Kaszuby: Rybacy jeziorni czują się oszukani

Jesteśmy dyskryminowani i wykorzystywani, a państwo jest wobec nas niesprawiedliwe - mówią użytkownicy jezior na Kaszubach. Rybacy morscy mają wiele przywilejów, m.in. dotacje na paliwo, przestojowe, ekwiwalenty połowowe, nie zarybiają, a jedynie łowią. My nie mamy nic. Naszym jedynym przywilejem jaki mamy to ... płacenie wysokich czynszów.

O uprawnieniach, jakie mają rybacy morscy i użytkownicy jezior w województwie pomorskim toczyła się burzliwa dyskusja w Ostrzycach z udziałem wiceministra rolnictwa Kazimierza Plocke, posłów - Stanisława Lamczyka i Zdzisława Czuchy, a także europosła Jarosława Wałęsy.

- Prawo nie jest równe - mówił Jacek Łukasik, wiceprzewodniczący Towarzystwa Rybackiego, oddział w Gdańsku. - Zmieniono nam status z dzierżawcy jezior, na użytkowników. Płacimy wysokie czynsze, które są obliczane jak za opłaty za grunty rolne, a my mamy aż 16 razy mniejsze dochody z 1 ha wody, niż z 1 ha gruntów rolnych.

- Przejęliśmy jeziora "wyłowione", o obniżonym lustrze wody, zanieczyszczone, zarośnięte - wylicza też Jan Czapiewski użytkownik 12 jezior na Kaszubach. - Nikt nie widzi naszych problemów, czujemy głęboką niesprawiedliwość.

Jak się okazuje w Sejmie została przyjęta ustawa ze zmianami dotycząca rybactwa śródlądowego. - Udało się wprowadzić zapis, że po wygaśnięciu umowy, dotychczasowi użytkownicy mają prawo do jej kontynuacji - wyjaśniał Zdzisław Czucha. - Wprowadzony został także europejski program odnowy węgorza.

- Krzyczcie, razem walczcie o swoje, pomogę wam, ale w pojedynkę nic się nie zrobi - radzi kaszubskim użytkownikom jezior wiceminister Kazimierz Plocke.- Od 2013 roku są pieniądze na dodatkowe działania w tym zakresie, może do tego czasu uda się wywalczyć przywileje dla jeziornych, np. dopłaty do paliwa czy narybku.

- To ostatni moment na nagłośnienie problemu, bo w parlamencie europejskim już toczą się debaty na temat wspólnej reformy rybołówstwa - dodaje J. Wałęsa. - Czas więc głośno i dobitnie wyartykułować problemy rybaków jeziornych.

Ratujmy jeziora
Z Janem Czapiewskim o stanie kaszubskich jezior rozmawia Alicja Zielińska

Kaszuby słyną z jezior. Każdego roku tysiące turystów korzysta z ich uroków i zasobów...

Ale jeśli nie pomożemy razem naszym wodom, niedługo turyści nie będą mieli po co tu przyjeżdżać. Człowiek je niszczy i człowiek powinien o nie zadbać. Tymczasem linie brzegowe są coraz bardziej zarośnięte, do wody wciąż idą niekontrolowane ścieki. Ryba na tarła poszła głębiej, ale tam ze względu na niesprzyjające warunki, ikra przestała przeżywać. Prawie 80 proc. dna jezior jest czarna, bez życia. To z czego ma żyć ryba? Zmniejsza się więc zasobność jezior w ryby. Znika węgorz, który potrzebuje dna bogatego w skorupiaki, mięczaki. Znika sielawa.

Co użytkownicy robią, by ryba nie zniknęła i również wędkarze mieli co łowić?

Zarybiamy. Wpuszczamy do wód miliony wylęgu. To ogromne koszty. Nie zdajemy sobie sprawy, że aby cieszyć się złowioną rybą potrzeba wielu lat, np. by węgorz osiągnął wagę ok. 1,5-2 kg, taki jest najsmaczniejszy, musi rosnąć ...10-15 lat! Tymczasem my musimy zadbać o odpowiednie warunki i jednocześnie walczyć, chociaż nie mamy żadnych argumentów i możliwości, z tymi, co jeziora zanieczyszczają, a także z kłusownikami i ostatnio naszą zmorą - kormoranami. Ten ptak potrafi w ciągu roku wybrać dziesiątki tysięcy ton ryb.

Mówicie też, że zmniejszają się jeziora...

Tak, i to znacznie, np. Jezioro Gowidlińskie po obniżeniu lustra wody jest mniejsze o ok. 80 ha! Ale użytkownik i tak płaci za wcześniejszą jego wielkość.

Dlaczego?

Zmiany te nie są uwzględniane. Jak podkreślał poseł Czucha, tu bardziej sumienne powinny być samorządy lokalne, które powinny rzetelnie egzekwować prawo oraz starostwo, w którego gestii jest wyznaczanie linii brzegowej, a tym samym uaktualnianie jej.