Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plany miejscowe ciągle w planach

Monika Pawlak
W Łodzi można wybudować wszystko i wszędzie, bo planów zagospodarowania miasta jak nie było, tak nie ma.

Australijski deweloper Opal Property Developments chciał budować wieżowce z metalu i szkła na Księżym Młynie. Magistraccy urzędnicy chcieli - z mocy prawa - przekwalifikować działki wzdłuż ulicy Strykowskiej z budowlanych na rolnicze. Mieszkańcom osiedla domów jednorodzinnych na Młynku ci sami urzędnicy chcieli wybudować drogę - dokładnie przedłużając ulicę Śląską - tak, że jednym biegłaby pod oknami, a innym przez... środek salonu. Na razie wszystkie te absurdy udało się zablokować. Szklanym wieżom - imponującym, ale pasującym do fabrycznej zabudowy jak kwiatek do kożucha - stanowcze "nie" powiedział wojewódzki konserwator zabytków. Uprawianiu roli wzdłuż Strykowskiej i poprowadzeniu Śląskiej przez salon sprzeciwili się mieszkańcy, skutecznie blokując urzędnicze wymysły. Co łączy te przykłady? Plany zagospodarowania przestrzennego miasta. Dokładnie: ich brak, bo Łódź ma ledwie... pięć procent miasta "pokrytych" planami. Tak, to nie pomyłka - pięć procent, czyli dokładnie 1.592 hektary powierzchni.

Dlaczego ich nie ma?

Łódź nie ma planów, bo zostały uchylone - z mocy ustawy - i straciły ważność 31 grudnia 2003 r. Sejm uchylił wszystkie plany sprzed 1995 roku, zatem w identycznej sytuacji - bez planów - zostały miasta w całej Polsce. Poprzedni prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki monitował w parlamencie, radny Wojciech Michalski (obecnie dyrektor wydziału strategii i analiz) przestrzegał, że brak planów daje pole do korupcji, wreszcie władze Łodzi zaskarżyły tą decyzję do Trybunału Konstytucyjnego. Nic nie wskórały, plany straciły moc i... na tym się skończyło.

Dosłownie, bo od stycznia 2004 roku do dziś w Łodzi powstało ledwie pięć procent planów. Był jeszcze plan zagospodarowania dla okolic Lasu Łagiewnickiego (który znacznie owe procenty podnosił), ale mieszkańcy zaskarżyli go do sądu, sprawę wygrali i praca planistów wylądowała w koszu. W efekcie planów nie ma, a dokładnie: powstają, ale jakoś nie ujrzały światła dziennego. Efekt? Bałagan urbanistyczny, nieustanne awantury i wlokące się niemiłosiernie procedury, związane z uzyskiwaniem pozwoleń na budowę.

Plany, ale po co?

Plany są niezwykle istotne, bo mówiąc najprościej - porządkują miasto. Chronią przed urbanistycznymi absurdami w stylu szklanych wież na Księżym Młynie albo wizji apartamentowców w sąsiedztwie aquaparku Fala, czyli w parku na Zdrowiu, bo i takie pomysły (mgliste, to prawda) się pojawiały. Plany wskazują jasno i wyraźnie: tu jest park, tam teren dla przemysłu, a na Piotrkowskiej nie ma miejsca na kosmodrom, gdyby komuś i tak szalony pomysł przyszedł do głowy. Wreszcie dzięki planom przeciętny Kowalski wie, że jak kupi działkę - z zamiarem budowy domu - na malowniczym osiedlu np. Młynek, to za rok czy 20 lat nikt nie wybuduje mu tam drogi. W owym planie będzie stało, że to teren pod budownictwo jednorodzinne, bez autostrady w sąsiedztwie.

A co się dzieje bez planu? Oczywiście, budować można wszystko i wszędzie (przynajmniej teoretycznie), bo skoro nie ma planu, to niczego nikomu zabronić nie można. Gdy nie ma planu, otrzymanie pozwolenia na budowę zależy od urzędnika. A ów urzędnik, wydając taką decyzję (lub nie), powinien się kierować tzw. zasadą dobrego sąsiedztwa. Co to znaczy? Ano to, że powinien sprawdzić, czy w okolicy, gdzie ktoś chce stawiać dom, nie będzie przebiegać droga. Albo nie zgadzać się na dyskotekę w pobliżu cmentarza czy domu pomocy społecznej, bo nijak to się ma do dobrego sąsiedztwa. Ale brak planów niesie ze sobą jeszcze jedno ryzyko: wywłaszczenia właścicieli domów. Przykład? Plan zagospodarowania okolic Stacji Radegast i Cmentarza Żydowskiego, który miejscy planiści właśnie wykreślili i dali do oceny radnym. Otóż planiści przygotowali plan tak, że właściciel jednego z domów przy ul. Okopowej (stoi w tym samym miejscu od 1936 roku!) będzie miał wyjście z domu wprost na wytyczony... trakt spacerowy wokół cmentarza. Albo drogę dojazdową, bo różne wersje w urzędzie w tej kwestii obowiązują. Inny przykład to osiedle na Młynku, gdzie domy stoją od kilkunastu lat. Ale dopiero dwa lata temu mieszkańcy dowiedzieli się, że gdzieś w starych planach, idealnie po ich oknami (jednemu przez salon) przebiega korytarz drogowy. I właśnie tą trasą urzędnicy chcą przedłużać ulicę Śląską. Kolejny absurd - wynikający z braku planów - to wille, postawione w okolicach Lasu Łagiewnickiego, na terenie chronionym. Ktoś kiedyś tym ludziom dał pozwolenia na budowę, więc niby wszystko jest zgodne z literą prawa. Zatem trudno się dziwić, że właściciele działek, którzy domów jeszcze nie postawili albo postawili letniskowe, teraz protestują na wieść, że pozwoleń nie dostaną. Bo niby dlaczego nie?

Planiści, do desek kreślarskich!

Przykłady planistycznych absurdów można by mnożyć, ale kluczowe jest pytanie: dlaczego Łódź przez sześć lat nie poradziła sobie z kreśleniem planów, choć inne miasta sobie radzą? Warszawa ma już 25 proc. miasta z planami, ale rekordzistą jest Gdańsk, który już w 2007 r. miał 58 proc. planów, Wrocław - 35 proc., a Katowice - 18 proc. Inni mogą, my nie?

Magistraccy spece od planów jak mantrę powtarzają, że tworzenie owych planów to żmudna i długa procedura. Od decyzji o przystąpienia do planu do jego uchwalenia mija rok, półtora. Ale inne miasta mają te same procedury, to o co właściwie chodzi? Doprawdy tłumaczenia Miejskiej Pracowni Urbanistycznej o braku pieniędzy czy rąk do pracy nie wytrzymują elementarnej krytyki. Bo radni - przynajmniej obecnej kadencji - co roku podczas debaty budżetowej dorzucają pieniędzy na plany. I z pewnością nie mieliby nic przeciwko dodatkowym etatom dla planistów.

Zatem w czym problem? Ano w tym, że dotąd nikomu na planach nie zależało. Ale do wyborów niewiele ponad miesiąc, może nowy prezydent wreszcie uderzy w pięścią w stół i zamiast - wzorem poprzednika - monitować i skarżyć, usadzi planistów przy deskach i poleci: kreślić!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki