Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Małkowski: Mogłem zostać w Lechii Gdańsk, ale nie chciałem być dla pieniędzy [ROZMOWA]

Patryk Kurkowski
Tomasz Bolt/Polskapresse
Sebastian Małkowski, kontuzjowany bramkarz Bytovii Bytów, mówi o bolesnym rozstaniu z Lechią Gdańsk oraz... o prześladującym go pechu.

Dlaczego odszedł Pan z Lechii?

- Chciałem odejść, bo nie chciałem siedzieć na ławce. Widziałem już na samym początku przygotowań, że trener nie będzie na mnie stawiał, tylko na kogoś innego. Jestem facetem na tyle ambitnym, że nie chcę siedzieć na ławce, nie chcę być w trzecioligowych rezerwach. Nawet jeśli bym się pojawił w pierwszym zespole, to byłbym rezerwowym. Mnie to nie zadowalało i chciałem grać.

Jak przebiegło rozwiązanie kontraktu?

- Rozwiązanie kontraktu z klubem szło trochę opornie. Akurat udało mi się w przedostatni dzień okienka, ale co z tego, skoro kluby miały już dopięte składy. Zadzwonił wtedy do mnie trener Paweł Janas, żebym pomógł Bytovii w awansie do I ligi, a przy okazji sobie pobronił. Dzięki temu miałbym odbudować formę.
Dlaczego rozwiązanie szło tak opornie?

Początkowo było ciężko. Klub wolał mnie wypożyczyć. Stało się, jak się stało. Rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron.
Nie pasowało Panu wypożyczenie?

- Był na początku pomysł, aby mnie wypożyczyć, ale to były kluby, które mnie nie interesowały. Jeden był z ekstraklasy, ale nie zadowalała mnie walka o utrzymanie, miałem większe aspiracje. Męczyłem się, że jestem w rezerwach, że nie jestem brany pod uwagę, że jestem odsunięty na bok. Usiadłem wtedy z żoną, rozważyliśmy wszystkie za i przeciw i doszliśmy do wniosku, że trzeba zmienić otoczenie. Nie ukrywam, że rozwiązując umowę, ciężko mi było się z tym pogodzić. Tutaj dostałem szansę na najwyższym poziomie, nigdy tego nie zapomnę. Były wzloty, były upadki, ale tak jest w życiu.

Pan nie mieścił się w kadrze pierwszej drużyny, a Lechia szukała wówczas innego bramkarza. Jak Pan odbierał te doniesienia?

- To wypłynęło, jak byliśmy na obozie w Grodzisku. Już wtedy napływały do nas informacje, że klub szuka bramkarza. I w tamtym momencie wiedziałem, że nie jestem brany pod uwagę przez trenera Michała Probierza. Nie mam o to żalu. Wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie jak mężczyźni.

Słyszałem, że nie było Panu po drodze z trenerem Probierzem.

- Wiadomo, trener Probierz ma silny charakter. Ja też mam na tyle silny, że mam swoje zdanie i jeśli coś mi się nie podoba, to potrafię o tym powiedzieć. Nie będę tego mówił w szatni między kolegami czy gdzieś poza szatnią. Rozmawialiśmy, wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie.

To prawda, że chodziło o niezadowalające zajęcia z Krzysztofem Słabikiem, trenerem bramkarzy?

- Nie chcę się wypowiadać na ten temat.

Rozmowa z trenerem Probierzem wpłynęła na to, że został Pan odsunięty od drużyny?

- Wydaje mi się, że nie. Przegraliśmy dwa mecze po 1:4 i to był główny aspekt.

Trener Probierz powiedział coś Panu?

- Miałem walczyć. Robiłem swoje, ale nie udało się. Można powiedzieć, że przegrałem rywalizację. Dostałem dzwona przed wylotem do Turcji, gdy się dowiedziałem, że nie ma mnie w kadrze. Wtedy wiedziałem, że mój czas w Lechii dobiega końca. Ciężko mi się o tym mówi.

Czuł Pan, że przegrał rywalizację?

- Dostałem takie sygnały, ale nie mogłem się z tym pogodzić. Takie były kogoś odczucia, moje są inne. Wiadomo - co człowiek, to inna opinia. Przyjąłem to do wiadomości i dalej ćwiczyłem.

W mediach mówiło się już wtedy, że Lechia rozmawia z trenerem Dariuszem Wdowczykiem. Nie pomyślał Pan wtedy, aby poczekać na przebieg wydarzeń i liczyć na szansę u nowego trenera?

- Mogłem poczekać, mogłem grać w tych rezerwach. Mogłem pobierać wynagrodzenie, ale taki nie jestem. Chciałem po prostu grać, odbudować się. Nie interesowało mnie tylko trenowanie.

Oferta z Bytovii była z gatunku tych last minute?

- Dokładnie. Chciałem pomóc Bytovii w awansie, chciałem móc to sobie zapisać w swoim CV. Mimo że jest to druga liga, to poziom nie jest gorszy niż w pierwszej. Mieliśmy kilka sparingów z drużynami z pierwszej ligi i pokazaliśmy, że możemy grać jak równy z równym. Miał być awans, miała być moja pomoc, ale zagrałem tylko w trzech meczach. Jest, jak jest, ale nie tak to miało wyglądać.

Chciał Pan dograć sezon w Bytowie, a następnie szukać klubu w ekstraklasie czy w I lidze?

- Był taki temat, że po sezonie siadamy, rozmawiamy i wracam do jednego z klubów ekstraklasy. Ale przypadek czy pech sprawił, że mam kontuzję. Temat już ucichł, może wróci, ale nie wydaje mi się. Zanim ja wrócę, to pewnie kadrę sobie zapełnią. Trzeba będzie czekać na zimowe okienko, gdy ktoś będzie kogoś potrzebował. A jeśli nie, to spróbuję za rok.

Skąd tak liczne urazy u Pana?

- Wydaje mi się, że to pech. Dbam o wszystko - o odżywianie, prowadzenie się w życiu osobistym. Robię wszystko, co należy. Nie piję, a jeżeli już piję, to po sezonie. Odżywiam się zdrowo, bo żona gotuje dla siebie, dzieci i dla mnie. Myślę, że to jest pech. Nie było też tak, że doznawałem kontuzji przy kontakcie fizycznym - przy zderzeniu. Ani razu nie było żadnego kontaktu.

W ostatnich latach spędził Pan więcej czasu na rehabilitacji niż na boisku.

- Przez ostatnie dwa lata rzeczywiście spędziłem mnóstwo czasu w gabinetach i na rehabilitacji. Pierwsze dwa urazy wykluczały mnie z gry na dwa tygodnie, teraz mogę powiedzieć, że takie kontuzje mógłbym odnosić co miesiąc. Bo to nie to samo co zerwanie więzadeł i przerwa na kilka miesięcy. Latem ubiegłego roku udało mi się wrócić do pełni sił, ale doszło do zmiany trenera, wrócił też Mateusz [Bąk - przyp. aut.]. Skorzystałem na jego urazie. Wówczas pomyślałem, że karty się odwróciły. Zagrałem kilka meczów, początkowo szło mi dobrze, ale potem dopadła nas obniżka formy i trzeba było coś zmienić. Padło akurat na mnie.

Czuł Pan od razu, że to kolejny groźny uraz?

- Miałem nadzieję, że to nie jest zerwanie więzadeł, bo były nieco inne objawy. Przed rokiem nie mogłem zgiąć nogi. A teraz było inaczej. Nie mam obrzęku i funkcjonuję normalnie - mogę chodzić, jeździć samochodem. Mogę żyć jak normalny człowiek, ale nie mogę uprawiać sportu.

Czeka Pana półroczna przerwa?

- Mam nadzieję, że wrócę szybciej. Tak jak było w poprzednim przypadku, gdy miałem mieć przerwę pół roku, a po trzech miesiącach już biegałem. Jestem twardym i ambitnym facetem i nie odpuszczę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki