Nauczyciele w powiecie puckim będą walczyć z handlarzami, którzy młodym ludziom zamierzają sprzedawać dopalacze. Wczoraj do tego namawiali ich przedstawiciele starostwa oraz policji.
- Musimy razem jakoś przetrwać do listopada, gdy w życie wejdą przepisy ograniczające produkcję i handel dopalaczami, które w ostatni weekend przyjął rząd - wyjaśniał nauczycielom w I Liceum Ogólnokształcącym w Pucku wicestarosta Andrzej Sitkiewicz. - A wiemy, że dilerzy ze swoim towarem czekać nie będą.
Chodzi o towar, który pozostał po głośnej akcji zamykania sklepów oferujących "akcesoria kolekcjonerskie". W powiecie puckim taki los spotkał dwa punkty: we Władysławowie i Pucku. Oba zapieczętowano, a próbki towarów zabrał do analizy miejscowy sanepid. Resztę dopalaczy sprzedawcy spakowali do toreb i zabrali ze sobą.
- Wiadomo, że w końcu gdzieś wypłyną - mówił mł. inspektor Mariusz Szreiber, zastępca komendanta powiatowego policji w Pucku. - Kwestią czasu jest tylko, kiedy zacznie się tworzyć czarny rynek dopalaczy.
Samorządowcy i funkcjonariusze chcą w tym przeszkodzić i utrudnić życie dilerom. Dlatego wspólnie odwiedzają szkoły ponadgimnazjalne w puckim powiecie. I namawiają nauczycieli, by ci pomogli służbom porządkowym oraz samym uczniom.
- Świetny pomysł - ocenia Piotr Czaja, dyrektor puckiego I LO, placówki, której problem jest szczególnie bliski. Zaledwie kilkanaście metrów od szkoły działał sklep z dopalaczami. - Zagrożenie wciąż jest realne, więc skoro możemy pomóc, zrobimy wszystko, co w naszej mocy - zapewnia Czaja.
Podczas spotkań wicestarosta i zastępca komendanta opowiadają m.in. o objawach, jakie w młodych organizmach wywołują dopalacze. A także podkreślają skalę potencjalnego niebezpieczeństwa, które może grozić wykładowcom... ze strony uczniów.
- Po zażyciu dopalacza młody człowiek przeżywa gwałtowne huśtawki nastrojów. Od totalnego wyciszenia po skrajną agresję - opowiadał komendant. - W komendzie czterech policjantów nie mogło utrzymać szalejącego delikwenta.
Policjant przestrzegał i prosił nauczycieli, by ci na własną rękę nie interweniowali, gdy będą świadkami handlu dopalaczami. A zamiast tego informowali o wszystkim funkcjonariuszy - np. o kolorze i numerze rejestracyjnym podejrzanego auta, które pojawiło się w sąsiedztwie szkoły.
- Z resztą sobie poradzimy - zapewniał Szreiber. - Brawura jest niepotrzebna, bo czasem wystarczy, że nauczyciel się pokaże i tak spłoszy handlarza. I skutecznie utrudni młodym dostęp do niebezpiecznych używek.
Nauczycieli interesował m.in. czas reakcji policji, czy patrol na miejsce dotrze wystarczająco szybko. Pedagodzy wskazywali także miejsca w sąsiedztwie szkół, gdzie młodzież zbiera się np. by palić papierosy.
Dariusz Cichy, powiatowy inspektor sanitarny, który uczestniczył w akcji zamknięcia sklepów, przywołuje naradę sztabu kryzysowego, w której wzięli udział przedstawiciele lokalnych służb porządkowych.
- Strażnicy opowiadali przerażające historie z okresu sezonu letniego. Brak było jednak podstaw prawnych, by ukrócić ten bandycki proceder - powiedział nam wczoraj.
Samorządowo-policyjna akcja będzie kontynuowana. Przedstawiciele straży miejskich i gminnych pojawiać się będą też w podstawówkach i gimnazjach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?