18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozytywne Inicjatywy: Mała organizacja z Pucka przejmuje stery w szkole w Kokoszkach

Anna Mizera-Nowicka
Pozytywne Inicjatywy
Organizacja Pozytywne Inicjatywy najpierw wzięła się za żłobki na Pomorzu, a teraz porywa się na prowadzenie szkoły w Gdańsku Kokoszkach. Pozytywne Inicjatywy chcą, by szkoła w Kokoszkach przypominała tę, jaką stworzyli w Pucku. W Gdańsku uczniów będzie jednak trzy razy więcej.

Kto wychodzi przed szereg, musi się liczyć z tym, że oberwie - odpowiada z uśmiechem Arkadiusz Gawrych, prezes fundacji Pozytywne Inicjatywy, kiedy pytamy, czy nie ma dość po lawinie pretensji, jaka ruszyła, kiedy otwarcie obiecywanych przez niego żłobków się opóźniało. - I tak uważam, że odnieśliśmy sukces. Za środki unijne otworzyliśmy 66 żłobków. Wcześniej w całym województwie było ich 67. Nikt w Polsce nie stworzył tak rozległej sieci żłobków.

Ten "sukces" oraz wiele innych - np. zakup jachtu za pół miliona złotych do szkolenia młodzieży z Pucka i okolic, nagranie razem z prezydentową Anną Komorowską płyty "Fala Dobra" czy założenie od zera puckiego Zespołu Szkół im. Macieja Płażyńskiego - tylko pobudziło apetyty członków Pozytywnych Inicjatyw. Ostatnio fundacja wystartowała w budzącym gorące emocje konkursie na operatora wielkiej szkoły w Gdańsku Kokoszkach. Publicznej placówki, budowanej przez władze Gdańska za ok. 36 mln zł. I wygrała.

- Nasz pucki zespół szkół funkcjonuje od czterech lat. Mamy ponad 200 uczniów. Jeśli ten mechanizm zadziałał w Pucku, gdzie subwencja oświatowa wynosi 414 zł na ucznia, czemu ma nie zadziałać w Kokoszkach, gdzie subwencja będzie dwa razy większa? - pyta Gawrych. Tym, że sprawa konkursu na prywatnego operatora szkoły trafiła już do prokuratury, wojewody, CBA czy resortu edukacji, prezes się nie przejmuje. Jest przekonany, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem.

Człowiek księdza

Arkadiusz Gawrych ma 29 lat. Jako mały chłopiec chciał zostać architektem. Skończył jednak Wydział Ekonomiczny Uniwersytetu Gdańskiego i trafił na staż dla bezrobotnych do Urzędu Miasta w Pucku. Potem pracował w Urzędzie Gminy Kosakowo. Jak pisze o sobie na swojej stronie internetowej, "zaczynając z kapitałem jednego ołówka i głowy pełnej pomysłów, zrealizował swoje marzenie. Z pomocą samorządowców oraz najaktywniejszych organizacji pozarządowych stworzył fundację Pozytywne Inicjatywy".

Jako 25-latek, przeszło trzy lata temu wystartował w wyborach na burmistrza swojego miasta. Przeszedł nawet do drugiej tury. Przegrał z urzędującym wcześniej burmistrzem Markiem Rintzem.

- Był znany jako człowiek ks. Jana Kaczkowskiego, który założył Puckie Hospicjum. Dlatego tyle ludzi na niego głosowało. Nie wygrał, bo zarzucano mu, że jest za młody na taką funkcję - mówi pragnący zachować anonimowość mieszkaniec Pucka, który miał okazję poznać Arkadiusza Gawrycha. - Może i dobrze, bo się zaangażował w Pozytywne Inicjatywy.

O Pozytywnych Inicjatywach zrobiło się głośno, gdy w 2012 roku Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zdecydowało, że przekaże środki unijne na 14 z 15 złożonych przez organizację wniosków. Oznaczało to, że mała wówczas organizacja, która dotąd nie prowadziła żadnego żłobka, otrzyma ok. 25 mln zł na otwarcie ponad 60 tego typu placówek na całym Pomorzu. Wszystkie będą kierowane przez ok. 20-osobowe centrum administracji, znajdujące się w Pucku.

- To nie będą przechowalnie dzieci. Będzie monitoring, dietetyk i "superniania". Wszystko zacznie działać w styczniu 2013 roku - zapowiadał.

Od początku nie wierzyli mu trójmiejscy samorządowcy. - To mamienie ludzi - mówiła wiceprezydent Gdańska Ewa Kamińska. Zamiary Gawrycha nazywała też porywaniem się z motyką na słońce. Wtórowała jej wiceprezydent Gdyni Ewa Łowkiel, podkreślając, że nie da się tak szybko pozyskać lokali i odpowiednio ich zaadaptować. Miały rację. W lipcu 2013 roku wciąż nie działało blisko 20 żłobków. Ostatni, sopocki, został otwarty z prawie rocznym opóźnieniem, w grudniu 2013 r.

- Dzwoniliśmy, pytaliśmy i ciągle nas zbywali. Mówili, że jeszcze tydzień, potem, że jeszcze miesiąc, i tak w kółko. A ja nie miałam co zrobić z córką. Teściowa już się obraziła, że ciągle jej wpycham dziecko, siostra też miała dość - opowiada pani Magdalena z Sopotu. - W końcu nie wytrzymałam. Napisałam do nich w emocjach, że najchętniej bym podłożyła im bombę, ale ponieważ to wiele nie zmieni, może lepiej zaproponuję pomoc. Odpisali wszystkim rodzicom, żeby pomóc im znaleźć jakiś lokal. To był absurd.

Oczy ze zdumienia przecierali także rodzice z kilku innych gmin, m.in. z Wejherowa. Nie wierzyli, że mają zostawić swoje pociechy w miejscach, gdzie brakowało czasem podstawowego wyposażenia, a opiekę miały sprawować stażystki.
Rzecznik prasowy Pozytywnych Inicjatyw na zarzuty konsekwentnie odpowiadał, że organizacja nie jest winna.

- Zaliczki z ministerstwa na realizację projektu wpłynęły dopiero na początku roku. Trudno realizować taki projekt bez środków - tłumaczył Janosz Józefczyk. - Kolejne problemy to znalezienie odpowiedniego, określonego w przepisach lokalu. Ten muszą następnie zaakceptować państwowe służby i instytucje.

Członkowie Pozytywnych Inicjatyw dziś podkreślają, że zapowiadając na styczeń 2013 roku otwarcie wszystkich żłobków, nie zdawali sobie sprawy z absurdów urzędniczych, z jakimi przyjdzie im się zmagać. - Każdy żłobek musi być wpisany do rejestru żłobków. Rejestr wprowadza się poprzez uchwałę gminy. Problem w tym, że gminy, które nie miały wcześniej żłobków, nie miały i rejestrów. Musieliśmy sami wnioskować, by samorząd podjął stosowną uchwałę. W niektórych wypadkach trwało to trzy dni, jak np. w gminie Puck, a w innych, np. w Pszczółkach, prawie cztery miesiące - tłumaczy Arkadiusz Gawrych. - W gminie Wejherowo przez 1,5 miesiąca nie było osoby decyzyjnej, która mogłaby podpisać wpis do rejestru żłobków.

Prezes PI opowiada, że w jednym z trójmiejskich żłobków na przeszkodzie do otwarcia placówki stanęła... jabłoń. - Panie z sanepidu stwierdziły, że stojące na posesji drzewo albo trzeba ściąć, albo ogrodzić jakąś siatką, by przypadkiem jabłko nie spadło żadnemu dziecku na głowę.

Członkowie stowarzyszenia wyliczają też gminy, w których ich "pozytywki", czyli samochody służbowe, musiały zawozić urzędników do żłobków, aby ci wydali stosowne decyzje.

- Ale było też ogromne grono ludzi, zarówno w urzędach, sanepidzie, jak i straży pożarnej, które rozumiało, co robimy, i bardzo nam pomagało. I w końcu się udało. Dziś Pomorze jest zagłębiem żłobkowym.

O wypadkach organizacji szybko zapomniano. Ostatnio docenił ją nawet marszałek województwa pomorskiego. Na organizowanej w lutym ogólnopolskiej konferencji pt. "Żłobek dziś" Arkadiusz Gawrych wygłaszał przemówienie pt. "Pomorska rewolucja żłobkowa. Sieć żłobków PI. Przykład dobrej praktyki". Do kilkuminutowej prezentacji o żłobkach głos podkładała sama Krystyna Czubówna.

Do twarzy im ze sławami

Pozytywne Inicjatywy nie stronią od znajomości ze znanymi ludźmi. Pierwsza dama RP Anna Komorowska, prezenterka Agata Młynarska, aktor Wojciech Malajkat, dziennikarka Jolanta Pieńkowska, marszałek Mieczysław Struk, wojewoda Ryszard Stachurski czy wicepremier Elżbieta Bieńkowska współpracowali z organizacją przy nagrywaniu płyty "Fala Dobra".

- Dochód z jej sprzedaży został przeznaczony na dożywianie terapeutyczne najbiedniejszych dzieci i kobiet w Mogadiszu w Somalii - tłumaczą członkowie fundacji. - Czasem słyszymy głosy, że mamy mocne plecy, skoro pomagają nam takie osoby. A my po prostu nie baliśmy się ich o to poprosić.

Matką chrzestną jachtu szkolnego Pozytywny, zakupionego przez fundację do szkolenia dzieci i młodzieży, została Edyta Olszówka.

Twarzą Pozytywnych Inicjatyw powoli staje się też Janina Ochojska i jej Polska Akcja Humanitarna. Obie organizacje razem wystartowały w ogłoszonym przez władze Gdańska konkursie na prowadzenie szkoły w Kokoszkach. - Bardzo chętnie włączyłam się w tę współpracę, ponieważ PI znam dość dobrze. Nadajemy na podobnych falach - tłumaczy Ochojska. - Możliwość objęcia całej szkoły programem edukacji humanitarnej uznałam za dużą szansę.

- A my uznaliśmy, że dobrze będzie, jeśli dzięki PAH uczniowie z Kokoszek nauczą się wrażliwości na świat. Zobaczą, że poza ich ładnymi osiedlami ludzie żyją też inaczej - dodaje Arkadiusz Gawrych.

Początkowo nikt nie wróżył tym partnerom sukcesu. Gdańscy radni PiS wytykali nawet komisji konkursowej, że faworyzuje ich przeciwników, czyli Familijny Poznań. Sprawę skierowali do CBA i domagali się unieważnienia konkursu. Ostatecznie komisja uznała, że to pucka organizacja "może poprowadzić publiczną, bezpłatną, otwartą na środowisko lokalne szkołę w Gdańsku Kokoszkach".

- Złożona w partnerstwie z Pomorską Specjalną Strefą Ekonomiczną i PAH oferta uzyskała najwyższe noty łączne komisji konkursowej - ogłosił wicedyrektor Wydziału Edukacji w gdańskim magistracie Piotr Kowalczuk.

W ten sposób w ręce puckiej organizacji już od września trafi budowana za 36 mln zł publiczna nowoczesna podstawówka, w której ma być basen, siłownia czy boisko ze sztuczną trawą. Jak zapowiada prezes PI, takiej szansy nie zmarnują. W placówce chcą prowadzić m.in. dwujęzyczne klasy. Oddziały mają liczyć maksymalnie 22 osoby. Powstanie specjalna sala - "przestrzeń kreatywności". Uczniowie będą mieli dostęp do bazy żeglarskiej.

- Atutem szkoły ma być szczególny nacisk położony na edukację techniczno-informatyczną i globalną. Wartością oferty są partnerzy przedsięwzięcia - podkreśla Piotr Kowalczuk. - PSSE zapewni kształcenie naukowo-techniczno-informatyczne. Działająca w wielu regionach świata PAH dysponuje natomiast wykwalifikowaną kadrą trenerów edukacji globalnej. Opuszczający szkołę absolwenci mają być zgodnie z założeniami projektu kreatywni, samodzielni w myśleniu i wrażliwi społecznie.

Nie brakuje jednak osób, które zapowiadają, że zrobią wszystko, aby szkoła nie trafiła w ręce Pozytywnych Inicjatyw. Uważają, że byłoby to niezgodne z prawem.

- Edukacja jest zadaniem własnym samorządu i nie można go przekazać innemu podmiotowi - podkreśla były wiceminister oświaty i członek Związku Nauczycielstwa Polskiego Franciszek Potulski. - Na Pomorzu jest kilka osób, które tworzyły oświatowe prawo. Wszystkie są zdania, że szkoły, która ma ponad 70 uczniów, nie można oddać organizacji. Ta ma mieć uczniów znacznie więcej.

Podobnego zdania jest gdańska radna SLD Jolanta Banach. - Jeśli ten eksperyment się powiedzie, może mieć poważne konsekwencje. Także inne gminy pozbędą się odpowiedzialności i oddadzą szkoły. Doprowadzi to do spadku jakości nauczania. Bo aby ograniczyć koszty, w takich szkołach nie będzie działała karta nauczyciela - mówi.

I choć początkowo zarówno Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, jak i wojewoda pomorski odrzucili skargi przeciwników konkursu na operatora, obecnie nad szkołą zebrały się czarne chmury. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, na wniosek posła PiS Andrzeja Jaworskiego, wszczęła śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez prezydenta Gdańska, który rozpisał konkurs na szkołę. Wcześniej także Ministerstwo Edukacji Narodowej uznało, że wybieranie operatora dla tak dużej szkoły jest niezgodne z prawem.

Wicedyrektor Wydziału Edukacji przekonuje jednak, że prawo nie zostało złamane, bo miasto wydzierżawia budynek szkoły, która jest jeszcze w budowie. A w przepisach mowa jest o placówkach, które już istnieją. - To obejście obowiązującego prawa oświatowego - podkreśla Wojciech Książek, były wiceminister, a obecny przewodniczący Sekcji Oświaty w gdańskiej Solidarności.

Tymczasem członkowie PI kontrowersji wokół szkoły w Kokoszkach zdają się nie widzieć. - Wiemy, że wszyscy patrzą nam na ręce - mówi rzecznik organizacji. - Ale jeśli nam się to uda, dokonamy czegoś bardzo ważnego. Możemy pokazać nową jakość. Szkołę publiczną, bezpłatną i działającą świetnie.

Tłumaczą, że będzie to możliwe, ponieważ nauczyciele nie będą pracować w oparciu o kartę nauczyciela. - Bo KN to zabójstwo. Nawet górnik nie ma tylu przywilejów - uważa Arkadiusz Gawrych. - My nauczycieli wybierzemy z konkursu, z wolnego rynku. Będzie on zarabiał od 2,5 tys. zł do 5 tys. zł netto. Ale po 18 godzinach spędzonych przy tablicy nie pójdzie do domu. Resztę, pozostałe 22 godziny, będzie pracował w pokoju nauczycielskim. Czasem się mówi, że nie ma w szkołach do tego warunków, ale u nas nie będzie tradycyjnego pokoju nauczycielskiego. Każdy nauczyciel będzie miał swoje miejsce pracy i swój komputer, jak w nowoczesnym biurowcu. Będzie przygotowywał się do lekcji oraz będzie do dyspozycji uczniów i rodziców.

Sięgają po żyłę złota

- Nie dziwi mnie, że prywatne organizacje chcą prowadzić szkołę. Wyliczyłem, że sprawny zarządca może na niej zarobić milion złotych rocznie - mówi Franciszek Potulski. Gdańscy radni PiS liczą, że na Kokoszkach można się dorobić znacznie więcej.

Na takie głosy prezes PI reaguje jednak śmiechem. - Każda złotówka subwencji musi być rozliczona, nie wiem więc, w jaki sposób można na niej zarobić.

Po co, jeśli nie dla pieniędzy, pucka organizacja bierze na swoje barki prowadzenie szkoły? - Powiem bardzo osobiście. Kocham to, co robię. Czuję się teraz w tym idealnym miejscu, w jakim chciałem być. Wiem, że pracując w tego rodzaju organizacji, nie dorobię się majątku. Mieszkam w 35-metrowym mieszkaniu z żoną i dwójką dzieci, ale jestem szczęśliwy - mówi Arkadiusz Gawrych.

- Długo pracowałem w hospicjum, dlatego - widząc jak szybko wszystko może się skończyć - chcę zrobić coś, co po mnie pozostanie. A jeśli w Kokoszkach nam się powiedzie, inne gminy pójdą za naszym przykładem.
Jak to możliwe, że młody człowiek z Pucka stał się "żłobkowym bogiem", który wkrótce może zmienić kształt systemu edukacji? - Z tym było tak jak w tym sławnym powiedzeniu: Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, i przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to właśnie robi.

Mieszkaniec Pucka, który miał okazję pracować w organizacji Gawrycha, podkreśla, że koszty tych zmian są duże. - Arek to taki "pucki Putin". Ja nie chciałem tam pracować, ale są ludzie, którzy bardzo w niego wierzą i go cenią. W mieście też wielu wiesza na nim psy i gada o jakichś jego brudnych interesach, ale na myśl, że z tego małego, ok. 11-tysięcznego miasteczka mógłby ze swoją organizacją i pomysłami zniknąć, drżą.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki