Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślub Zbyszka Cybulskiego, jaki trudno zapomnieć

Alicja Zielińska
Polski James Dean. Swoimi rolami wzbudzał zachwyt publiczności. Zbigniew Cybulski był w latach 50. i 60. nadzieją polskiego kina. Ale jego światowe życie ma też swój wątek związany z Chmielnem - pisze Alicja Zielińska

30 sierpnia tego roku mija 50 lat od wydarzenia, jakim żyła wówczas cała Polska, nie tylko artystyczna. Ślub wziął Zbyszek Cybulski, młody, obiecujący aktor, który wzbudzał zachwyt wielu panien oraz znawców filmu, także poza granicami.

To był ślub, który mimo upływu czasu i tak ogromnego tempa przemian, pamiętają w Chmielnie do dzisiaj starsi jego mieszkańcy. Niezwykły, inny niż te tradycyjne kaszubskie. Z cygańską orkiestrą i gośćmi z wielkiego artystycznego świata - malarzami, aktorami, reżyserami, pisarzami... Przyjechali do Chmielna, by bawić się na weselu Zbyszka Cybulskiego i Elżbiety Chwalibóg, wówczas jeszcze studentki Akademii Sztuk Pięknych.

Młodzi najpierw wzięli ślub w Sopocie, a potem zapakowali towarzystwo w autobusy i wyruszyli za Kartuzy, do niewielkiego Chmielna, gdzie przy akompaniamencie cygańskiej orkiestry bawili się w restauracji Józefinka należącej niegdyś do Huberta i Genowefy Skrzypkowskich.

Pana młodego skuto łańcuchami, pani młodej wręczono chruścianą miotłę, a potem młodzi otrzymali żywego prosiaka, który oczywiście im uciekł. Na weselne przyjęcie zjechało ponad 100 osób. To zdecydowanie więcej niż planowano. W restauracji dostawiano stoły i krzesła, by wszystkich pomieścić. A jak wspominają starsi mieszkańcy, zabawa trwała trzy dni.

- To było niezapomniane wydarzenie tego lata, na miarę całego kraju, bo na wesele Zbyszka zjechał cały Bim-Bom, cała artystyczna socjeta Wybrzeża i Polski - wspomina aktorka Zofia Czerwińska. - Zbyszek ożenił się z Elą, przepiękną dziewczyną, trochę późnawo, bo jak widać ze zdjęć, ich syn Maciek był już w drodze. Ten ślub był w ogóle przedziwny. Po ceremonii ślubnej w Sopocie, zresztą cywilnej, pojechaliśmy autobusami do dużej kaszubskiej karczmy, gdzieś za Kartuzy. Atmosfera, jaką stworzyli państwo młodzi, też była niezwykła, odbywały się życiowe spory, zawarte zostały nowe przyjaźnie, tworzyły się konflikty, inne nieporozumienia zostały rozwiązane. Młodzi dostali ode mnie nocnik, taki piękny, porcelanowy z napisem na dnie "gdybyś się Zbyszku zesrał ze szczęścia". Pisał potem o tym Zygmunt Kałużyński - który uwielbiał takie dość pieprzne dowcipy. Sam Zbyszek nie był chyba zachwycony, ale nie dał mi tego odczuć. Z nocnika tego jednak korzystał potem Maciek, który się niedługo potem urodził.
Po 50 latach
Nie żyją już właściciele słynnej Józefinki. Nie istnieje też restauracja. Jej miejsce zajmuje sklep odzieżowy i kwiaciarnia. Ale wchodząc do pomieszczeń na piętrze, odnosi się wrażenie cofnięcia w czasie - jak przekroczenie magicznej szafy, niczym u Alicji z krainy czarów... Meble z lat 50., 60. i starsze, na ścianach stare obrazy, gdzieś tyka stary zegar. Z pomieszczeń jakby dochodziło przekomarzanie prof. Juliusza Studnickiego z żoną, ma się wrażenie, że za chwilę ze sztalugami z któregoś z pokoi wyjdzie Janina Tolik, czy usłyszymy słynne powiedzenie prof. Józefy Wnukowej - tu się wjeżdża jak do nieba...
Dawne Chmielno, nazywane mekką artystów, też się zmieniło. Nie ma rzeźb, jakie pozostawiali artyści na pamiątkę pobytu, nie ma nawet plenerów, na które tak bardzo lubili przyjeżdżać malarze - studenci i profesorowie.

Ach te widoki

- Ela przyjeżdżała tu na plenery, a Zbyszek razem z Bogumiłem [Kobielą - przyp. red.] pedałowali na rowerach z Gdańska, by psocić dziewczynom i podrywać je - wspomina Stanisław Skrzypkowski, syn właścicieli Józefinki. - Podglądaliśmy ich z chłopakami. Pomagałem też mamie przy gościach, bo nad restauracją zawsze były gościnne pokoje, i tak jest do dzisiaj. Prezesie krasnoludków, mówił do mnie profesor Studnicki, a ja biegałem od pokoju do pokoju i np. budziłem gości według zamówionych godzin. A to coś im przyniosłem, a to w czymś pomogłem. Lubiłem kręcić się przy naszych gościach. Czułem, że byli niezwykli, jak z innego świata. Mama im szykowała pokoje. Wielu miało swoje ulubione, do których chętnie wracali. Obiady też podawane były każdemu w pokoju.

- Takich wydarzeń się nie zapomina! Miałem wtedy 11 lat - na twarzy pana Stanisława pojawia się uśmiech. - Najpierw, jak chcieli rodzice młodych, miało to być skromne przyjęcie, na 30 osób. U góry.

100 gości
- Gienia, ty to zrobisz najlepiej - mówili do mamy. A mama, znając artystów, tłumaczyła, że lepiej na górze zrobić poczęstunek dla "starszyzny", a młodym zorganizować zabawę w Józefince. I tak też przygotowała. A tu, ku zaskoczeniu, zjechało ponad 100 gości. Zabrakło stołów, krzeseł. Nosili je wszyscy, razem z młodą parą. My, dzieciaki, też biegaliśmy wniebowzięci, że możemy pomóc. Pamiętam, że pogoda nie była najlepsza. Był pochmurny i dżdżysty dzień, ale już kolejne były ciepłe, bo goście spędzali je nad jeziorem. Jedni się kąpali, inni pływali kajakami. Korowód weselny też był niesamowity. Mimo że ślub był w Sopocie, to tutaj też młodzi wyszli z urzędu. Towarzyszyła im kapela cygańska, która chyba przyjechała za nimi. Wcześniej goniłem na pole po krowy, bo łańcuchy były potrzebne. Skuty nimi został Zbyszek, a Eli ktoś wręczył wielką miotłę z brzozowych gałęzi. Dostali też żywego prosiaka, a na głowy piękne wianki z kwiatów polnych założył obojgu prof. Studnicki.

Wesele to oglądało wielu mieszkańców Chmiela, bo dla nich również było to wydarzenie nie lada, że do ich wioski przyjechał artystyczny świat. - Mieszkałam w pobliskim Chmielonku, ale byłam ogromnie ciekawa tak niecodziennych gości - przyznaje Gabriela Złoch. - To było ogromne wydarzenie dla nas wszystkich. Pamiętam, że potem długo temat wesela był głównym tematem we wsi.
Dzisiaj wielu młodych mieszkańców Chmielna nie kojarzy nawet nazwiska - Zbigniew Cybulski. - A kto to był - odpowiadają pytaniem na pytanie, czy wiedzą, gdzie było jego wesele.

- Przydałaby się informacja, że w tym domu było takie wesele, że przebywał tu Zbigniew Cybulski i że właśnie Chmielno wybrał jako miejsce swojego wesela - mówi z przekonaniem Iwona Bronk, sprzedająca w sklepie, gdzie dawniej znajdowała się restauracja Józefinka. - Żeby nie poszło to w zapomnienie. To przecież też ciekawy akcent dla turystów, a postać Zbyszka Cybulskiego nie jest taka sobie, zwyczajna, anonimowa. Chmielno powinno być dumne, że kiedyś właśnie tu chcieli wypoczywać artyści.
Domiar za domiarem
Józefinka przestała być własnością rodziny Skrzypkowskich w 1952 roku.
- Ciągłe dokładanie tzw. domiaru spowodowało, że ojciec zmuszony był oddać restaurację - dodaje Stanisław Skrzypkowski. - Wzięła to gminna spółdzielnia, ale mama nadal tam pracowała. Została także z nią wspaniała pani Józefa Ptach, od której imienia powstała właśnie nazwa restauracji, bo wcześniej to była Gospoda pod Lipami, z racji dorodnych lip przed wejściem. Po oddaniu części restauracyjnej pozostały nam pokoje dla gości. Nadal więc przyjeżdżali malarze, rzeźbiarze, aktorzy, pisarze, a takim pomostem pomiędzy tym artystycznym światem a Chmielnem był prof. Studnicki z żoną, rozmiłowany w tym miejscu. To były czasy niezwykłe. Chmielno przecież nie miało komunikacji z Kartuzami. Goście często dojeżdżali pociągiem do Garcza, a stamtąd gospodarze odbierali ich furmankami albo były piesze wędrówki. Było cicho, spokojnie. To gościom odpowiadało. Pokoi też było jak na tamte czasy już sporo, m.in. u Peplińskich, Stenclów, Bystroniów czy Żaczków. W 1961 roku do Chmielna zaczął jeździć autobus. Potem przyszła moda na ośrodki wczasowe. Zaczęto wykupywać tereny nad jeziorem, budować. Artystom zaczęło być "duszno i ciasno".

Brak artystycznego ducha

W latach 90. współpracę z artystami z Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku próbował podjąć wójt Zbigniew Roszkowski. Na jakiś czas powrócono do organizowania plenerów malarskich i rzeźbiarskich. Wszystko jednak "umarło śmiercią naturalną", ale artystycznego ducha wciąż w Chmielnie się czuje. W miejscowym domu kultury organizowane są wystawy malarstwa, fotografii. Szkoda tylko, że zapomniano o Cybulskim, który cząstkę swojego życia pozostawił w Chmielnie...

- Na pewno mamy moralnego kaca, że coś fantastycznego przegapiliśmy, przespaliśmy - mówi Zbigniew Roszkowski, wójt Chmielna na wieść o tegorocznej rocznicy wesela Zbyszka Cybulskiego, które odbyło się pół wieku temu, właśnie w tej miejscowości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ślub Zbyszka Cybulskiego, jaki trudno zapomnieć - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki