Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po drugie: Autostrada wodna na Wiśle. Budowaliśmy nowoczesne konstrukcje, ale w Czechach

inż. Zbigniew Tarchalski
fot. anna kaczmarz
Mamy piękne tradycje budownictwa wodnego. Szkoda, że nie wykorzystujemy tego w naszym kraju - napisał w liście do redakcji inż. Zbigniew Tarchalski.

"Dziennik Bałtycki" opublikował jakiś czas temu artykuł: "Ambicje decydentów z Czech". Opisano w nim działania władz czeskich, które w dobrze pojętym interesie swojego kraju forsują w Brukseli budowę kanału Odra - Dunaj - Łaba dla połączenia na ziemi czeskiej trzech mórz: Północnego, Czarnego i Bałtyku. Temat jest w Czechach znany od lat i mimo toczącej się dyskusji ma szanse powodzenia. Niestety, obiektywnie patrząc, ten plan może być niebezpieczny dla idei przywrócenia Wiśle jej kilkusetletniej funkcji centralnej polskiej drogi wodnej.

Te czeskie (i nie tylko czeskie) starania mogą odwracać uwagę, a przede wszystkim bardzo utrudnić zdobywanie funduszy dla Wisły i w Unii, i w kraju.

Jak będziemy reagować na taką sytuację? Można się na Czechów gniewać. Można im zazdrościć, że mają władze, które od dziesiątków lat myślą perspektywicznie o rozwoju kraju i pracują nad tym. A najlepiej, żeby nasz rząd wziął się do roboty i też zaczął działać w sprawie Wisły. W tak ważnej dla gospodarki narodowej sprawie. Szkoda, że straciliśmy tyle czasu, ale lepiej późno niż wcale. To porównanie sposobu myślenia decydentów u nas i u nich jest jeszcze o tyle przykre, że przecież to Polacy (polskie firmy) mieli wielki udział w kompleksowej modernizacji czeskich dróg wodnych przez 40 lat, od 1968 r.
Nasze władze mogły brać przykład z naszych sąsiadów zza między.

Na pewno niewielu już pamięta, że dwa nieduże polskie przedsiębiorstwa budownictwa hydrotechnicznego z Gdańska wybudowały w Czechach kilkaset nowoczesnych obiektów gospodarki wodnej. W tym, w latach dziewięćdziesiątych - największe w Czechach śluzy żeglugowe o długości 200 m i szerokości 22 m (we wrotach). Z najnowocześniejszym wyposażeniem, pełną automatyką śluzowania, ochroną dynamiczną wrót, zestawem do awaryjnego śluzowania (na wypadek poważnej awarii) itd.

Oczywiście udział w tym miały dostawy i ekipy montażowe z całej Polski, nie tylko z Wybrzeża.
A wcześniej, bo w latach siedemdziesiątych XX wieku, wybudowaliśmy jazy sektorowe, uważane ówcześnie za "ostatni krzyk" techniki. Takich jazów bardzo niewiele wybudowano wówczas na tzw. zachodzie. A w RWPG byliśmy jedyni.
Realizacja tych jazów jest trudna, wymaga wielkiej dokładności wykonania robót i konstrukcji. Samo przygotowanie (i montaż na jazach) sektorowych zamknięć było wspaniałym osiągnięciem Stoczni Rzecznej w Tczewie - dostawcy konstrukcji stalowych dla budowanych przez nas jazów. To była kolejna firma z Pomorza uczestnicząca, oprócz Spelwaru, a po 90 roku Navimoru-Invest, w robotach w Czechach. Działała też w Czechach ekipa nurków z PRO Gdynia. Można zapytać, dlaczego polscy (głównie gdańscy) hydrotechnicy budowali takie obiekty (których nie ma do dziś w Polsce) za granicą, a nie w kraju? I jak tam się w ogóle dostali?

Na pierwsze pytanie odpowiedź jest prosta. Władze PRL nie zajmowały się wtedy ani Wisłą ani Odrą. Podobnie jak dziś. Żeby budować, trzeba przygotować projekty i, co najważniejsze, zaplanować finansowanie.
A bez decyzji władz nie jest to możliwe. Na drugie pytanie odpowiedź jest dłuższa. Można powiedzieć, że złożyło się na to wiele obiektywnych warunków. Czesi w latach sześćdziesiątych XX wieku byli zmuszeni rozwiązywać krytyczną sytuację w transporcie. Drogi i koleje były tak przeciążone, że groziła zapaść. Transport wodny był dosyć rozwinięty, ale obiekty (śluzy, jazy itd.) w katastrofalnym stanie, większość z nich pamiętała jeszcze cesarza Franciszka Józefa. Czeskie przedsiębiorstwa hydrotechniczne, potężne zresztą, były zaangażowane za granicami, budowały metro w Pradze i autostrady.

Ale był jeszcze jeden istotny czynnik. PRL miała wielki deficyt w rozliczeniach z Czechosłowacją (czeskie dostawy urządzeń do kopalni miedzi, dostawy pralek, lodówek itp.). Obu stronom zależało na wyrównaniu tych rozliczeń i centrale handlu zagranicznego w PRL starały się jak najwięcej do Czechosłowacji wyeksportować. Ale nasze wielkie firmy budownictwa wodnego też nie kwapiły się do Czech. Jeżeli już za granicę, to do strefy dolarowej.
W styczniu bieżącego roku media opublikowały informację o przygotowanym przez rząd programie (2 mld zł) odbudowy żeglugi na Odrze z mglistym wspomnieniem o Wiśle.

Jak było do przewidzenia, starania Czechów i Niemców zainteresowanych budową kanału Odra - Dunaj - Łaba przynoszą skutek. To dobrze.

Ale tym bardziej trzeba przypominać władzom i społeczeństwu o katastrofalnym stanie Wisły, której grozi dalsza marginalizacja. Dlatego akcja "Po drugie: Autostrada wodna na Wiśle" musi trwać i rozwijać się, aby zapobiec postępującej dewastacji w naszej gospodarce. Potrzebne jest zaangażowanie i wytrwałość wielu ludzi, wszystkich, którzy są tego świadomi.
Inż. Zbigniew Tarchalski

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki