Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znaleźli wrak statku parowego, nie ma śladu po ORP Orzeł

Szymon Szadurski
- Jesteśmy niemal pewni, że znajdziemy "Orła" - mówili przed wypłynięciem z Gdyni uczestnicy ekspedycji
- Jesteśmy niemal pewni, że znajdziemy "Orła" - mówili przed wypłynięciem z Gdyni uczestnicy ekspedycji Tomasz Bołt
Niespodziewane przygody przeżyli członkowie załogi katamaranu "IMOR", którzy przed tygodniem wyruszyli z Gdyni na Morze Północne, aby odnaleźć wrak legendarnego, polskiego okrętu podwodnego ORP "Orzeł".

Uczestnikom ekspedycji na razie nie dopisuje szczęście, niemal na półmetku 17-dniowej wyprawy nie udało im się natrafić na ślad "Orła", wykryli natomiast niezidentyfikowany wcześniej handlowy statek parowy. Członkowie Ekspedycji Orzeł zmagać się muszą ponadto z silnymi sztormami, które w czwartek zmusiły ich do przerwania poszukiwań.

- Kierownictwo wyprawy uznało tego dnia, że ze względów bezpieczeństwa przebywanie katamaranu na otwartym morzu jest niemożliwe - mówi Wojciech Godlewski z biura prasowego wyprawy. - Obecnie jednak "IMOR" wrócił już na pozycję, na której przerwał poprzednio poszukiwania i badania są kontynuowane.

Monotonię przeczesywania dna morskiego 16-osobowej załodze katamaranu umiliło natomiast niespodziewane zdarzenie, do którego doszło, gdy "IMOR" z włączonym sonarem przepływał przez jedną z Cieśnin Duńskich. Specjalistyczne urządzenia zasygnalizowały obecność wraku, jak się później okazało, mierzącego około 60 m i szerokiego na 8-12 m parowego statku handlowego.

Jednostka jest obecnie w fatalnym stanie, zdaniem członków ekspedycji musiała wpaść na minę podczas II wojny światowej. Reszty dzieła zniszczenia rozerwanego doszczętnie kadłuba dokonały silne prądy morskie.

Nowe odkrycie cieszy, ale wyprawie najbardziej zależy jednak na zlokalizowaniu "Orła". Uczestnicy ekspedycji szansę na powodzenie przed wyjściem w morze oceniali na 80-90 procent. Optymizm taki wynikał m.in. z faktu, iż członkowie Morskiej Agencji Poszukiwawczej przez niemal trzy lata dokładnie analizowali norweskie, polskie, alianckie i niemieckie archiwa, aby na ich podstawie ustalić najbardziej prawdopodobny scenariusz zatonięcia polskiego okrętu podwodnego.

Po lekturze tych wszystkich dokumentów doszli do przekonania, że "Orzeł" musiał pójść na dno na skutek wpłynięcia w niemieckie pole minowe. Zostało ono ustawione przez Kriegsmarine kilka dni przed ostatnim patrolem okrętu, alianci nie wiedzieli o nim, dlatego nie ostrzegli załogi o grożącym niebezpieczeństwie. Znane są dokładne współrzędne dawnego pola minowego, poszukiwacze wyznaczyli więc strefę 15 na 20 mil morskich, w której ich zdaniem spoczywa wrak.

Jeśli nie mylą się w swoich obliczeniach i uda im się przeczesać cały teren minowiska, "Orła" odnajdą, bo specjalistyczny sprzęt na pewno wykryje jego wrak. Problemem mogą być jednak warunki pogodowe.
- Katamaran "IMOR" musi wrócić 13 sierpnia do Gdyni, bo zaangażowany jest w kolejne projekty - mówi Wojciech Godlewski.
Jeśli więc sztormy uniemożliwiłyby poszukiwania w kolejne dni, nie uda się przeczesać całego terenu.

Odnalezienie wraku byłoby sensacją na światową skalę. Legendarny okręt, będący dumą polskiej floty, zatonął w niewyjaśnionych okolicznościach w maju lub czerwcu 1940 r. Jego 60-osobowa załoga wsławiła się wcześniej m.in. brawurową ucieczką z portu w Tallinie, w którym "Orzeł" został internowany. Jednostka po tej akcji dołączyła do sił alianckich, a podczas walk u wybrzeży Norwegii zatopiła niemiecki statek "Rio de Janeiro" z żołnierzami i wojskowym sprzętem na pokładzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki