Jak zapowiadał artysta, podczas trasy "World Tour 2010" chciał przenieść magię plenerowych widowisk do zamkniętych wnętrz, zyskując przy tym większą kontrolę nad widowiskiem i bardziej kameralną atmosferę. Było to widać już od samego początku koncertu, który Jarre rozpoczął... wśród widzów, na środ-ku płyty hali, skąd pozdrawiając i witając się z nimi, przeszedł na scenę. - Dobry wieczór, Gdańsk! Dobrze być tu znowu po pięciu latach - przywitał się z fanami.
Czwartkowy koncert był jednak inny od tego, jaki artysta zagrał pięć lat temu na 25-lecie Solidarności w Stoczni Gdańskiej. Wtedy muzyk postawił na monumentalną, patetyczną stronę swojej twórczości, która - w połączeniu z przygotowanymi specjalnie z tej okazji utworami i wizualizacjami - stworzyła wzruszającą narrację o Polsce i niezwykłości jej najnowszej historii.
Zobacz fragment występu muzyka
Tym razem nie mogło być o tym mowy, bo artysta wystąpił w ramach regularnej trasy, a wyjątkowość terminu zawdzięczaliśmy raczej zmyślności organizatorów niż specjalnemu zamówieniu. Koncerty w ramach tego tournée to zaś pod względem repertuarowym typowy "the best of" - zbiór najbardziej znanych i przebojowych tematów, które wyszły spod ręki Jarre'a, podanych oczywiście w nowych, bardziej dynamicznych aranżacjach. Najcieplej zostały przyjęte doskonale rozpoznawalne motywy z płyt "Oxygene", "Equinoxe" i "Rendez-vouz". Artysta dobrze skonstruował dramaturgię wieczoru, to właśnie od nich zaczynając i nimi kończąc swój rados-ny show. Na wycieczki w bardziej poważne rejony pozwolił sobie zaś w środkowej części występu.
Pod względem widowiskowo-ści koncerty Jarre'a wciąż robią wrażenie. Na początku występu zza kotary wyłonił się panoramiczny ekran, który pełnił kilka funkcji: odbijał kolory efektownych świateł i laserów, pokazywał zbliżenia muzyków i przygotowane z rozmachem wizualizacje do poszczególnych utworów.
Tryskający energią Jarre od ra-zu złapał świetny kontakt z fanami. Często wybiegał zza swojego rozbudowanego zestawu instrumentów klawiszowych, za- chęcając publiczność do zabawy. Stopień, w jakim mu się to udało, obala mit, że muzyka instrumentalna nie może być porywająca.
Jarre i jego muzycy, jak zwykle, błysnęli też bogactwem instrumentarium. Mistrz sięgał m.in. po słynną elektroniczną harfę, gitarę klawiszową i akordeon.
Nie zabrakło deklaracji przywiązania do Gdańska i Polski (artysta miał na sobie biało-czerwony szalik). I choć nabrały one już formę dobrze opanowanego rytuału, Jean Michel Jarre - jako autor najbardziej poruszającego koncertu z cyklu "Przestrzeń wolności", a teraz także ambasador Gdańska w Europie - wypada w nich wiarygodniej niż inni.
Niestety, zaplanowanie w Polsce aż czterech występów Francuza sprawiło, że w Ergo Arenie niektóre sektory świeciły pustkami. Swoje zrobiły pewnie też wysokie ceny biletów. Z drugiej strony - organizacja tak widowiskowego show musi kosztować.
Ważne jednak, że "niepodległościowe" koncerty - takie jak ten Jarre'a czy Sabatonu z 2008 roku - stają się gdańską tradycją radosnego świętowania 11 listopada.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?