- Nic nie uzdrowi żony i syna, ale nagle dzięki wsparciu wielu ludzi ciężar mego krzyża stał się mniejszy - mówi 57-letni Zbigniew Płocki, elektryk z gdyńskiego portu.
Tuż po Wielkanocy pan Zbigniew, z synem, 24-letnim Pawłem, znajdującym się od dziesięciu lat w stanie wegetatywnym i żoną Katarzyną z niedowładem rąk i nóg, wyprowadzi się z 26-metrowej klitki na drugim piętrze "hotelowca" przy ul. Zamenhofa w Gdyni. Decyzją prezydenta Wojciecha Szczurka Płockim przydzielono 46-metrowy lokal na parterze bloku przy ul. Żelaznej na Pogórzu.
- W największym pokoju, z balkonem, postawimy łóżko Pawła - pokazuje Płocki. - Kończymy remont kuchni, łazienki, tapczan czeka w naszej sypialni. A Kasia, która od 10 lat nie wychodziła z domu, będzie mogła usiąść na balkonie i popatrzeć na drzewa.
Przez ostatnią dekadę Płoccy nie szukali pomocy. Jedynie pan Zbigniew, na którego barki spadła konieczność pielęgnacji i rehabilitacji syna, znoszenia żony na plecach z drugiego piętra do lekarza, robienia zakupów i utrzymania rodziny, pisał kolejne listy do premiera.
Prosił o wcześniejszą emeryturę by mógł poświęcić cały swój czas na opiekę nad dwojgiem niepełnosprawnych. Mimo 40 lat pracy w porcie, nie miał jednak szans na otrzymanie świadczeń emerytalnych - nie zezwalają na to wprowadzone w 1998 r. przepisy. Alternatywą była rezygnacja z pracy i pensji (ok. 2,5 tys. zł na rękę) i zgłoszenie się po zasiłek - 620 zł. To jednak nie wystarczyłoby na utrzymanie rodziny...
Na początku tego roku zdesperowany gdynianin napisał list do jasnowidza, Krzysztofa Jackowskiego. Spytał, jak długo wytrzyma 12-godzinną pracę w porcie, a po powrocie opiekę nad żoną i synem. Jackowski poprosił nas o interwencję. Efekty publikacji reportażu o Płockich w "Dzienniku Bałtyckim" i kilku innych gazetach naszej grupy prasowej, przyniosły niespodziewane rezultaty.
- Dzwonili i pisali czytelnicy z całego kraju i z zagranicy - wspomina Zbigniew. - Niektórzy po to, by wesprzeć mnie słowem i modlitwą, inni oferowali pomoc - pieluchy, środki czystości, jakiś sprzęt. Odmawiałem, bo w naszym dotychczasowym mieszkaniu nie ma nawet gdzie szpilki włożyć.
Gdyński MOPS rozpoczął poszukiwania lokalu, w którym mogliby zamieszkać Płoccy. Mieszkanie na Pogórzu trzeba było jednak wyremontować i wyposażyć. Swój czas poświęcił kolega Zbigniewa z pracy, pan Emil, który dysponuje wózkiem inwalidzkim, wozem z przyczepką i zabiera panią Kasię na zakupy.
Nie byłoby ich jednak stać, by kupić lodówkę, pralkę, meble, zapłacić za pracę rzemieślników, poleconych przez MOPS, gdyby nie wsparcie finansowe od wielu dobrych ludzi.
- Koledzy męża zebrali 900 złotych, pięć tysięcy zł przekazał pracodawca, gdyński port - wylicza Katarzyna, która prowadzi domowe rachunki. - Dochodziły też przesyłki od osób z całej Polski. Dzięki nim stać nas na przygotowanie domu.
Niektórzy darczyńcy wpłacali po kilka złotych.
Wzruszony Zbigniew opowiada o anonimowym przekazie na 10 zł z dołączoną kartką "Bóg z Tobą". Ustalił miasto, ulicę, numer domu, skąd doszła przesyłka, wysłał podziękowania.
Pomoc będzie potrzebna także przy przeprowadzce ciężko chorego Pawła i jego matki.
- Pani Klaudia Głodowska z MOPS skontaktowała się z harcerzami z ZHR, którzy pomogą nosić rzeczy i obiecała samochód z kierowcą do naszej dyspozycji - mówi Płocki. - Zamówiłem już karetkę przewozową dla naszego Pawła. To duże wyzwanie, ale wiem, że damy radę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?