Jasnogórski. I rozległa się kolejna polska pieśń w czarną, tropikalną noc…

Istny cud

Było to 9 lipca 2004 roku. Po powrocie z Malawi Ela miała kłopoty zdrowotne, wracała z lekarskich konsultacji, karetka wiozła ją ze szpitala w Słupsku do szpitala w Lęborku. Coraz mocniej lało.

- W pewnym momencie, zza ściany deszczu i migających wycieraczek, w oknie szoferki, zobaczyłam jakiś czarny obiekt lecący prosto na nas, wyglądał jak UFO - wspomina Elżbieta. - W pierwszej chwili nie skojarzyłam, że to sportowy samochód, który wpadł w poślizg. Czarny opel zbliżał się do nas lewym bokiem, z dużą szybkością. Pomyślałam, że to może ostatnia chwila mojego życia. Rok wcześniej, też 9 lipca, o godz. 9, w tragicznym wypadku zginął mój brat. Teraz była 8.56.

Przypadek? Przeznaczenie?

Zaparła się w fotelu, dłońmi mocno trzymając się oparcia. Pasy miała zapięte, bo kierowca i sanitariusz tego dopilnowali. Poczuła silne uderzenie oraz potworny stuk i chrzęst metalu. Fotel się załamał, zaczęła spadać. Straciła przytomność.
- Gdy się ocknęłam, to skonstatowałam, że znajduję się na wewnętrznym stopniu karetki, obrócona o 180 stopni względem fotela, na którym siedzę, z przekrzywionymi nogami i silnym bólem w klatce piersiowej. Nie mogłam ruszać szyją. Miałam zmiażdżony lewy kciuk.

Sanitariusz szybko mnie opatrzył. On wyleciał z karetki przez okno i w tym szoku nie wiedział, że ma uszkodzony kręgosłup, wszystkim pomagał. Także poturbowanemu kierowcy, który - jak się potem okazało - miał złamaną nogę i szczękę.
Elżbieta była poobijana, miała złamany mostek i krwiak w piersi. Krwotok, operacja, przetoczenie krwi, sączek, oddział intensywnej terapii.

Potem się dowiedziała, że kierowca czarnego opla i jego ośmioletni syn zginęli. Na liczniku samochodu było 180 km/godz.
- Któregoś dnia do mego łóżka podszedł sam ordynator, trzymając w ręce małe zawiniątko - opowiada Elżbieta. - Oddając mi je, upewnił się: to chyba pani? W białej gazie znalazłam mój złoty krzyżyk. Wyglądał jednak inaczej. Na skutek uderzenia zgiął się bowiem w kształt papieskiego krzyża. Mocno wzruszona, odpowiedziałam ordynatorowi: tak, to mój krzyżyk, ale gdyby pan wiedział… A on na to: Wiem tylko, że pani żyje i ma zdrowe kolana, więc trzeba iść do Częstochowy, podziękować za ocalenie. Moje zdumienie było ogromne, bo jak w przyśpieszonym filmie wróciły wspomnienia z 1983 roku, z Rzymu, kiedy to Ojciec Święty niespodziewanie wziął ten mój krzyżyk, długo trzymał go w swojej ręce, a potem oddał mi go z takim wyrazem w oczach, że aż mnie zmroziło. Czyżby wiedział, co się stanie ze mną za 20 lat? Teraz dopiero zrozumiałam, że wiedział i że mnie ocalił. Że to naprawdę cud.

Czasem ją ktoś pyta, czy po tym wypadku jej życie się zmieniło. Odpowiada wtedy: - Wiem, że otrzymałam drugą szansę, więc żyję bardziej świadomie, bo znam kruchość życia. Staram się żyć dobrze, pamiętając, że może to być mój ostatni dzień. Ta myśl wciąż mi towarzyszy, wciąż ją mam gdzieś z tyłu głowy.

W autobusie urodzona

Elżbieta skończyła geografię i afrykanistykę, jest znanym kartografem. A także - niezmordowaną podróżniczką. Może dlatego, że urodziła się w… autobusie? Żartuje, że to ta pierwsza podróż naznaczyła ją na całe życie.
- Moja mama jechała autobusem linii 101, kursującym niegdyś między Gdańskiem a Gdynią - opowiada Elżbieta. - Gdzieś w Sopocie, ok. 8 rano, ja zdecydowałam się przyjść na świat. Pan kierowca wyprosił więc pasażerów spieszących się do pracy (na pewno klęli na mój pomysł!), rzucił koc na silnik (wtedy takie silniki były w środku autobusu), jakiś sanitariusz czy student medycyny pomógł mi się wydostać. Ważyłam tylko 1800 g, bo byłam wcześniakiem, poszło sprawnie. Dzięki temu Sopot jest moim miejscem urodzenia, choć zazwyczaj sopocianie, z braku odpowiedniego szpitala, przychodzą na świat w Gdańsku lub Gdyni.

Od początku żyło się jej ciekawie. To mama zaszczepiła Eli zamiłowanie do przyrody i fotografii. Pracowała w gdańskim ogrodzie zoologicznym, można więc powiedzieć, że przyszła podróżniczka chowała się wśród egzotycznych zwierząt. Z lwicą Igą, która się tam urodziła, wręcz się zaprzyjaźniła, o czym świadczą rodzinne zdjęcia. To było oczywiste, że kiedyś wyruszy do afrykańskiego buszu, na sawannę oraz śladami Stasia i Nel.

I rzeczywiście, dorosła już Elżbieta zdeptała Afrykę wzdłuż i wszerz, wspinała się na wulkany i najwyższe szczyty, ba, nawet piramidy, spływała pirogą po rzece Niger, feluką po Nilu, pontonem po Zambezi i kajakiem po Okavango. Żaglowcem pływała po Atlantyku. Zjeździła też Europę, Bliski Wschód i Amerykę, chodziła po Alpach, górach Atlas i Synaju. Przedzierała się przez pustynie, kaniony i tropikalne lasy. Po Maroku wędrowała z karawaną wielbłądów. Pielgrzymowała szlakiem biblijnym po Egipcie i Izraelu, szlakiem św. Pawła po Grecji i Włoszech, a w polskich górach szukała śladów Karola Wojtyły.

Gdańszczanka z Warszawy

Mieszka w Warszawie, ale nadal czuje się gdańszczanką. W Oliwie zachowała zresztą rodzinne mieszkanie. Zapowiada, że niebawem wróci do niego na stałe.

- W stolicy tylko koczuję - uśmiecha się Elżbieta. - W świecie z dumą opowiadam o moich łąkach z Doliny Radości, urodzie lasu oliwskiego i ulubionych zakamarkach parku oliwskiego. Przy Adasiu (czyli pomniku wieszcza Mickiewicza) uczyłam się do matury, tu przyprowadzałam wszystkich gości…

Ale Wielkiego Berbera nie miała możliwości osobiście w Gdańsku przywitać. Dlatego malowane ręcznie panoramiczne widoki Gdańska i Krakowa oraz malowaną mapę Dziedzictwo Polski, przekazała Ojcu Świętemu za pośrednictwem gdańskiego arcybiskupa. To było w czerwcu 1999 roku. Potem się dowiedziała, że krakowska panorama, jej współautorstwa, zawisła w papieskich apartamentach w Watykanie. Była tam nawet za pontyfikatu Benedykta XVI. A ta plastyczna mapa Tatr, z ulubionymi szlakami Ojca Świętego, znalazła się w holu Radio Vaticana.

Złoty krzyżyk, podarowany przez babcię i pobłogosławiony przez Jana Pawła II, Elżbieta nosi do tej pory.
- Nie rozstawałam się z nim nawet podczas wyjazdów do różnych egzotycznych krajów, mimo prawdopodobieństwa kradzieży czy nieprzychylnych reakcji wyznawców innych religii - podkreśla.

Elżbieta wierzy, że obecny kształt krzyżyka to nie przypadek. Jan Paweł II był i jest w jej życiu kimś bardzo ważnym. Wciąż się czuje jego dłużniczką. Nie wyklucza, że to jemu zawdzięcza ocalenie. Martwi się więc, że nie może uczestniczyć w kanonizacji.

- Byłam z nim na placu Zwycięstwa w Warszawie, kilka razy na krakowskich Błoniach, na Zaspie, na Westerplatte, w Ludźmierzu i w Zakopanem pod Krokwią, na mszy pogrzebowej na błoniach krakowskich, no i na placu św. Piotra podczas beatyfikacji, ale z uwagi na stan zdrowia, teraz nie mogę pojechać do Rzymu - mówi.
Zapewnia jednak, że 27 kwietnia i tak będzie dla niej wielkim świętem, bo spędzi ten dzień z przyjaciółką Lidką, z którą witała Jana Pawła II w Abidżanie i Lusace.

Obie z Lidką nazywają Ojca Świętego Wielkim Berberem.

Kim jest Elżbieta Kuźmiuk

Geograf-kartograf, afrykanistka. Gdańszczanka, chwilowo z Warszawy, urodzona w 1952 r. w Sopocie, a dokładnie - w autobusie linii 101. Podróżniczka i fotograf. Pracowała m.in. w Instytucie Afrykanistycznym we Freiburgu, w Instytucie Rozwoju i Departamencie Demografii Ministerstwa Ekonomii i Planu w Abidżanie (Wybrzeże Kości Słoniowej). Była współzało-życielką Redakcji Kartograficznej Geokartu i pierwszym polskim dyrektorem wydawnictwa Geocenter International Bertelsmann. Współautorka Kompleksowego Atlasu Afryki i Narodowego Atlasu Afganistanu. Od 20 lat prowadzi w stolicy własną firmę wydawniczo-kartograficzną Topkart & Terra Nostra, tworzy znane w świecie panoramiczne retromapy. Pierwsza powstała panorama Gdańska, przygotowana z okazji 1000-lecia miasta. Potem było kilkadziesiąt innych, np. Wenecji, Jerozolimy, Watykanu, Berlina, Lwowa, Kijowa czy Krymu. Zrobienie jednej zajmuje zwykle dwa lata.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: "Nazywam go Wielkim Berberem"- Elżbieta Kuźmiuk wspomina spotkania z Janem Pawłem II - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki