Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bene Rychter: Bocian, niczym F-16, wylądował na naszym gnieździe o godzinie 13.24

Gabriela Pewińska
archiwum prywatne
O pierwszym bocianie, wojnie i kurniku á la Ludwik XV mówi "Bene z wsi", czyli aktor, mistrz epizodu filmowego Bene Rychter

Poniedziałkowy e-mail od ciebie: "Kubuś wylądował o 13.24 na naszym gnieździe" przyszedł między newsem o sytuacji na Ukrainie a informacją o propozycji kredytu z gwarancją.
W zalewie informacji zagubiliśmy się. Ostatnio na jakimś portalu przeczytałem: "Co sądzicie, będzie trzecia wojna światowa? Jak sobie ją wyobrażacie?". Ludziom się wydaje, że taka wojna to będzie fajna rozrywka w telewizji. Wezmą sobie piwko, kanapkę z szynką i będą się gapić.

I żeby tylko prądu nie wyłączyli.
O! Pamiętam kilka lat temu taką awarię w mieście. Normalnie kataklizm! Nagle winda nie działa! Światła nie ma! Nawet komórka siadła. Bezradni ludzie w obliczu końca świata! A wracając do wojny. Jak się na Ukrainie strzelanina zaczęła, zadzwoniła do mnie mama staruszka, ciotki, wujkowie - przedstawiciele pokolenia, które naprawdę wojnę przeżyło. Wszyscy przerażeni, co będzie! I wszyscy z propozycją nie do odrzucenia: "Benuś, jak tak, to my przyjeżdżamy do ciebie! Na wsi się da jakoś uchować przed tym wszystkim". Masz ci los! Dom, fakt, mam podpiwniczony, grube mury, spiżarnia pełna, można przeżyć. Nawet jakby bomba strzeliła w staw, to ryb nie trzeba łowić, byłoby co jeść...

Gorzej, gdyby strzeliło w obornik, który wczoraj rozrzucałeś...
Mamuśka miała jedno zmartwienie: "Pamiętam, synuś, jak walą z tych dział, to się kury nie niosą". No racja, bez jajek trudno wyżyć. Ale zapytaj jakiegoś młodego miastowego, jak sobie wyobraża wojnę, to mówi, zachwycony, że będą ładne poświaty, kolorowe fajerwerki, sylwester! My tu gadu-gadu o wojnie, a dziś rano wychodzę przed dom, a tu świt taki piękny, szpaki na drzewach niczym szyszki. Chełmoński jak żywy! Zdążyłem to uwiecznić, a trwał ten koloryt może z pół minuty. O! Lecą boćki na łąkę! A nasz bociek ruszył wczoraj na południe. Po kobitę.

W tamtym e-mailu, który zatytułowałeś "Wylądował 13.24", to mi zabrzmiało, jakby usiadł ci na podwórku F-16.
Pewnie ranga nie mniejsza. Przylot bocianów na wiosnę to dla mnie było zawsze wydarzenie. Element krajobrazu bardzo polski. Chyba z mlekiem matki wszyscy wyssaliśmy tęsknotę za bocianem. Jest przypowieść o tym, że bociany cierpią za nasze dusze, dlatego muszą tak migrować całe życie. Kochamy bociany, a tak mało wiemy o tych ptakach.

Że żaby jedzą.
I że są wierne. Bzdura, przeważnie łączą się w pary tylko na jeden lęg, a żabka dla bociana to tak jak dla nas kanapka z dżemem i musztardą. Ostateczność. Przysmakiem bociana jest kret. Ale ponieważ bociek nie dałby rady połknąć jego potężnych łap, musi je najpierw dziobem odrąbać.

A ten twój bocian to jest ten sam od lat?

(śmiech) Jeden znany pan reżyser spytał mnie niedawno o to samo. Odpowiedziałem mu: - Stary, wybacz, ale żeby toto miało jakieś cętki, paski, jak u człowieka - braki w uzębieniu, to bym może i rozpoznał, który jest który. A tu nic, tylko białe, czarne, z czerwonym ryjem. Jest oczywiście sporo bocianów zaobrączkowanych, ale wejdź tu teraz do gniazda i narażaj się!

Takie głupie pytania często ci miastowi zadają? Przyjeżdżają do ciebie na okrągło różni artyści z warszawki.
Ja już żyję na tej mazowieckiej wsi trzynasty rok. Jestem przez wszystkich postrzegany jako wsiura. "Bene z wsi". Jest między wsiurami a miastowymi duża różnica w podejściu do przyrody. Kiedyś przyjechał do nas jeden młodzieniec. I nagle, ni stąd ni zowąd, ułamał babci jabłonce gałąź. Ofuknąłem go, a on zdziwiony. Wytłumaczyłem, że drzewo jak zwierzę, też żyje, dlatego nie można go ranić.

Myślę sobie, cokolwiek nie działoby się na świecie, polityka, trąby powietrzne, ocieplenie klimatu, wybory do Parlamentu Europejskiego, deszcze, huragany, na twoim podwórku, jak czytam w listach, zawsze tak samo. Bociek przylatuje i odlatuje.
Przeprowadzając się tutaj, byłem trochę takim porządkiem rzeczy przerażony. Bo w mieście to tak: Na rogu Jana Pawła i kardynała Wyszyńskiego wypadek, babę na pasach potrąciło, parę przecznic dalej napadli na bank, tu premiera kinowa, tam manifestacja pielęgniarek, którą przecina pochód kochających inaczej. Dzieje się! Postrzegałem świat jako miastowy. A na wsi, co? Wiosna... Lato... Upał, błoto, deszcze... Zima. Nuda. Nieprawda! Pan Bóg, natura jest największym reżyserem!

W liście z marca minionego roku piszesz do mnie : Właśnie mamy na termometrze minus 28 stopni. Ale ptasiorki mają słoninkę i smalczyk, a wczoraj, jak zaniosłem ciepłą wodę do kur, to pod moimi nogami kogut kurę se bzyknął. Mądra ta matka natura! Na mrozy żreć słoninę i się ciupciać!

Jest książka "Cena miłości" V. Droshera, o naturze świata zwierząt, jak bardzo jesteśmy my, ludzie, do zwierząt podobni. W głębinach oceanu żyje sobie stworzenie zwane bonelią. Ma kształt ogórka zakończonego długim wąsem. Jej larwa zaś jest tyci - drobniutka, pływa sobie tu i tam - dopiero jak przypadkowo dotknie ryjka wielkiej samicy, osadza się na nim i po niewielu dniach przeobraża w milimetrowego... samca! Podobny do pryszcza, wędruje ów po ciele swojej olbrzymiej małżonki, wnika do jelita, potem do jajowodu. I tam się z nią zrasta, pasożytując, czyli mówiąc po naszemu, żre i żyje na koszt kobity! Od razu przypomina mi się Kowalski z trzeciego piętra, pan Romek, który bez przerwy wystaje pod spożywczakiem...

Stefan, mąż pani spod piątki...
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że życie w zgodzie z naturą wyostrza ogląd świata. Analizując mój życiorys-piciorys, coraz bardziej jestem pewien, im dłużej tutaj mieszkam, że ta przeprowadzka to był dar, prezent od Pana Boga. Wieś nadała sens mojemu życiu. Nic dziwnego, że coraz więcej ludzi wyprowadza się z miast. To ucieczka od świata, pod skrzydła matki natury. Bo tu jest wszystko uporządkowane. W mieście mój porządek świata wyznaczał "Dziennik" o 19.30 lub 7 rano - podbicie karty w fabryce. A tutaj... Pamiętam, jak posadziłem sadzonkę gruszy, jak ona kwitła. Miałem ochotę jej gumiakiem przykopać w korę i wrzasnąć: Kurde, co tak długo?! Miastowe postrzeganie: wchodzisz do sklepu i kupujesz pół kilo gruszek. Płacisz i do widzenia. Jesteś pan! A tu kwiatki, zalążki, pączki, co jest, psiakrew?!

Natura uczy pokory.
Zrobiliśmy z naszego życia jeden wielki sklep. Najważniejsze to kupić, sprzedać, sprzedać, kupić. I tak w kółko. I nagle widzimy bociana na gnieździe i jesteśmy w szoku! Jak to? A jakimi liniami on leciał? Tanimi? A za ile? Takie miastowe głupawki.

A ten twój bocian to co za jeden właściwie?
Pamiętam, jak się tu sprowadziłem. Przychodzili miejscowi zobaczyć pana aktora, ile worków pieniędzy przywiózł, jakie to złote klamki będzie robił. A i ja ciekaw tych ludzi byłem, bo nagle czułem się, jakbym wjechał do kenijskiego buszu, ciekaw byłem ich obrzędów, zachowań, języka. To jak z tą bonelią, niby dziwadło, a jak się przyjrzeć bliżej, to się niczym od nas nie różni. Którejś wiosny jeden z miejscowych mówi: - Bene, ty musisz zbudować gniazdo bocianie, boćki pchają się, by u ciebie zamieszkać. Od razu przypomniało mi się powiedzenie: "Gdzie bocian mieszka, tam szczęście mieszka". A zleciało się ich sporo! Zapaliłem się, poczułem się wybrany! Jeden z rolników koło żelazne mi przyniósł, że na nim zbuduję bociani dom. Nic nie wiedziałem wtedy o budowaniu gniazda, głupot narobiłem. Nawaliłem do gniazda słomy, a bocian nie znosi słomy. Zlekceważył więc moją konstrukcję. Zacząłem budować na nowo, z innego drewna, z innych gałęzi.

I co?
Przyleciały! Co znamienne, jak okoliczne bociany są od lat w danym regionie i powstaje nowe gniazdo, bo nowo przybyłe chcą się osiedlić, to te stare wygi nie pozwolą! Będą się tłukły do krwi! Zachowania bardzo podobne człowiekowi: "A skąd ty?! To nasza ziemia! To nasz Krym, dalej, jazda stąd! Wypas mi tu!". To samo bociany: "Obcy? Jaki obcy?! Ja też jestem bocian! Ale obcy! Ty tu nie mieszkałeś! Wynocha!".

W tym roku twój bocian przyleciał wcześniej.
Bardzo się ucieszyłem. Rok temu, jak wylądował, była jeszcze zima, śnieg, tośmy go dokarmiali. Kiedyś w radiu usłyszałem informację, że przyleciała para bociania. Od razu wiedziałem, że to bzdura, bo zawsze pierwsze przylatują chłopy! Chłop poprawi gniazdo, załata, zrobi atmosferę...

A panna na gotowe...
Kobicie oczywiście naużala się, ile on to kasy nie wydał na te remonty, czego on tam nie zrobił, jak cudownie urządził, a tak naprawdę żarł cały dzień, wieczorem jednego patyka przyniósł i sobie poleciał w cholerę. Po babę, bo chałupa gotowa. A co ja się z tym gniazdem umordowałem, to już jest nasza słodka, męska tajemnica. Po męsku potrafią się też bić bociany o gniazdo, zupełnie jak kandydaci do Parlamentu Europejskiego o michę. Kto ma za sobą inne bociany we wsi, ten wygrywa!

Ty masz za sobą bociany we wsi.

I dobrze, bo one, tak się mówi, chronią domostwo od pożogi. Wiesz, myślenie tu takie - jakby w chałupę piorun strzelił i teściową, a może i kobitę szlag trafił, to "nieszczęście, panie, było", ale nie daj Boże, jakby spłonęły obora czy chlew! Cały majątek życia by wcięło - to to jest dopiero tragedia! Stąd szacunek chłopski dla tego ptaka, pomoc w gniazdowaniu. Ale czy one w tych móżdżkach zakodowały sobie to, że im pomagamy, to nie wiem.

Ciesz się, że ten twój doleciał w ogóle, bo w Libanie strzelają do bocianów...
A w Afryce na nie polują, bo bociany dla nich to jak kaczuszka dla nas. Ale wracając jeszcze do tego gniazda, to onego roku, jak wysiedziały dwa młode, to ja miałem lato z głowy! Siedziałem na tarasie z lornetką i całymi dniami miałem tu Disneya, Discovery i Planete w jednym. Za darmo!

W sierpniu napisałeś: "Z pewnom nutką dekadencyi zawiadamiam, że w Św. Bartłomieja (24VIII) jak co roku , z dokładnością co do dnia - odleciał OSTATNI Bocian. Przyleciał wczoraj pożegnać się: poprawił piórka, pogmerał w gnieździe, wysrał się trzy razy i położył się spać. Odleciał o 4.26 jak doniosła sarenka nad stawem. Kot Siusiak był załamany, a i psy rano wyglądały jakoś niewyraźnie.

Sytuację próbowała ratować czapla siwa, która usadowiła się w opuszczonym gnieździe. Ale to nie to... No, ale mamy wiosnę, więc ja do obory, do kurnika. Wpadło mi ostatnio w ręce ogłoszenie. Za równe sto tysięcy dolarów można nabyć najbardziej wykwintny dom dla kur. Wzorowany jest na klasycystycznym pałacyku zbudowanym przez Ludwika XV dla jego metresy Madame Pompadour. To wielopoziomowe mieszkanie składa się z gniazd z grzędami, pokoju dla niosek oraz biblioteki z książkami o hodowli kur. Do tego karmniki, poidła oraz eleganckie żyrandole... Taki prezent dla bogatych.

Rozumiem, że wchodzisz w to?
No, trzeba jakoś iść ze światem, aż taki wsiurowaty to znowu nie jestem...

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki