Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Większość ofiar przemocy w rodzinie to kobiety. Nie wolno szukać winy w sobie [ROZMOWA]

rozm. Aleksandra Dylejko
Nękanie psychiczne wykryć najtrudniej, a to ten rodzaj przemocy, który boli najdłużej i którego nie widać
Nękanie psychiczne wykryć najtrudniej, a to ten rodzaj przemocy, który boli najdłużej i którego nie widać Archiwum PP
Kobietom trudno przyznać się, że są ofiarami przemocy psychicznej, ekonomicznej czy seksualnej "Chorują" całe rodziny, niezależnie od statusu materialnego czy społecznego - mówi Mirosława Jezior, dyrektor MOPS w Gdyni, członek Zespołu Interdyscyplinarnego ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie.

To, że w większości przypadków ofiarami przemocy są kobiety, to nie stereotyp, ale fakt wynikający wprost ze statystyk.
W 2013 roku w Gdyni wszczęto 332 procedury niebieskiej karty. 292 z nich dotyczyły kobiet. W części sytuacji chodziło o konflikt rodzinny, w innych o jednorazowy incydent, do którego dochodziło pod wpływem silnych emocji, ale niestety w wielu wypadkach chodziło o przemoc, która trwa od lat.

Jak w tym ostatnim przypadku kobiety tłumaczą fakt, że nie zgłaszają się po pomoc?

Dla matek, których w ubiegłym roku dość dużo trafiło do naszego systemu, przyznanie, że doznają przemocy od dzieci to bardzo duży problem. Jedna z pań zapytana, dlaczego tak długo trwała w tej sytuacji odpowiedziała: "Bo źle wychowałam swoje dziecko". Podczas spotkań grup roboczych staramy się im tłumaczyć, że świat się bardzo zmienia, że wiele czynników może wpływać na to, co dzieje się dziś z ich dorosłymi dziećmi. Mamy np. bezwzględnych sprawców żerujących na rentach czy emeryturach rodziców, bo pojawiły się u nich problemy finansowe i frustracja związana z brakiem pracy.
Żony czy konkubiny doświadczające przemocy pytają z kolei: "Z czego będę żyła, gdy on pójdzie do więzienia, a ja zostanę z dziećmi? Bije raz w tygodniu, można to jakoś wytrzymać". Szukają winy w sobie, starając się usprawiedliwić sprawcę np. kłopotami, jakie ma w pracy.

Spotykamy się z kobietami, które wcześniej wielokrotnie wchodziły w okres tzw. miesiąca miodowego. Słyszały od sprawcy, że już nigdy nie uderzy i że teraz będzie tylko cudownie. Inne z kolei nie zgłaszały przemocy, bo wydawało im się, że ich sprawa jest jednostkowa. Liczyły, że mężczyzna się zmieni albo po ślubie, albo gdy urodzi się dziecko. Zresztą, wiele z tych trudnych sytuacji zamykano przez lata w czterech ścianach. Panowało przeświadczenie, że "trzeba nieść swój krzyż", a siniaki kobiety tłumaczyły znajomym np. tym, że uderzyły się o szafkę. Dziś, m.in. dzięki ogólnopolskim kampaniom, deklaracjom celebrytów i wypowiedziom specjalistów świadomość społeczna problemu jest większa. Podkreślamy, że nie ma przyzwolenia na przemoc. Kobietom doświadczającym przemocy, które mają dzieci, uświadamiamy, że nawet jeśli np. partner jako ojciec nie stosuje przemocy wobec dzieci, to one i tak jej doświadczają, choćby będąc świadkami tych wydarzeń. Dziecko jest w podwójnie trudniej sytuacji, bo przecież kocha oboje rodziców. Ważne, żeby zrozumieć, że w sytuacji przemocy "choruje" cała rodzina, niezależnie od statusu materialnego i społecznego. Spośród wszystkich wszczętych w Gdyni procedur niebieskiej karty w 2013 roku mniej niż połowa dotyczy klientów pomocy społecznej. Do czerwca 2012 r. było to ok. 30 procent.

Żeby zaistniała przemoc, nie musi dochodzić do rękoczynów. Mąż może żonę tłamsić psychicznie, może wykorzystywać seksualnie.
Z naszych statystyk wynika, że przemoc fizyczna nie jest tą dominującą. Nie pamiętam zbyt wielu przypadków kobiet zgłaszających się do nas z wyraźnymi śladami pobicia. Coraz częściej stykamy się natomiast z przemocą ekonomiczną, psychiczną i seksualną, o której najtrudniej kobietom mówić. Nękanie psychiczne wykryć najtrudniej, a to ten rodzaj przemocy, który boli najdłużej i którego nie widać… Siniak zejdzie, niektórzy potrafią o nim zapomnieć. Jeśli jednak ktoś codziennie słyszy, że jest do niczego, zaczyna w to wierzyć.

Kobiety doświadczające przemocy szukają winy w sobie i usprawiedliwienia dla sprawcy. A oni? Jak tłumaczą swoje zachowanie?
Głównie zaprzeczają. Przynajmniej połowę czasu poświęcanego im przez grupę roboczą spędzają na zapewnieniach, że nic złego nie miało miejsca. Gdy wreszcie coś w mężczyźnie pęknie, tłumaczy że przecież on pracuje, a ona siedzi cały dzień w domu i nawet nie posprząta. Skarży się, że miał dość słuchania ciągłych pretensji. Za niepowodzenia dzieci w szkole wini matkę. Ale gdy panów pytamy, w jaki sposób włączają się w wychowywanie i pomoc dzieciom, okazuje się, że mają na to zbyt mało czasu lub polega to wyłącznie na stawianiu wymagań.
Co ważne, duża część przypadków przemocy zdarza się pod wpływem alkoholu, bywają też uzależnienia od innych substancji.

Wiele takich sytuacji trwa latami. Można mówić o dziedziczeniu przemocy?

Owszem, choć precyzyjniej nazwałabym to raczej bezrefleksyjnym powielaniem wzorców zachowań wyniesionych z domu rodzinnego. Niektórzy ze sprawców tłumaczą, że ich tata postępował z mamą podobnie. Dopiero gdy pytamy tę osobę, czy chce, by i jej dzieci tak się zachowywały, słyszymy "nie" - choć same nie potrafią inaczej.

To duże wyzwanie pracować z osobą, która przez wiele lat tkwiła w sytuacji przemocy, dając w ten sposób niejako na nią przyzwolenie...
To nie jest świadoma postawa, gdyż kobiety często powodowane są po prostu strachem. Myślą, że w tej trudnej sytuacji nie znajdzie się nikt, kto mógłby im pomóc. Nie mogą liczyć na skonfliktowaną rodzinę, nie chcą angażować dorosłych już dzieci, bo wychodzą z założenia, że one mają swoje życie. Z czasem jednak dochodzą do wniosku, że dłużej nie wytrzymają. Po spotkaniu naszych grup mówią: "Nie wiem, co będzie, jak wrócę do domu, ale podjęłam decyzję". U nas mogą liczyć na pomoc prawną czy psychologiczną nie tylko dla siebie, ale i całej rodziny. Zdarza się, że pracujemy z rodziną nawet rok, bo tak trudno poskładać ją na nowo. Nie możemy odpuszczać.

Jak kończą się sprawy, w których interweniujecie? Udaje się te rodziny skleić, czy jednak małżonkowie się rozchodzą, bo sprawy zaszły za daleko?
Spośród rodzin, z którymi pracowałam w grupach roboczych, tylko w jednej doszło to rozwodu. Zdarza się również tak, że widoczne jest światełko w tunelu - wówczas, gdy po naszym spotkaniu ze sprawcą strony zaczynają ze sobą rozmawiać. Bo choć staramy się uświadomić sprawcom że to, co robią jest bez-względnie złe, podkreślamy, że oni też potrzebują pomocy. Mamy grupy wsparcia dla kobiet, terapie indywidualne, terapie rodzinne, mediacje, szkoły dla rodziców, ale też pomoc psychologiczną i program korekcyjno-edukacyjny dla sprawców, do którego notabene również trafiają kobiety.

Kobiety wśród sprawców przemocy?

Tak. To z jednej strony osoby, które my motywujemy do udziału w programie korekcyjno-edukacyjnym, a z drugiej strony panie zgłaszające się same, m.in. dzięki informacjom przekazywanym przez media. Wydaje im się, że za bardzo krzyczą na dzieci czy partnerów, czasami nie wytrzymują i zdarzają się rękoczyny. Są to niekiedy także młode matki, które np. nie radzą sobie z tym, że dziecko za dużo płacze i reagują wobec niego agresją. Mieliśmy specjalny program "Szkoła radzenia od urodzenia" dla młodych mam i tatusiów, który miał umożliwić nabycie praktycznych umiejętności i wykształcić bardziej wyrozumiałe postawy partnerskie i rodzicielskie, nauczyć budowania relacji bez konieczności stosowania zachowań przemocowych. Warsztaty prowadzili pracownicy Instytutu Rozwoju Psychoseksualnego w Gdyni.

Zdarza się jednak, że domniemana przemoc staje się kartą przetargową w sytuacjach konfliktowych.
Niestety tak. Są kobiety które wykorzystują fakt, że mogą odegrać rolę ofiary. Pytano nas, czy niebieska karta pomoże w sądzie na rozprawie rozwodowej czy majątkowej. Pamiętam jedną z kobiet, która sama się okaleczyła, inna pani przez tydzień stylizowała się na ofiarę z billboardu: nie myła włosów, chodziła niewyspana i bez makijażu... Jednak najbardziej bulwersująca sprawa, jaką pamiętam, dotyczyła matki, która pokazywała córce filmy pornograficzne, by ta później zeznała w sądzie, że tata robił jej takie rzeczy. Na szczęście tego typu przypadki to margines, co nie zmienia faktu, że musimy być na nie wyczuleni.

Mirosława Jezior

Jest dyrektorem MOPS w Gdyni, członkiem Zespołu Interdyscyplinarnego ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Pedagog specjalny i organizator pomocy społecznej. Z pomocą społeczną związana od 1981 r., z gdyńskim systemem pomocy społecznej od 20 lat. Współautorka m.in. "Gdyńskiego Programu Pomocy Bezdomnym" i "Gminnej Strategii Rozwiązywania Problemów Społecznych". Dwukrotna laureatka Nagrody Marszałka Województwa Pomorskiego "Srebrne Drzewko" (1997 r. i 2010 r.) za wybitne osiągnięcia w dziedzinie pomocy społecznej. Otrzymała też m.in. brązowy medal "Za zasługi dla policji", nadawany przez ministra spraw wewnętrznych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki