Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobry, ułożony syn zabija ojca. Zabójstwo wiceministra Eugeniusza Wróbla

Jacek Bomber, Aleksander Król
30-letni Grzegorz W. jest oskarżony o zabicie własnego ojca
30-letni Grzegorz W. jest oskarżony o zabicie własnego ojca FOT. barbara kubica
Ostatnie połączenie z komórki Eugeniusza Wróbla wykonano o godz. 9.23. Potem zamilkła na kilka godzin - ale po "prześwietleniu" telefonu wiadomo, że ktoś przy niej szperał. Wykasowano dwa połączenia. Dlatego od początku tropy bestialskiego morderstwa prowadziły do rodzinnego domu w Rybniku

Grzegorz... Grzesiu - taki spokojny, ułożony chłopak. Niewysoki, szczupły brunet. Należał do tej wkurzającej dobrej młodzieży, co to nie pije i nie pali. Nie w głowie mu były imprezy, dragi, panienki i ten cały szlam, on wolał na łódki albo w góry. Harcerzyk. Nie wierzę, że zabił. Każdy, ale nie on - mówi kolega Grzegorza W. z czasów liceum.

Dobrego rybnickiego liceum - dawnej Hanki, a dzisiaj Frycza Modrzewskiego. Słowo "dobry" często pojawia się we wspomnieniach o Grzegorzu - choć może nie pasuje. Dobre towarzystwo, dobry informatyk, elitarna harcerska drużyna żeglarska. - To dobry człowiek - mówi krótko o Grzegorzu W. jego koleżanka z młodości. To pierwsze skojarzenie, które jej się nasuwa. Minęło parę dni od aresztowania, a ona dalej jest w szoku.

- Nie mogliśmy uwierzyć. Nawet gdy pojawiła się informacja, że Grzesiu został zatrzymany, nikt nie brał tego na poważnie. Do nikogo to nie dochodziło. Grzesiu miał tyle planów. Podróżował. Bardzo go to kręciło. Był w Stanach, ale to, że jeździł tam do pracy, to raczej bujda. Niedawno był w Indiach. Jeździł na snowboardzie. Cholera, nie wierzę... - ucina.
Przyznaje, że nie widziała Grzegorza W. już jakiś czas, ale nie na tyle długo, by nie znać człowieka. Ale wystarczy moment, by w człowieka coś wstąpiło, skoczyło do gardła, kazało wziąć nóż...

Nikt nie zauważył

Andrzej Szczeponek, zastępca dyrektora Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w urzędzie wojewódzkim od lat związany z harcerską drużyną żeglarską w Rybniku:
- Grzegorza bliżej nie znałem. Od czasu do czasu spotykałem go w drużynie. Prowadził kursy drużynowych, zajęcia na wodzie. Bez problemu mógł wziąć łódkę i na nikim nie zrobiłoby to wrażenia. Był u siebie. Miał klucze. Podobno feralnego dnia harcerze widzieli nawet samotną łódkę na jeziorze. W piątek o tej porze na Zalewie nic się nie dzieje. Jest już po sezonie, ludzie są w pracy, a młodzież w szkole. Normalnie jest tu pusto - mówi Szczeponek, próbując odpowiedzieć na pytanie, jakim cudem nikt nie zauważył Grzegorza W., gdy wrzucał do zimnej, brudno-szarej wody poćwiartowane ciało ojca?

- Eugeniusz Wróbel był człowiekiem instytucją. Interesowało go wiele rzeczy. Był ojcem szóstej harcerskiej drużyny żeglarskiej. Można powiedzieć, że on ją stworzył. Za jego czasów to była najlepsza drużyna w kraju. I mimo że Eugeniusz pełnił w kraju funkcje, dalej interesował się swoimi żeglarzami z Rybnika. Przyjeżdżał na ich spotkania - mówi Andrzej Szczeponek. - Po stanie wojennym trochę się wycofał, potem razem z Wojciechem Czechem przyszedł do urzędu wojewódzkiego. Czech znał jego zdolności organizacyjne i pracowitość. Eugeniusz zrobił wiele dla Politechniki Gliwickiej, był ekspertem od lotnictwa - mówi Szczeponek.

Karczemne kłótnie

Ale już o relacjach z ojcem znajomi Grzegorza wypowiadają się dosyć ostrożnie. Despotyczny, surowy, twardy. Przynajmniej w stosunku do syna. Chciał go wykształcić i to mu się udało, ale trzymał krótko.
- Pamiętam, że po obronie pracy nawet nie chciał pić. Bał się, że ojciec alkohol wyczuje. On nawet nie chciał tych studiów kończyć - opowiada kolega ze studiów. Inny wspomina karczemną awanturę obydwu panów na lotnisku w Pyrzowicach. - Strasznie krzyczeli na siebie, poszło do mieszkanie w Katowicach. Że ojciec za późno kupił czy jakoś tak - drapie się w głowę nasz rozmówca.

Wykasował połączenia

Bomba wybuchła w piątek z rana. Na komórce Eugeniusza Wróbla ostatni numer telefonu, z którym połączył się, albo próbował, należy do Włodzimierza Skalika, szefa Aeroklubu Polskiego. Ten jest zaskoczony informacją. - Nie rozmawiałem z panem Wróblem chyba z dwa lata. Nie rozmawiałem z nim w piątek - mówi nam Skalik. Do zbrodni mogło dojść już kilka minut później, bo Eugeniusz nie odbierał komórki przez najbliższe kilka godzin. Ustaliliśmy, że morderca wykasował z telefonu byłego ministra dwa połączenia. Z kim? Chciał zatrzeć ślady? To sprawdza policja, ale dzięki temu od początku tropy prowadziły do rodzinnego domu Wróblów. A dla doświadczonego docho-dzeniowca było ich co najmniej kilka. W sobotę o 12 detektyw Arkadiusz Andała pilnie został wezwany przez rodzinę Wróblów.

Za dużo pytań

- Rodzina sugerowała porwanie, ale wykluczyłem to od razu. Ludzi znanych, polityków, nie porywa się dla okupu, bo to jak strzał w stopę. Odpada. Zlustrowałem mieszkanie i od razu parę spraw mi nie pasowało - przyznaje Andała.
W piątek Eugeniusz Wróbel przymierzał się do tapetowania pokoju na parterze. W tym czasie miał być też w domu syn. Ale zapewniał, że jak wychodził z domu koło 12 w południe, ojca nie widział.
- Mieszkanie jest tak ułożone, że schodząc z góry widział pokój, w którym miał pracować pan minister. Ale nie zainteresował się. To już dało do myślenia - mówi Andała.
Ekipa Andały zlustrowała tapetowany pokój. Na podłodze leżało pięć rolek. Zdecydowanie za mało, by wykonać robotę.
- Żona przypomniała sobie, że było ich faktycznie więcej. Ale gdzie zniknęły, nikt nie wiedział. I jeszcze jedno: w czasie remontu w domu musi zawsze być jakiś nieporządek.
- A tam parkiet dosłownie lśnił, wręcz sterylnie go wyczyszczono. Dlaczego? - dodaje detektyw.
Od razu poprosił o spotkanie z synem Eugeniusza Wróbla. - Poinformowałem lojalnie żonę pana ministra, że mam pewne podejrzenia co do syna. Rodzina absolutnie odrzuciła takie sugestie. W międzyczasie policjanci zatrzymali go i już z aresztu nie wyszedł - kończy Andała. Dopełnieniem były ślady krwi na podłodze, widoczne w promieniach UV.
Wstrząśnięta rodzina długo nie wierzyła w taki scenariusz. Małgorzata Hetman, córka zaginionego Eugeniusza, zapewniała: brat jest przesłuchiwany, dlatego, że policja chce jak najwięcej dowiedzieć się od niego o zaginięciu ojca.
- To niemożliwe, żeby Grześ miał z tym coś wspólnego. Nigdy w to nie uwierzę - mówiła w rozmowie z nami.

Zasztyletowany i poćwiartowany

Eugeniusz Wróbel w piątek nie wyszedł po zamek do pobliskiego sklepu, jak sugerowała rodzina, ani nikt go nie uprowadził. Grzegorz W., syn ministra, tego dnia pokłócił się z ojcem. Poszło o nowy samochód i planowany od dawna kolejny wyjazd do Stanów Zjednoczonych.
- Grzegorz W. miał aktualną wizę USA. Chciał tam pojechał, kupić auto, ale ojciec jakoś nie uważał, by to był dobry pomysł. Jest jeszcze jeden trop, prowadzący do ludzi ze światka przestępczego, którym wcześniej sprzedał auto syn ministra. Sprawdzamy wszystkich - mówi nam osoba zbliżona do rybnickich organów ścigania.
W pewnym momencie chwycił za nóż i ugodził. Potem poćwiartował ciało piłą elektryczną, popakował w rolki tapet, schował do samochodu. Potem wywiózł nad zalew i szczątki wrzucił do wody. Do wszystkiego przyznał się policjantom podczas przesłuchania.

Odwołał zeznania? Nic nie szkodzi

- Dla mnie to klasyczna zbrodnia w afekcie, bez żadnego planowania, przygotowania. Iskra i detonacja, stało się. Potem człowiek działa w amoku. Jest ciało, więc trzeba coś z tym zrobić, zaciera ślady. I popełnia błędy, które śledczy wychwytują - opowiada Arkadiusz Andała.
Podczas rozprawy aresztowej - już po rozmowie z adwokatem - Grzegorz W. nagle odwołał swoje wcześniejsze zeznania.
Stwierdził, że nie zabił ojca. Sąd odrzucił jego argumenty.
- Składając u nas wyjaśnienia doskonale wkomponował się w to, co wiedziała już prokuratura. Krew na podłodze, nóż, łódka, zalew. Jego historia i nasze ustalenia się doskonale zazębiły, więc teraz to sobie może odwoływać zeznania, procesowo to nie ma dla nas praktycznie znaczenia - mówi nam jeden z policjantów.
Sprawa jest rozwojowa. W tym tygodniu w zalewie znaleziono kilka fragmentów ciała należącego najprawdopodobniej do Eugeniusza Wróbla. Policjanci nadal badają inne wątki. Jeden z najpoważniejszych dotyczy tego, czy w ukryciu ciała pomagał ktoś trzeci. Tym tropem niezależnie idzie także detektyw Andała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dobry, ułożony syn zabija ojca. Zabójstwo wiceministra Eugeniusza Wróbla - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki